niedziela, 27 marca 2016

święta

Jedno moje dziecko dziś (w Wielkanoc !!!) nad ranem wróciło z nart we Francji. Jest to jej trzeci wyjazd w ciągu ostatnich  trzech miesięcy: Portugalia, Austria, Francja. Drugie moje dziecko od stycznia zaliczyło wakacje na Kanarach, po czym poleciało na 1,5 miesięczne zgrupowanie do Calpe, z dwudniową przerwą na przylot do Polski i załatwianie spraw firmowych. Ich przyjaciółka wyszła za mąż za nepalskiego szerpę. Ślub się w Nepalu odbył.  Stroje młodej szyła rodzina przyszłego męża, na ślub w jurcie młoda pojechała tylko z tatą (mama stwierdziła, że to nie na jej nerwy), ostatnie kilometry - na osiołku (sorki- jeepem, nie te czasy). Kolejne dziecko pracuje w Dubaju, wcześniej w Stambule, Londynie i Moskwie. Święta spędza u nas Leopold - kolega starszego, który przyjechał z Poznania dziś rano. Leopold dopiero od trzech lat mieszka w Polsce. Jutro jadą do  rodziny dziewczyny starszego do Legnicy. W gościach był u nas inny kolega starszego, gościnnie w Jelonce u rodziców, na stałe w Poznaniu, ale za chwilę w Sztokholmie, gdzie dostał trzy razy lepiej płatną robotę (a mało w tym Poznaniu nie zarabia) ale chyba tam miejsca nie zagrzeje, bo w Szwecji niebezpiecznie z powodu uchodźców. 
A ja ugotowałam barszcz ze święconką, który jest jedzony przez różnych gości o różnych porach i poszłam z psem na spacer. Wczoraj wyskoczyłam z pracy do kościoła w Szklarskiej, poświęcić jajka bo byłabym niespokojna nie spełniając tego podstawowego, aczkolwiek atawistycznego (biorąc namiar na moje podejście do kościoła), obowiązku. 
W takim świecie żyję. Na granicy tradycji moich rodziców i należącej do młodych współczesności. Odstaję od jednych i drugich z tym moim upodobaniem do polskiego pejzażu i fizycznej orki w ramach urlopu. Wakacje  pod Suwałkami spędzę, żałując, że nie mogę być równocześnie w Kazimierzu. Z drugiej strony ciężko jest mi uwierzyć, że mam rodzinę rzeszowską, która każe mi uważnie patrzeć na niemieckie ręce, wykupujące polską ziemię, żeby ją przejmować i nas wynaradawiać.
Boli mnie głowa dzisiaj, może z powodu niezwykłego, jak na marzec upału. Pies na spacerze trzy razy wykąpał się w różnych strumieniach. Lato idzie.

środa, 23 marca 2016

dla p. CzRo

czemuś, nie mogę komentować u siebie, a kombinując z komentarzami usunęłam Pański komentarz z pod poprzedniego posta,   przepraszam najmocniej

wtorek, 22 marca 2016

niedługo szkło


Poczułam nieprzytomną zachłanność na książki. Przeczytałam wszystko nie przeczytane w domu, kupiłam sobie trzy i nie mogłam się doczekać kiedy przyjdzie kurierska poczta. Przyszły !!! Mam !!! Oby już dzień zawodowy się skończył..
Niedługo otworzymy wystawę szkła, trochę kryształów z lat 50-70. XX w. trochę szkieł unikatowych artystów wrocławskich, którzy współpracowali z hutami w Szklarskiej i Piechowicach. Znowu mnie męczy to, że tak niewiele wiadomo o naszym szkle powojennym. Chyba pora się nad tym pochylić w muzeum.
Panie CzRo - zapraszam 1 kwietnia o 17.00

poniedziałek, 14 marca 2016

chce mi się podróży

http://kolumber.pl/photos/show/place:1772998/page:14
Jak zwykle zaczyna się w marcu. Nosi mnie. Do jakiejś roboty ulubionej pojechałabym a tu martwy sezon. Więc jeżdżę palcem po mapie swoich wakacji. Płn.wsch. narożnik naszego pięknego kraju. Cholerka, co wybrać ? Sejneńszczyna, Suwalski Park Krajobrazowy a może Wigierski Park Narodowy? Nie znam zupełnie tamtych rejonów, poza jeziorami Krzywa i Biała Kuta w okolicach Pozezdrza. Ale to prawie Mazury, bo Giżycko o rzut beretem. Czy my zdążymy zobaczyć wszystko i poczuć a jeszcze przygodę przeżyć ? w 14 dni ??? Nowe pejzaże, inna architektura, zupełnie inna historia, inne religie i ludzie... już bardzo chce mi się jechać.

http://pozornie-zalezna.blog.pl/files/2015/06/suwalszczyzna-9.jpg


piątek, 11 marca 2016

xxx

Chce mi się gadać, szczerze do bólu. Nie mam z kim. Rodziny o pokolenie młodszej i pokolenie starszej martwić nie należy -  zrobią z igły widły, przyjaciółki.... chyba już kiedyś powiedziałyśmy sobie wszystko o wszystkim. O czymże chciałabym pogadać ? A np. o śmierci.  Temat tabu w naszej kulturze, temat który natychmiast sprowokuje odpowiedzi typu "przestań, jeszcze masz czas", nie gadaj głupot, jesteś za młoda", albo i panikę "ona o czymś mi nie mówi !". Nie o to chodzi. Dzisiaj w drodze do pracy przemknęło mi przez myśl, że w sumie śmierć to musi być nieprawdopodobna ulga, od wszystkiego, co usiłujemy sobie narzucić kurczowo trzymając się życia. A tak naprawdę nic już ode mnie nie zależy poza resztą mojego życia. A czy kiedykolwiek zależało ?
Jestem zmęczona, nic mi się nie chce, nie umiem się cieszyć, ludzie mnie nudzą, nic mnie nie motywuje bo nie widzę sensu.  Ja. mi, mnie, ja, ja, ja, tak ja. Chcę pogadać o sobie. Jestem pępkiem swojego świata. Właściwie to może chciałabym wypłakać się na cudzym ramieniu. Ale z czego ? Ze starości ?

marcowa wiosna


wtorek, 8 marca 2016

strach

"Bać się – to zazwyczaj jest pomysł, który stał się odruchem. Smucić się i być samotnym to zazwyczaj również jest pomysł." 
Tak napisał jeden Młody, który dobrze pisze więc ostatnio go czytam.  Akurat na temat strachu dużo mi się  myśli, bo ja martwię się ciągle. O dzieci, rodziców, pracę, a nawet pieniądze. Ale jak ma być inaczej skoro skoro to co  pamiętam z dzieciństwa to strach ?
Strach,  że tata nie przyjedzie, bo przecież mógł mieć wypadek na motorze.
Strach co będzie jak tata przyjedzie, a ja urwałam lalce nogę. 
Strach, że się zabijemy na trasie WZ bo tata jedzie szybko jak wariat.
Strach, że dostanę dwóję z chemii i będzie katastrofa.
Strach, że nie dostanę się na studia i nie znajdę pracy, bo przecież jestem tylko sobą.
To moje dzieciństwo, powiązane ze strachem mojej mamy. Współczuję jej, że całe życie się boi i jestem wściekła na siebie, że tak trudno mi z tego wyjść.I, że przenoszę strachy na swoje dzieci. Choć tak bardzo się staram o nic nie martwić.
Na to konto zrobiłam sobie mały przegląd zysków i strat. Wyszło mi, że mam dobre życie. Mimo kilku bardzo ważnych śmierci, a może właśnie dzięki nim, jestem bardzo silna. Nie na tyle silna jednak, by pozbyć się strachu.Albo raczej by uwierzyć, że jest tylko moim pomysłem, odruchem.

środa, 2 marca 2016

Droga

Moja droga do pracy. Ze względu na ten widok lubię zimą jeździć do roboty. Przedwiośnie to zdecydowanie najgorszy okres roku. Pogoda ekstremalnie zmienna, aktualnie panuje zima ale jutro już powinna sie rozpłynąć. Nic mi się nie chce, nic mi nie idzie i zupełnie nic mi nie wychodzi - jak już przypadkiem uda mi się za coś wziąć. Ostatnio przestałam pracować popołudniami. Po co ? A nie mogę sobie leniwie gnić na fotelu ? Mogę. I, o dziwo, bez wyrzutów sumienia to robię, całymi popołudniami. Oczywiście jak już wrócę z psiego spaceru. Przeczytałam wszystkie książki domowe i pożyczone. Co polecam ? "Świadek" Roberta Rienta. Bardzo dobrze, lekko pisana, o dość aktualnym problemie: gej urodził się w środowisku świadków Jehowy, początkowo skrajnie praktykujący, potem totalny odwrót. W sumie co za różnica czy u jehowitów czy u katolików ? Religia to religia, pranie mózgu. Autor aktualnie wędruje dookoła świata zaczynając podróż koleją transsyberyjską. Pisze fajnego bloga, też polecam.
Chce mi się pisać, tematów mam huk. Co z tego skoro piszę jak powyżej ? Zastrzelić się. To przedwiośnie..