środa, 11 marca 2009

Obrzeża Doliny Zamków i Ogrodów czyli zanim poznałam Kotlinę Jeleniogórską

Najpierw ruszyłam na podbój okolicy co wiązało się z licznymi zleceniami spływającymi z Narodowego Muzeum Rolnictwa w Szreniawie pod Poznaniem. Sporo czasu poświęciliśmy na, bogate w zespoły dworsko- czy pałacowo - folwarczne, tereny okolic Lwówka Śląskiego z renesansowym „małym Wawelem” w Płakowicach łącznie. Robiliśmy też okolice Gryfowa, Świerzawy, Zgorzelca... a dalej - w Polskę (opolskie, wielkopolskie, lubuskie i inne). Robota folwarczna to brudna robota, czasem skojarzona z zapachem nie przypominającym w niczym zapachu fiołków. Lecz fantastyczna. Widziałam to czego nie wiedziałam dotąd i nawet nie myślałam, że coś takiego istnieje. Najbardziej zaskoczyła mnie nieprawdopodobnie techniczna i bardzo racjonalnie zorganizowana infrastruktura zespołów.
Np. w długiej terytorialnie wsi Ubocze znajdowały się cztery, całkiem spore zespoły. Ten, o którym piszę, środkowy, zdawał się być największy. Pałacu już nie było, gdyż cenna cegła z jego rozbiórki na odbudowę stolicy pojechała w początku lat 50-tych bodajże, lecz zachowały się budynki folwarczne.
Najczęstszym sposobem zagospodarowania majdanu gospodarczego jest czworobok. Budynki przylegają do siebie lub połączone są murami, zamykając dziedziniec. Pałac, dwór bądź rządcówka bywają ustawione w czwartym skrzydle, z reguły w pewnym oddaleniu od podwórza – pewnie, żeby zapach codzienności bydlęcej nie ranił pańskich nozdrzy. Czasem oddzielony ogrodem, czasem początkiem parku, który dalej rozwija się na jego zapleczu. Oczywiście modyfikacji tej zasady jest wiele, często zależnych od ukształtowania terenu. To, że stajnie końskie i powozownie (oraz późniejsze wozownie) wyposażone są w przepiękne kafle ceramiczne i czasem ceramiczną posadzkę posiadają – to folwarczna norma. Ale szokiem były techniczne ułatwienia pracy obsługi.

Ubocze jest takim najlepszym przykładem. Stanowiska zwierząt (krowy, konie) umieszczone przy ścianach dłuższych budynków. Podniesione do poziomu żłobów - korytarze paszowe, dostępne po kilku schodkach, rozmieszczone między ścianą a rzędem ceramicznych żłobów, często opatrzone są w mechaniczne wózki poruszające się na szynie, łatwo dostarczające paszę zwierzętom. Za stanowiskami (lekko nachylonymi ku osi wnętrza) znajdują się rowy odprowadzające gnojówkę do zbiorników, umieszczonych gdzieś na terenie majdanu lub poza nim i stamtąd zabieraną na pola, do użyźniania gleby. Mało tego, na dachu pałacu (tego już nie zobaczyłam bo pałacu nie było) - kolosalny zbiornik na wodę, z którego rurkami woda doprowadzana jest do mieszkań pałacowych i służby oraz do poidel w zwierzęcych żłobach. Krowa, wsadzając pysk do metalowego poidła, naciska zapadkę i plynie woda w dowolnej ilości. Coś nieprawdopodobnego !!! U siebie, w moim świętokrzyskim, nigdy czegoś takiego nie widziałam. Tyle technika. A uroda tych pałaców dla zwierząt ?
Proszówka … maleńka wioska położona u stóp ruin zamku GRYF, należącego do Schaffgotschów klucza gryfowskiego. Rodzina w poł. XIII w. przybyła z Turyngii do Starej Kamienicy k. Jeleniej Góry, skupiła w swych rękach masę włości okolicznych i stymulowała przez stulecia rozwój gospodarczy regionu. Dworek niewielki, nieciekawy, teraz podzielony na kilka mieszkań komunalnych dla wiejskiej biedoty, odsunięty od reszty. A z tyłu ? Cudo !!!! Jawiące się jak wielkie zamczysko z czterema narożnymi, cylindrycznymi bastejami. W środku – kwadratowy dziedziniec gospodarczy. Wnętrza stajni, chlewni, obór (już nie pamiętam co tam hodowane było) – wielkie, przestronne, halowe, nakryte przęsłami sklepienia żaglastego bądź krzyżowego, malowniczo spływającego na rzędy kolumn. Istna świątynia. Z budowli dla ludzi takie wrażenie zrobiło na mnie jedynie lubiąskie założenie klasztorne cystersów, które też inwentaryzowałam.
To budynki gospodarcze. Do tego pałace, stare zamki lub dwory. Stylowe, wysmakowane, przez architektów, nie przez zwykłych budowlańców wznoszone. I ogrody i parki. Pałac w Skale pod Lwówkiem, zbudowany ponownie ok. poł. XIX w., przez chrześniaka Napoleona, niemieckiego księcia Konstantyna. F.W. von Hohenzollern - Hechingen
... Już ruina lecz przed nim wielopoziomowy ogród na kamiennych tarasach. Za pałacem – wspinający się po skale - park angielski... teraz to wszystko to mizerne resztki dość skromnie świadczące o minionej przeszłości.
Nie chcę robić wykładów bo nudne się stanie ale gdyby tak nasi współcześni możni tak zaszaleć umieli i dla siebie ale też dla urody pejzażu tak budować chcieli, ech...


12 komentarzy:

  1. http://www.naszesudety.pl/?p=artykulyShow&iArtykul=3989

    nie wiem czy się nauczę... wklejanie linków jest chyba trudne. a czytać instrukcji mi się nie chce. Pod powyższym adresem - krótka opowiastka co drzewiej w Skale się działo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może i trudne, ale link działa!!! :))) Marianko, sądzę, że zachwyt nad tymi cudami techniki zamierzchłej bierze się z nieznajomości i zadufania ... wydaje się nam, że nasi przodkowie byli jakby ... mniej pomysłowi :)- a przecież wiele jest świadectw jeszcze, które mówią nam wprost przeciwnie ... tylko przyjrzeć się trzeba- Ty, jako kielecczanka powinnaś znać muzeum Przypkowskich ... choćby ... :) ... pomijam resztę (a naprawdę jest co oglądać również w świętokrzyskim!) ... mnie na przykład, z pobytu w tym muzeum, mocno zapadła w pamięć ... drewniana lodówka :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Vicek nie tak dokładnie. Nie przeczę,że nasi przodkowie byli genialni i że gospodarować nie umieli. Znam muzeum Przypkowskich i wiele innych pozytywnych spraw. Jednak przyznaj,że gospodarczo, kulturowo i technologicznie przedwojenna Polska a zwłaszcza jej ziemie zaburzańskie, były dużo bardziej do tyłu. Gdy ludzie stamtąd przyjechali tutaj, nie mieli pojęcia w jakie bogactwo trafili, wielokrotnie nie wiedzieli do czego służy, czego używać, więc lepiej było zniszczyć. Przygotowałam następnego posta na temat co stało się po wojnie.
    Żebyś miała jasność - nie oceniam, nawet nie bardzo w fakty ubieram, choć mogę bo sporo ternu znam. Jedynie opowiadam o swoich odczuciach rejestrując co widzę.
    Wjeżdżała na te kolosalne podwórka i nie było miejsca nie zasłanego gnojem. Przed barokowym pałacem, czy w fontannie. Zupełnie inny sposób gospodarowania, niechlujny i bałaganiarski, nieumiejętność poszanowania czegokolwiek. Oczywiście nie wszyscy ale większość. Nie mówię o drobiazgach rolniczych typu ciągniki, czy na wpółautomatyczne wialnie do zboża, które pewnie i u nas można było gdzieniegdzie u lepszych gospodarzy znaleźć. Mówię o całokształcie.
    Zresztą, jeździłam na żniwa do dziadków pod Sandomierz w latach 60-tych, babcia używała sierpa, dziadek kosił kosa, my wiązaliśmy snopki skręcając powrósła. A rejon rolniczo rozwinięty bo ziemie urodzajne...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ps. znaczy "umieli.." - w pierwszym zdaniu, sporo literówek strzeliłam ale nie chce mi się poprawiać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fakty, o których piszesz Marianko, są uzasadnione, jak najbardziej, historyczno- społecznie- nie sposób tych różnic nie widzieć do dziś, mimo, że wiele się już zmieniło :) ... przyznam wreszcie, ekhe ... poruszają mnie takie właśnie tematy - mam dziwny sentyment do wszystkiego, co stare ... (w tym stare cmentarze, co często wywołuje nadmierne zdziwienie :) - każde stare miejsce jest dla mnie nieskończoną i fascynującą opowieścią ... chętnie przenoszę się w czasie podglądać życie zwykłych i niezwykłych ludzi - co do różnych sposobów gospodarowania ... nie sądzę, że można by zarzucać niechlujstwo i bałaganiarstwo bez uznania wpływu edukacji, która w jednym przypadku miała miejsce- w drugim nie - pewnie wiele jeszcze czynników miało wpływ na taki, a nie inny obraz rolniczo- przemysłowej przedwojennej Polski, ale najmniej obwiniałabym tych prostych ludzi :) Aaaa ... nie mówię, że ich obwiniasz! :))) Znałam osobiście ludzi "stamtąd"- po wojnie wiele rodzin zjechało przecież na zachód - niewielu umiało się podpisać ... a co dopiero gospodarzyć ... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zbyt pozno zaczelam ...podrozowac.Zbyt pozno.
    Teraz na wielu terenach tylko zgliszcza zostaly.
    Wstyd przyznac...jeleniogorskiego nie znam w ogole.
    Ale z przyjemnooscia poznaje po tych waszych opowiesciach.A wyobraznia nadal...pracuje.
    Dzieki dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Możnaby się zastanawiać nad uwarunkowaniami tego niechlujstwa i w sumie, każdy z grubsza ma jakąś swoja teorię. W następnym tekście kilka takich przesłanek podaję, choć wiem,ze to nie wszystko

    OdpowiedzUsuń
  8. A ciebie Bosz-ko na wakacje do siebie zapraszam, łącznie z towarzyszem, poznasz moje okolice

    OdpowiedzUsuń
  9. ...mowe mi odjelo.
    Marianko.Dziekuje skowronkowo!:)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam nadzieję, że tych różnic między ziemiami zachodnimi a wschodnimi nie wiążesz z narodowościa ich przedwojennych mieszkańców ? Bo taki stereotyp "polnische Wirtschaft" z jednej, i "Ordnung muss sein" z drugiej strony nie całkiem odpowiada prawdzie. Ziemie zach. miały wyższą kulturę gospodarowania i to pozostało aktualne nawet do dzisiaj. wymusiła to matka natura - gorsza jakość ziemi wymagała zintensyfikowania gospodarki. Bogactwem ziem wsch. były natomiast tłuste, zyzne czarnoziemy, w które wystraczyło wsadzić byle patyk, żeby pieknie rozkwitł. Polacy przyjeżdżając na ziemie zach. potrafili się dostosować do wymogów natury i równie swietnie gospodarowali, co Niemcy lub zgermanizowani autochtoni (exemplum Antoni Radziwiłł, Czartoryscy). A zdarzały się równiez wybitne jednostki, które mimo fatalnego zaplecza (pochodzenie z nizin społecznych), potrafiły wygrać współzawodnictwo z utytułowanymi, bajecznie bogatymi, zaprawionymi w umiejętności pomnażania majątków przedstawicielami rodów arystokratycznych. Tak było w przypadku Karola Goduli na Górnym Śląsku, który rozpoczynał karierę u Ballestremów, przyczynił się znacznie do wzrostu ich znaczenia, a potem usamodzielnił się i wkrótce przerósł swoich chlebodawców, a swoją wychowanicę Joannę Gryzik wydał za zubozałego Schaffgotscha. Takie to były piekne czasy, ten XIX wiek! Może i krwiożerczy był ten kapitalizm, ale jakie mozliwosci stwarzał dla wybitnych jednostek.

    OdpowiedzUsuń
  11. Natura więc kształtuje charaktery... Jednak w genach plemeiennych też coś być musi, jako,że gdyby od natury wszystko zależało, to można byłoby wykorzystać bardziej rozwiniętą cywilizację do własnych potrzeb ku chwale własnej kieszeni i dobra nowej ojczyzny, że tak w patetyczny róg dmuchnę.

    OdpowiedzUsuń
  12. To chyba oczywiste, że ma to związek z narodami - Germanie od zawsze byli techniczni, Słowianie raczej romantyczni. I chociaż Polska wielu świetnych inżynierów zawsze miała, przełożenia na przemysł zawsze brakło - nawet w okolicznościach sprzyjających. W ogóle wydaje mi się, że rolnicza cywilizacja niemiecka początku XX w. na wschodnich rubieżach ówczesnej Rzeszy była najwyższą cywilizacją ze wszystkich pod względem technicznej jakości życia - budownictwa, umaszynowienia w domu i zagrodzie, urbanistyki, kulturowej intensyfikacji przestrzeni. Zarazem ich świadomośc tego geniuszu chyba ich zgubiła - uwierzyli w to, że są niemal bogami.
    pozdrawiam,
    Marcin

    OdpowiedzUsuń