poniedziałek, 6 lutego 2017

o Tomku Pryllu moje wspomnienie


Na Tomkowym pogrzebie, miast myśleć o  marności świata, nakręcałam się coraz bardziej. Ale o powodach pisać nie będę, bo nie warto. W każdym razie Tomek kontrowersje budził, przynajmniej w niektórych. Ja go znałam dopiero od 2004 roku i to tylko z grubsza, więc tylko na podstawie tego czasu mogę o nim pisać. 
Zawodowo był tłumaczem i przewodnikiem o wielkiej wiedzy, którą ciągle poszerzał studiując niemieckie teksty o karkonoskich zdarzeniach. Część z nich wrzucał na bloga, gdzie komentował również całokształt regionalnego życia, historię, politykę oraz inne drobiazgi.
Wykonał całe mnóstwo tłumaczeń, w tym, archaicznym językiem pisane, cztery kroniki jeleniogórskie: Zellera, Herbsta, Hensela i Vogta oraz kronikę Kowar pt.: "Historia miasta Kowary w Karkonoszach spisana przez Theodora Eisenmängera, onegdaj nauczyciela miejskiej szkoły ewangelickiej, wydana w 1900 roku". Tłumaczył zresztą mnóstwo historycznych tekstów. Dla nas: przewodnik po DCiGH "Artyści w Szklarskiej Porębie", "Między Wisłą i Odrą" oraz "Między biegunami" - obie książki na worpswedeński festiwal "Biennale Sztuki i Filmu", także wszystkie trzy katalogi sztuki na EFKĘ w 2014 r. w Kazimierzu.  Robił korektę niemieckiego tekstu  książki Stefki Żelasko, co łatwe nie było, gdyż język szklarzy hermetyczny jest, trzeba historyczne niemieckie nazewnictwo technologiczne poznać: "Barok und Rokoko im Hirschberger Tal-Stein und Glasschnit 1650-1780". Współpracował  też ze Stefanią przy jej kolejnej książce, która jeszcze nie została wydana.
Przy okazji organizacji polskiej prezentacji w Worpswede poznaliśmy się bardzo dobrze, również od stron najgorszych. Robiliśmy ten, wielki w końcu, projekt w trójkę z Tomkiem i Przemkiem, przez rok, w aurze totalnej nieprzychylności. Byliśmy zmęczeni, rozhisteryzowani i przepracowani.  Tomek był konkretny,  zdecydowany, często niewybredny w słowach,  niejednokrotnie nas do pionu stawiał, gdy łamaliśmy się się napotkawszy na kolejne progi. Ten facet nie sypiał, to tytan pracy był.
Tłumaczył wszystkie nasze imprezy polsko - niemieckie, a stanowiliśmy niewielki ułamek jego zleceń. Doskonale znał temat, w lot łapał sens każdej wypowiedzi wszystkich interlokutorów, moje dodatkowo szlifował dyplomatycznie.  Nawet  najnudniejszy wykład wygłaszany przez uniwersyteckiego naukowca, potrafił przekazać tak, że nikt na nim nie zasnął. To artysta wśród tłumaczy był.
Aniołem nie był, wiedzą wszyscy. Jeśli ktoś mu się przesadnie zakłamany wydał - potrafił przywalić mocno.  Uczulony był na ludzki fałsz, zwłaszcza ludzi na stołkach, którzy szczytne idee na językach mieli w celu robienia ludziom wody z mózgu. Punktował też ostro i nad wyraz celnie zwykłą ludzką głupotę, nie bacząc kogo krytyka dotyczy.  Tym się naraził  bardzo wielu osobom. Swojej skłonności do mocnych trunków też nie ukrywał ale nigdy nie zdarzyło się, by "zawalił" cokolwiek czego się podjął.
Miał jeszcze jedną, nieprawdopodobną cechę. Człowiek miał wrażenie, że zna go "od zawsze" już w chwili poznania. Nie wiem z czego to wynikało ? Z otwartości na ludzi, z przyjaźni do nich, z braku uprzedzeń ?
To tyle o tym jaki był i co zrobił w przytomności mojego umysłu. Reszta - pewna reszta będzie gdy od  jego żony Sabiny Tomkowe CV dostaniemy. Z jego opowieści i tekstów wiem, że wychował się za granicą, gdzie wyjechał z rodzicami - partyjny ojciec pracował w służbie handlowo-dyplomatycznej. Najpierw były Włochy, potem RFN. Maturę robił w Bremerhaven Niemczech, potem dwa lata studiów na uniwersytecie w Hamburgu (lingwistyka).  Kiedy wrócił ? Gdzieś koło 80 roku. Studia zrobił (germanistyka na uniw. warszawskim i zaoczna neofilologia na germanistyce we Wrocławiu), magisterki już nie, o co często żal do siebie miał. Karierę pilota wycieczek zagranicznych rozpoczął gdzieś ok.  1985 - 86 roku. Sam o tym pisze w tekście poświęconym Tadeuszowi Steciowi, gdzie odnosi się również do swojej współpracy z bezpieką.  Wrzucam link: http://nieregularnik-nieperiodyczny.blogspot.com/2010/03/ub-sb-tadeusz-stec-i-przewodnicy-z.html#comment-form 
Oczywiście wiadomo jak to jest, masz nazwisko liście Wildsteina, jesteś zdrajcą ojczyzny. Jest tam mój kumpel Jacek, któremu onegdaj udało się na rok do pracy w Austrii wyjechać, jest tam i kryształowy Mietek Buczyński. Warto pomyśleć nad motywacjami ludzi z tamtych czasów, zanim jakąkolwiek opinię się wyda.
Fotki z https://frodka.wordpress.com/ 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz