czwartek, 16 lutego 2017

Wlatimil Hofman w Szklarskiej Porębie

Malczewski- Hofman-Matejko, 1954 r., Wlastimil Hofman, ze zbiorów rodz. Panowicz
        Zadano mi ostatnio pytanie, czy Wlastimil Hofman - przenosząc się do Szklarskiej -  zdawał sobie sprawę z tego, na jaki teren jedzie. W sensie, czy wiedział o mieszkających tu przed wojną niemieckich artystach i ich artystycznej kolonii, w końcu znanej w Europie. 
       Myślę, że nie. Po pierwsze w jego listach, dokumentach, w jego wspomnieniach nie ma o tym wzmianki. Po drugie w żaden sposób nie przyswoił sobie tutejszej kultury. Po prostu na teren Szklarskiej "wkleił " Kraków i w tym galicyjskim Krakowie pozostał. Przywiózł tu zakopiańskie meble, świątki spod Krakowa i z Podhala, potrzebne mu do obrazów galicyjskie gadżety, czy stroje krakowskie. Cały czas utrzymywał kontakt z Krakowem czy szerzej - z Polską, głównie za pomocą  bardzo obfitej korespondencji.  Istnienie tej krakowskiej enklawy, między innymi, powodowało, że tylu mieszkańców miasta odwiedzało Wlastimilówkę -  wszyscy pragnęli odrobiny swojskości, polskości, na tym terenie zupełnie obcym pejzażowo, architektonicznie i mentalnie. 
       Oczywiście Wlastimil odnotował istnienie Gerharta Hauptmanna, nawet pisał o tym, że szkoda iż polskie państwo w żaden sposób nie upamiętnia pisarza, noblisty w końcu, więc nie powinno być ważne jakiej narodowości. Lecz o Gerharcie słyszeli tu wszyscy. 
       Dowodem na to, że nie oswoił Szklarskiej Poręby niech będzie brak pejzaży. Wprawdzie  pejzaż nie należał do jego priorytetów artystycznych, ale czy można być nieczułym na urodę tutejszej krainy, zwłaszcza będąc wrażliwym malarzem ?  Nie uchwycił też w żaden sposób tutejszego dziedzictwa kulturowego. Często zapewne przechodził obok - sztandarowej dla przedwojnia budowli - Hali Legend, która zniszczeniu uległa dopiero w latach 70. Nie zachwycił się, bliskim mu przecież, symbolicznym, bajowym światem tam zaprezentowanym ? Choć w zupełnie innej wersji mentalnej. Chyba nie, skoro nic o tym nie pisał. Zresztą... jak wszyscy Polacy, w pierwszych powojennych latach wrogo do niemieckiej kultury nastawieni. Jej odkrywanie rozpoczęło się dopiero w 90. latach XX w.  i trwa nadal. 
     Jest pewnie jeszcze parę innych powodów, dla których mógł nie znać tutejszej kolonii.  Galicyjski Kraków przed pierwszą wojną leżał na terenie Austro-Węgier. Polacy, którzy wywalczyli dla Galicji pewną autonomię, mieli ułatwiony  kontakt z Monachium czy Wiedniem. I w tamtą stronę ciążyli. Tam pokazywali się na wystawach,  tam odbywali podróże artystyczne, marzyli o tym, by podbić rynek wiedeński. Albo paryski, bo stolicą europejskiej kultury pozostawał jednak Paryż. Natomiast tutaj były Prusy, tutejsi malarze wystawiali się w Berlinie, który był dla nich centrum sztuki. Albo w Paryżu oczywiście. Tworzyli kolonię, zwaną śląskim Worpswede  i byli dumni z nazwy porównującej ich do najważniejszej, najbardziej spektakularnej europejskiej kolonii. Te dwa światy: krąg berliński i krąg wiedeński, to dwa zupełnie odmienne światy, również mentalnie, religijnie i na wszelkie możliwe sposoby.
        Ponadto tutejsi artyście niemieccy malowali pejzaż, takie było główne zamierzenie Bractwa św. Łukasza. Promowali urodę  Karkonoszy i zarabiali na dobrze uposażonych turystach, zwłaszcza tych latem zamieszkujących Jeleniogórską Kotlinę w licznych pałacach królewskich, szlacheckich czy ministerialnych. W końcu Kotlina to Śląskie Elizjum.
     Zresztą w Polsce ruch kolonijny był dopiero w powijakach. Wprawdzie Kazimierz, jako miasto malarzy funkcjonował od pocz. XIX w., ale przełom nastąpił dopiero wraz z pojawieniem się w 1909 r. Władysława Ślewińskiego - miłośnika Gauguina i kolonii w Pont Aven. A potem w 1923 r., gdy prof. Pruszkowski, zaczął przyjeżdżać tu ze swoimi studentami z Warszawskiej Akademii Sztuki i przyjeżdżał przez kolejne lata. Taka kolonia to inny świat, to nie tylko sztuka, to całe życie (jak mawiał R.M. Rilke). Skoro  Hofman nie znał tamtych, polskich w końcu malarzy (no może poza Pankiewiczem, który w Kazimierzu namalował swoje pierwsze impresjonistyczne obrazy), to skąd znać miał prowincjonalnych malarzy niemieckich ze Szklarskiej Poręby ?
Nie, moim zdaniem, nie przyswoił sobie tej historii, nie odkrył szklarskoporębskiej kolonii, utknął w galicyjskiej polskości i tam pozostał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz