środa, 22 lutego 2017

secesja - jedna z twarzy Wlastimila Hofmana

Secesja, jako styl w sztuce europejskiej, trwała z grubsza od lat 90. XX w. do pierwszej wojny światowej. W Polsce jednym z jej głównych ośrodków był Kraków (mówimy o Polsce galicyjskiej w granicach sprzed 1918 r.). Wśród artystów uznawanych za malarzy secesji wymienia się wszystkich członków założycieli Towarzystwa Artystów Polskich "Sztuka" (1897): Mehofera, Wyspiańskiego, Fałata, Axentowicza, Malczewskiego, Chełmońskiego, Tetmajera Wyczółkowskiego, Stanisławskiego i mało znanego A. A. Piotrowskiego.... Zapominając trochę o Edwardzie Okuniu - najbardziej klasycznym przedstawicielu gatunku,  ale też on, w czasie rozkwitu polskiej secesji przebywał w Monachium, Paryżu, na Węgrzech i w Rzymie.   
Nie mówi się o niej również w odniesieniu do Hofmana, choć w jego sztuce pojawia się całkiem niemały asortyment secesyjnych środków wyrazu. Tak na marginesie  o Hofmanie w polskiej historii sztuki generalnie mówiło się i nadal mówi się mało. A  przecież w latach 1902 - 1939 wziął udział w 120 wystawach, miał 12 indywidualnych wystaw w Polsce i 18 za granicą - o ile liczba wystaw może świadczyć o jakości twórczości.http://life.forbes.pl/wlastimil-hofman-a-polskie-malarstwo-symbolistyczne,artykuly,177840,1,1.html
Hofman w malarstwie był nad wyraz różnorodny.  Tu zacytuję jego samego (B. Czajkowski "Portret z pamięci", Ossolineum,  1971):
„Niektórzy uważają, że jestem symbolistą i porównują mnie z Malczewskim.  Inni uważają, że zapatrzyłem  się w mistrzów quattrocenta, którzy upraszczali rysunek i gasili barwy (..). W niektórych środowiskach robi się ze mnie malarza religijnego. Mówiono też, ze jestem secesjonistą, że niekiedy przypominam impresjonistów, że otwieram pracownię dla  neoklasycyzmu, dywizjonizmu, nabizmu, syntetyzmu i w ogóle, czego kto chce i nie chce. Witkiewicz, po jednej z wystaw we Lwowie,  odkrył we mnie ekspresjonistę. W istocie chciano uczynić ze mnie eklektyka".
Faktycznie elementy wszystkich wymienionych kierunków można w jego obrazach.
Secesja, pomijając sprawy ideowe,  to formalnie z grubsza: dekoracyjność, skłonność do wertykalizmu, asymetria kompozycji, stosowanie płaskich plam, często pastelowych barw, kontur, gięta, falista linia.  Kiedy Hofman uległ secesji ? Chyba jej nie uległ lecz zawsze, niejako naturalnie, w zgodzie z własną intuicją posługiwał się zbliżonym zasobem środków formalnych. Bywają w jego twórczości okresy bardziej realistyczne, czasem używa bardziej ekspresyjnych barw i grubszej faktury, ale w ogólnym wyrazie są to obrazy secesyjne.   W końcu został członkiem "Wiener Secession" w 1907 r.

Jeśli ktoś chce przypomnieć sobie, co to ta secesja lub chce więcej szczegółów - proszę zajrzeć w link: https://kawiarnialiteracka.wordpress.com/2015/07/22/czym-jest-secesja/
Prezentowane obrazy pochodzą ze stron:
"Makolągwy" : https://www.pinakoteka.zascianek.pl/Hofman/Images/Makolagwy.jpg
"Dziewczynka":https://pl.pinterest.com/pin/464222674071984753/

niedziela, 19 lutego 2017

???

Przynudzam z tym Hofmanem ? Przynudzam. No to na chwilkę zmienię temat ale tylko na chwilkę, coby mnie szlag nie trafił. Z reguły gdy mam czas w niedzielę, oglądam hurtem "Kawę na ławę" oraz "Lożę prasową". Pierwszy traktuję z oka przymrużeniem, bo cóż politycy powiedzieć mogą innego niż to co mówią na co dzień i co wierchuszka każe ?
Żeby jasne było - dla porównania oglądam również programy innych stacji niż tvn, choć z tvp dawno dałam sobie spokój.
Ale dzisiaj oglądając "Lożę" zaczęłam się zastanawiać nad redaktorem Pawłem Lisickim. No bo inteligentny w końcu facet, nawet widać jak bardzo męczy się próbując  PiS w dobrym świetle postawić.  Tylko po co ? Płacą mu za to ? Bo nie wierzę,ze człowiek z rozumem takie bzdury wygadywać może. 
Swoją drogą.. złapałam się na tym, już kilkakrotnie zresztą, że im dłużej PiS swoimi działaniami się popisuje, tym bardziej negatywnie  nastawiam się do ludzi z Polski Wschodniej. O katolicyzmie nie wspomnę.  A przecież tolerancyjna jestem i przecież stamtąd pochodzę ( a może właśnie dlatego).

czwartek, 16 lutego 2017

trudne pytania, ale czy bez odpowiedzi ? Problem Ganimedesa u Wlastimila Hofmana.

   Jest taki temat ikonograficzny "Porwanie Ganimedesa". Malowany przez Correggia, Rembrandta, Rubensa, by tylko wielkich wymienić, a także przez Wlastimila Hofmana.
      Ganimedes to przepiękny królewicz trojański, w którym zakochał się sam wielki Zeus i wysłał orła, by Ganimeda porwać na Olimp. Niektórzy mówią, że sam Zeus przybrał postać królewskiego ptaka. Na Olimpie chłopiec został boskim kochankiem i podczaszym. Przez wieki historii utarło się, że temat wykorzystywany  był w malarstwie dla przemycenia wątków homoseksualnych.  W końcu homoseksualizm to nie jest wymysł naszych czasów, Grecy też nie ukrywali tematu jako elementu codziennego życia Hellady, a nawet Achilles i Patrokles byli kochankami.
   Dlaczego ja o tym piszę ? Otóż Wlastimil Hofman jawi nam się jako propagator panslawistycznych idei, wielkiego braterskiego związku państw słowiańskich. Był Polakiem po kądzieli, Czechem po mieczu. Ukochana matka - Teofila z domu Muzyk, wywodząca się z drobnej szlachty małopolskiej, lubiła sadzać swoja gromadkę dzieciaków przy stole i snuła opowieści o wielkich zmaganiach uciemiężonego narodu polskiego, o jego bohaterach, skutecznie sączyła nutę polskiego patriotyzmu. Musiało to na Hofmana podziałać, chłopcem był wrażliwym, z artystyczną naturą. Tak więc już jako dzieciak ogłosił się Polakiem, choć w krakowskiej szkole bywał przez młodych Polaków (i starszych również) gnębiony, to jednak czuł się Polakiem i przez całe swoje życie nim był.
Obrazy ze strony:  http://unikalneobrazy.pl/reprodukcje-obrazow-i-dziel-sztuki/3307-peter-paul-rubens-porwanie-ganimedesa.html

    Ale był też Czechem i nigdy nie zaprzeczał, że urodził się w Karlinie pod Pragą. I to był jego duży problem.
Polacy i Czesi różnili się między sobą we wszystkich sferach: historycznych, politycznych, mentalnych. Gdzie indziej szukali przyjaciół, zupełnie inne idee popierali. Oba narody w czasie młodości Hofmana wchodziły w skład katolickiej monarchii Austro-Węgierskiej i już stosunek do  "dominium" ujawniał różnice.
    Czesi stracili niepodległość jakieś sto lat wcześniej niż Polacy, w dużej mierze byli wynarodowieni. Dążenie do swej niezależności wyrażali poprzez  dbałość o własne dziedzictwo kulturowe, historię i próbę odnowy języka. Politycznie skłonni byli "powalczyć" o utworzenie w ramach monarchii austriackiej federacji narodów. Nie znosili Niemców, nie byli katolikami, gdyż katolicyzm uznawali za podporę monarchii, tradycyjnie byli rusofilami i słowiańskie odrodzenie widzieli wraz z Rosją. 
           Tymczasem Polacy stosunkowo niedawno utracili swoją państwowość i uparcie dążyli do odzyskania niepodległości. Choćby przez liczne zrywy narodowe.  Literatura polska pełna jest nawoływań i wskazań do walki, Polska  w niej sytuuje się jako Chrystus narodów. Katolicyzm był nierozerwalnie związany z polskością oraz z walką wyzwoleńczą. Nienawidzili Moskali, co miało związek z szeroko zakrojonymi akcjami rusyfikacyjnymi prowadzonymi na terenie zaboru rosyjskiego. Za to tolerowali Niemców, z którymi podpisali nawet pakt o nieagresji. 
            Do tego doszły spory o Zaolzie, Spisz i Orawę; polskie poparcie dla Słowaków chcących autonomii, czeskie - dla Ukraińców pragnących wyjścia z polskiej zależności oraz cała masa innych, drobniejszych spraw, które nie pozwalały na przyjaźń między tymi narodami.
            I tu znalazł się Hofman, który choć był Polakiem, swoją czeską ojczyznę również kochał. Jego idee fix to właśnie  braterstwo słowiańskie, polsko-czeskie, któremu dawał wyraz przez całe życie w wielu kompozycjach malarskich: Ganimedes, Słowiańszczyzna, Bracia, Tu i tam (1914-17) czy malowane w Palestynie: Za naszą i waszą wolność, Pogodzone siostry, Miecz sprawiedliwości nie zemsty, Złączone dole. Nie widziałam tych obrazów i, szczerze mówiąc, nie wiem gdzie są, nie wiem czy ktokolwiek je publikował. Mówi o nich Hofman w książce Czajkowskiego.
            Drugim sposobem realizacji tej idei była przyjaźń z poetą czeskiej dekadencji - Jerzym Karaskiem, który był również kolekcjonerem sztuki. Wraz z nim Hofman zorganizował, największą poza Polską, prywatną kolekcję sztuki polskiej. Karasek w swych wierszach łamał wszelkie tabu społeczne czy estetyczne. Często pisał o homoseksualizmie, był zwolennikiem wolnej miłości, również homoseksualnej, podobnie zresztą jak - zaprzyjaźniony z nim - Przybyszewski.
          I teraz mam pytanie: dlaczego Hofmanowy Ganimedes ma być wyrazem idei braterstwa narodów słowiańskich ?
 

Wlatimil Hofman w Szklarskiej Porębie

Malczewski- Hofman-Matejko, 1954 r., Wlastimil Hofman, ze zbiorów rodz. Panowicz
        Zadano mi ostatnio pytanie, czy Wlastimil Hofman - przenosząc się do Szklarskiej -  zdawał sobie sprawę z tego, na jaki teren jedzie. W sensie, czy wiedział o mieszkających tu przed wojną niemieckich artystach i ich artystycznej kolonii, w końcu znanej w Europie. 
       Myślę, że nie. Po pierwsze w jego listach, dokumentach, w jego wspomnieniach nie ma o tym wzmianki. Po drugie w żaden sposób nie przyswoił sobie tutejszej kultury. Po prostu na teren Szklarskiej "wkleił " Kraków i w tym galicyjskim Krakowie pozostał. Przywiózł tu zakopiańskie meble, świątki spod Krakowa i z Podhala, potrzebne mu do obrazów galicyjskie gadżety, czy stroje krakowskie. Cały czas utrzymywał kontakt z Krakowem czy szerzej - z Polską, głównie za pomocą  bardzo obfitej korespondencji.  Istnienie tej krakowskiej enklawy, między innymi, powodowało, że tylu mieszkańców miasta odwiedzało Wlastimilówkę -  wszyscy pragnęli odrobiny swojskości, polskości, na tym terenie zupełnie obcym pejzażowo, architektonicznie i mentalnie. 
       Oczywiście Wlastimil odnotował istnienie Gerharta Hauptmanna, nawet pisał o tym, że szkoda iż polskie państwo w żaden sposób nie upamiętnia pisarza, noblisty w końcu, więc nie powinno być ważne jakiej narodowości. Lecz o Gerharcie słyszeli tu wszyscy. 
       Dowodem na to, że nie oswoił Szklarskiej Poręby niech będzie brak pejzaży. Wprawdzie  pejzaż nie należał do jego priorytetów artystycznych, ale czy można być nieczułym na urodę tutejszej krainy, zwłaszcza będąc wrażliwym malarzem ?  Nie uchwycił też w żaden sposób tutejszego dziedzictwa kulturowego. Często zapewne przechodził obok - sztandarowej dla przedwojnia budowli - Hali Legend, która zniszczeniu uległa dopiero w latach 70. Nie zachwycił się, bliskim mu przecież, symbolicznym, bajowym światem tam zaprezentowanym ? Choć w zupełnie innej wersji mentalnej. Chyba nie, skoro nic o tym nie pisał. Zresztą... jak wszyscy Polacy, w pierwszych powojennych latach wrogo do niemieckiej kultury nastawieni. Jej odkrywanie rozpoczęło się dopiero w 90. latach XX w.  i trwa nadal. 
     Jest pewnie jeszcze parę innych powodów, dla których mógł nie znać tutejszej kolonii.  Galicyjski Kraków przed pierwszą wojną leżał na terenie Austro-Węgier. Polacy, którzy wywalczyli dla Galicji pewną autonomię, mieli ułatwiony  kontakt z Monachium czy Wiedniem. I w tamtą stronę ciążyli. Tam pokazywali się na wystawach,  tam odbywali podróże artystyczne, marzyli o tym, by podbić rynek wiedeński. Albo paryski, bo stolicą europejskiej kultury pozostawał jednak Paryż. Natomiast tutaj były Prusy, tutejsi malarze wystawiali się w Berlinie, który był dla nich centrum sztuki. Albo w Paryżu oczywiście. Tworzyli kolonię, zwaną śląskim Worpswede  i byli dumni z nazwy porównującej ich do najważniejszej, najbardziej spektakularnej europejskiej kolonii. Te dwa światy: krąg berliński i krąg wiedeński, to dwa zupełnie odmienne światy, również mentalnie, religijnie i na wszelkie możliwe sposoby.
        Ponadto tutejsi artyście niemieccy malowali pejzaż, takie było główne zamierzenie Bractwa św. Łukasza. Promowali urodę  Karkonoszy i zarabiali na dobrze uposażonych turystach, zwłaszcza tych latem zamieszkujących Jeleniogórską Kotlinę w licznych pałacach królewskich, szlacheckich czy ministerialnych. W końcu Kotlina to Śląskie Elizjum.
     Zresztą w Polsce ruch kolonijny był dopiero w powijakach. Wprawdzie Kazimierz, jako miasto malarzy funkcjonował od pocz. XIX w., ale przełom nastąpił dopiero wraz z pojawieniem się w 1909 r. Władysława Ślewińskiego - miłośnika Gauguina i kolonii w Pont Aven. A potem w 1923 r., gdy prof. Pruszkowski, zaczął przyjeżdżać tu ze swoimi studentami z Warszawskiej Akademii Sztuki i przyjeżdżał przez kolejne lata. Taka kolonia to inny świat, to nie tylko sztuka, to całe życie (jak mawiał R.M. Rilke). Skoro  Hofman nie znał tamtych, polskich w końcu malarzy (no może poza Pankiewiczem, który w Kazimierzu namalował swoje pierwsze impresjonistyczne obrazy), to skąd znać miał prowincjonalnych malarzy niemieckich ze Szklarskiej Poręby ?
Nie, moim zdaniem, nie przyswoił sobie tej historii, nie odkrył szklarskoporębskiej kolonii, utknął w galicyjskiej polskości i tam pozostał.

czwartek, 9 lutego 2017

jak nazwisko Hofmana nie spodobalo sie urzędnikom



Kronika tygodniowa
Doszło do mnie, że w ramach akcji repolonizacyjnej na Dolnym Śląsku zwrócono się do znanego naszego malarza, sędziwego już dziś Vlastimila Hofmana (pisownia oryg.) z propozycją, by zmienił swoje rodowe nazwisko Hofman na inne, o bardziej polskim brzmieniu. Nie wiem jak będzie sobie poczynał w tej materii Vlastimil Hofman. Jeśli idzie o mnie - to na miejscu Hofmana nie wahałbym się ani chwili i natychmiast wniósłbym o zmianę nazwiska na Matejko. Po raz drugi może się okazja już nie powtórzyć.

W ogóle pomysł wydaje się być doskonały i zasługuje - moim zdaniem - na jak najszersze zastosowanie. Jan Nepomucen Miller powinien zmienić nazwisko na Orzeszkowa, a Roman Palester na Moniuszko. Namawiałem już nawet Sztaudyngera, żeby się zdecydował na podobny krok, ale to megaloman i nie chce pertraktować poniżej Mickiewicza. Ostatecznie można by się na to zgodzić, ale co wówczas zostanie dla Tuwima. Z Leopoldem Staffem pójdzie gładko, po prostu będzie się nazywał Staw.

Gdyby jeszcze ten i ów mógł zmienić nie tylko nazwisko, ale i talent - to byłoby dopiero pięknie. Przyznaję, że wówczas - i niech sobie kto co chce myśli - bez zastanowienia kazałabym sobie wydrukować karty wizytowe: Heinrich Heine. (….) 
pisze St. R. Dobrowolski na łamach „Życia Literackiego”, 03.10.1948 r.

Modlitwa Wlastimila Hofmana


 Piszę tekst do wystawy religijnych obrazów Wlastimila Hofmana więc grzebię "w szufladzie" z nagromadzonymi przez lata materiałami. Oto oryginał wiersza, niżej przepisany tekst dla czytelności większej. 
Że Hofman był zawsze bardzo religijny - wszem wiadomo. Ale, że aż tak głęboko by wiersze religijne pisać - nie wiedziałam. Nie jest to jedyny  jego wiersz tego typu. Ten jednak wydał mi się tak bardzo żarliwy, że brzmi jak prawdziwa własna Hofmana modlitwa.

Wrzucam również powojenne obrazy "Chrystusy" Hofmana, adekwatnie do wierszowanej modlitwy. Obydwa obrazy są własnością szklarskoporębskich franciszkanów. Pierwszy wchodzi w skład cyklu "Tajemnice różańca" - 1959 r., drugi - Ecce Homo- powstał w 1958 r.


 
Nie wiem nic więcej, tylko, ze miłuję
Ciebie Chrystusie ponad wszystkich Świętych
Najszlachetniejszych, zaś gdy Cie maluję,
Należę do tych już tu wniebowziętych
Prostaczków Ducha, który krzywdy Twoje
Tu wyczuwają ponad wszelką miarę.
Dlatego przyjmij uwielbienie moje
I utwierdź jeszcze bardziej moją wiarę
Ze stoisz przy mnie tak w dzień jak i w nocy
I wiesz o wszystkim co się w duszy dzieje.
Bądź miłosiernym, gdy wzywam pomocy,
Wyrozumiałym, gdy za dużo żądam.
Patrz jak na dziecko nie dość jeszcze mądre,
Gdy na swój sposób w Twe ślady podążam.

Wlastimil Hofman 4/XII 52

Ten zakreślony początek napisałem przed atakiem w nocy 14/10. 52



Ksero z notatek Wlastimila Hofmana udostępnionych mi na okoliczność Roku Hofmanowskiego przez ich właściciela.