poniedziałek, 16 września 2013

życie...

Tego to ja nie osiągnę...
Starzenie się to zwycięstwo myśli nad materią.... więc nie myśl o tym zjawisku. Ale qrcze jak nie myśl  skoro zachciało się człowiekowi tańczyć,  ulec rytmowi, a  kończyny poszły w inne strony niż  mózg zamierzył  - stawy sztywne. Anka tańczy hip hop w klubie Mundo,  w niedzielę wróciła nad ranem z łatką "dziewczyna z getta". Ona ma 19 lat ja 55, nasze spojrzenia na świat znacznie się różnią. Czuję się młodo, gdyby nie to cholerne ciało. Nie, nie czuję się młodo, mózg wpływa na ciało a  to mózgowi ruszać się nie chce. I to jest najprawdziwsza starość.  Dziś mnie poniosło. wróciłam z roboty późno, coś tam wrzuciłam na ruszt i porwałam psa na bardzo szybki spacer. Roznosiło mnie nadal więc zabrałam się za naukę zumby. Łatwe acz jak szlag męczące. Po pół godzinie cała mokra padłam na kanapę. Ale jakiego powera mam  !!!  jakbym tak codziennie... ale czy mojej starości będzie się chciało ? Przecież jednak tyle mogę....http://www.youtube.com/watch?v=r7rPI_y0HBE
Brakuje mi przyjaciółek moich. Rozeszłyśmy się, obrosłyśmy w mężczyzn, dzieci, domy, doświadczenia, znajomych, w efekcie życia teraz mało nas łączy. A tak mi brakuje....

niedziela, 15 września 2013

Dom jak teatralna rekwizytornia - Teatr Cinema, Michalowice

Sarajewo, Łódź, Tel Aviv, Kraków,  Niemcy, Japonia, Hiszpania, Meksyk... miejsca wędrówek teatru. Wielki świat offowego teatru w maleńkich Michałowicach, o rzut beretem przez jedną górkę od Szklarskiej Poręby.  Praca nad spektaklami i życie trzech artystycznych rodzin toczy się w domu pod lasem - wielkim, starym i pięknym domu przypominającym rekwizytornię.  Zresztą pokoje dla przyjaciół i gości też mają, można przyjechać, napawać się przedziwną atmosferą domowo - światowego teatru. Znalazłam  blog, na którym jest parę fotek i opis wrażeń. http://www.manufakturazycia.pl/2013/04/obdarte-sciany-szczur-pod-umywalka.html
Inne fotki są autorstwa mieszkającego w Norwegii fotografika - Michała Wasążnika, który niegdyś zrobił u nas wystawę fotograficzną o artystach kolonii w górach.
Robię dla gminy program opieki nad zabytkami więc czytam strategiczne dokumenty dotyczące zabytków, a i kultury. (jak ja się cieszę, że mnie na Dolny Śląsk, zwłaszcza w jego część południową poniosło..) Ostatnia strategia rozwoju województwa, prognoza do 2020 wielokrotnie zauważa potencjał w ludziach drzemiący, liczne "inicjatywy oddolne" i zamierza go wykorzystać. Oby na finansowanie  tych działań się przeniosło, choćby w niewielkim stopniu. Bo z czego się taki teatr utrzymuje ? Zarejestrowany jest jako stowarzyszenie, więc gros środków ma  z rozmaitych  funduszy. Kasia Rotkiewicz - Szumska,  menadżer, ślęczy notorycznie w rozmaitych wnioskach. Gaże i honoraria nie są zbyt częste, nie jest to sztuka popularna. W Michałowicach jest jeszcze Teatr Nasz prywatny teatr absolwentów krakowskiej szkoły Teatralnej - Jadwigi i Tadeusza Kutów, uczęszczany przez  szeroką publiczność. Spektakle Cinemy są trudne, częściej można je na festiwalach oglądać i to częściej za granicą niż w Polsce. Nasi niemieccy partnerzy w Worpswede, nie chcieli Cinemy. Bali się ich artystycznej dominacji ?
Co ja mogę o teatrze Cinema powiedzieć ? Nie znam się, utknęłam w 80-tych  latach na Grotowskim, którego  Apocalypsis cum figuris trzy razy zaliczyłam usiłując zrozumieć. A tak naprawdę ocierałam się o wielki świat  łażąc tam z  Magdą Złotowską - zafascynowana jej osobowością - koleżanką ze studiów, która potem z teatrem na stałe się związała.  Z  jednej strony to wstyd trochę, że aktywności teatralnej nie mam do czego trochę zawód mnie zobowiązuje, ale z drugiej strony   żadna ze mnie eteryczna sztuki historyczka.   Ale choć do mnie nie przemawia, bo emocji żadnych na spektaklach nie przeżywam, to  co nieco widzę, słyszę i wiem.
W związku z tym, że kompetentna nie jestem wrzucę cytat i linka z google na temat. Przyznaję, taka ilość obcego tekstu jest też pretekstem do pokazania domu, którego atmosfera odpowiada mi bardzo.

http://www.culture.pl/teatry-i-grupy-teatralne/-/eo_event_asset_publisher/sh2A/content/teatr-cinema 
"Teatr Szumskiego kojarzony jest przez krytyków głównie z twórczością Tadeusza Kantora.  Plastyczna, głęboko surrealistyczna płaszczyzna spektakli "Cinemy" zdaje się dominować w aspekcie formalnym, przypominając oniryczne malarstwo René Magrite'a. Estetycznie, ale i pod względem tematycznego zainteresowania codziennością, spektakle Szumskiego nawiązują do dokonań dadaistów, teatru absurdu, a także mizerabilistycznej wrażliwości Mirona Białoszewskiego. Oczywiste jest również nawiązanie do Becketa, a także (przede wszystkim w kabaretach) "Latającego cyrku Monty Pythona". Zbigniew Szumski, przyznaje się ponadto do swojej fascynacji twórczością Kurosawy, Zbigniewa Rybczyńskiego i Janusza Wiśniewskiego.  Gotowość skupienia uwagi na rzeczach błahych, twórcze trawestowanie rytuałów codziennego doświadczenia na język teatru - to podstawowa materia z której powstają spektaklu Teatru "Cinema". I choć większość z nich nie zawiera słów, ich konstytutywną cechą jest poetyckość. Efektem starannego spojenia obrazu, dźwięku i ruchu scenicznego jest swoisty poetycki obraz, który scena po scenie czyta się niczym liryczny tekst. Mimo licznych inspiracji, kreacja artystyczna wypracowana przez zespół "Cinemy" stanowi niepowtarzalne i wyjątkowe zjawisko. Trudno jednoznacznie określić z jakiej teatralnej dziedziny wywodzi się stylistyka spektakli "Cinemy". Trudno jednoznacznie przyporządkować sposób gry aktorskiej, metodę posługiwania się przedmiotem, operowania gestem, ruchem, dźwiękiem i w reszcie słowem, do jednego teatralnego gatunku. Teatr "Cinema" nie jest bowiem ani teatrem dramatyczny, ani pantomimicznym (choć czysty gest jest dla niego podstawową formą ekspresji). Nie jest to teatr tańca, choć aktorzy z niezwykłą zręcznością i precyzją wykonują układy choreograficzne. Nie można nazwać go także teatrem muzycznym, choć muzyka jest ważnym elementem spektakli. "Cinema" to także nie scena plastyczna, choć z pewnością każdy widz popada w zachwyt w obliczu używanych tu rekwizytów i dekoracji. Sceniczna obecność "Cinemy" bogata jest we wszystkie te gatunki naraz, które łączą się i wzajemnie uzupełniają, tworząc właściwie własny, odrębny gatunek teatralny.
Bohaterowie onirycznych spektakli Szumskiego to często tajemniczy, bladzi ludzie, okryci czernią garniturów. Postaci przemykają po scenie, by z pełną powagą utrzymywaną na kamiennych twarzach wprawiać widzów w stany oscylujące między groteskowym rozbawieniem a pełnym refleksji smutkiem, zamyśleniem. Odzwierciedlają absurdalność ludzkiej kondycji, zawieszonej między codziennością a metafizyką. W sposób cierpliwy i rzetelny skłaniają się w kierunku banalnych czynności, chcąc wyłuskać ich istotę, odkryć głęboko schowany sens. Spektakle "Cinemy" oparte są na regule powtarzalności. Powtarzane są te same czynności, jak gdyby wierząc, że z każdym powtórzeniem dociera się do ich ukrytego sedna. Po obejrzeniu kilku przedstawień grupy można dojść do wniosku, że naczelnym zadaniem, jakie wyznaczyli sobie twórcy, jest badanie struktury ruchu. Od wielu lat aktorzy konsekwentnie prowadzą artystyczne studium nad ruchem za pomocą narzędzia, jakim jest sam ruch. Ta autoanaliza, wiwisekcja przeprowadzana na własnym ciele i podróż w głąb swojej wyobraźni to główne zadania jakie zdaje się stawiać Szumski także i widzom swoich realizacji."
Kilka fotek  ze spektakli autorstwa jeleniogórskiego fotografika Marcina Oliva Soto; http://www.olivasoto.com/teatr-cinema#1060

festiwal muzyki teatralnej

http://www.festiwalmuzykiteatralnej.pl
 Podobno piątkowy koncert był niesamowity. Teatr Chorea z Łodzi http://www.oratorium-chorea.pl/dla_dziennikarzy - koncert na chór, trio jazzowe i kwartet smyczkowy, muzyka Tomasza Krzyżanowskiego. Wspomniane w linku "Oratorium Dance Project"został zwycięzcą plebiscytu Energia Kultury na najważniejsze wydarzenie kulturalne 2011.
Epos o Gilgameszu - partie wokalne wyśpiewano w języku akadyjskim, niektóre z pieśni w  polskim tłumaczeniu.
Niżej tekst Zbyszka Szumskiego - organizatora festiwalu z Teatru Cinema.
 Śmiertelność, z którą się mierzymy i którą za wszelką cenę  staramy się przekraczać, jest opowieścią tego mitu. Gilgamesz wybiera się w podróż do zaświatów, żeby wyrwać bogom tajemnice nieśmiertelności... Ten mit ma pięć tysięcy lat, zawiera wszystkie mity, które pojawiają się później – wprowadzał publiczność w tematykę eposu Tomasz Rodowicz z Teatru Chorea – Ale mit, jeśli chcemy z nim rozmawiać, musi  mówić do nas albo my do niego współczesnym językiem. I taką muzykę współczesną napisał Tomasz Krzyżanowski.
Tekst eposu o Gilgameszu, który poszukiwał tajemnicy nieśmiertelności,  zapisany został pismem klinowym na kamiennych tablicach z drugiego tysiąclecia przed naszą erą. Muzyka Tomasza Krzyżanowskiego, inspirowana współczesnymi brzmieniami, odwoływała się także do tradycji Bliskiego i Dalekiego Wschodu Dwunastoosobowy chór, trio jazzowe i kwartet smyczkowy Befane podbili serca jeleniogórskiej publiczności.
...
- Jak zwykle, zwracamy się w stronę muzyki teatralnej, poszukując w niej świat rytuałów. Jedno z pytań, które powinniśmy sobie zadać, brzmi: według jakiego mitu żyjemy? – mówił Zbigniew Szumski, sprawca festiwalowego zamieszania, podczas inauguracyjnego koncertu.

sobota, 14 września 2013

Drugi dzień leje jak z cebra

Zamówiłam sobie sezonowane dwa lata drewno a tu leje, z dnia na dzień przekładamy transport. Jestem wkurzona.  W macierzy była wczoraj konferencja "krajobraz i ludzie na pograniczu śląsko-saksońskim", na którą przyjechała moja koleżanka z pierwszego roku studiów. Wcześniej nie dała znaku życia, choć spała u nas w firmie, nie miałam czasu się nią zająć. Chodzę ostatnio wg zegarka. Wczoraj zwoziłam ją do miasta przed konferencją, bo mi się jej żal zrobiło - przyjechała do Szklarskiej taksówką. A nie mogła sobie wcześniej ustalić godzin odjazdów autobusów albo zadzwonić do mnie ? Miałybyśmy czas pogadać. Zawsze była trochę życiowo nieogarnięta - jedyna córka mocno nadopiekuńczych rodziców. Do tego stopnia nieogarnięta, że jej matka zdecydowała się wychowywać jej córkę, bo ona przecież sobie nie poradzi. Nie wiem, ja bym się nie zgodziła, bo o czym by to świadczyło ?  Teraz jej córka, już po skończeniu studiów, ciągle potrzebuje pomocy. Nie ma pracy, więc matka i babka czasem jej coś załatwiają. 25 lat i ciągłe dzieciństwo. Jak można chować dzieci na tak leworękie ? To kalectwo jest chyba. A może nie ? Krytykuję, bo się pocieszam.  Młoda była w domu przez pięć dni. Od matury jest we Wrocku, gdzie załatwiła sobie całkiem dobrze płatną pracę, mieszkanie i się dostała na studia. Wściekałam się na rzeczy porozrzucane po wszystkich pokojach, zabieranie mi auta i na parę innych rzeczy wymagających kompromisów ale tak bardzo mi dzisiaj źle, że wyjechała.... (nadal gniazduję).  Rozumiem ją. Pamiętam nieprawdopodobne uczucie wolności, unoszące i rozpierające, pt. "jak dobrze być dorosłym", gdy też jako 19-tka wyrwałam się z domu. 
Zimą teściowa miała wypadek, na przejściu dla pieszych przejechała ją pewna małolata. Mama wylądowała w szpitalu mocno potłuczona, ze złamaną ręką. Odpuściła jednak jakiekolwiek oskarżenia  i odszkodowania "nie będę dziecku psuć życia na początku, w końcu żyję". Niestety rodzice młodej, by ustrzec ją przed jakimikolwiek konsekwencjami, popracowali nad tym, by świadkowe zeznali, że teściowa "wtargnęła" na przejście dla pieszych i w efekcie winną wypadku została teściowa. Wczoraj policja, zjawiwszy się u teściowej w domu, zabrała jej 200 zł na mandat za spowodowanie wypadku. Sprawa jest jeszcze w sądzie, jak tak dalej pójdzie teściowa jeszcze odszkodowanie młodej będzie musiała zapłacić... nalegam, by wziąć adwokata, powołać innych świadków, w końcu ludzi wracających wówczas z kościoła było mnóstwo. Ale teściowa nie chce, jest rozżalona, ale "tyle już w życiu przeżyłam, że i to przeżyję". Niemniej uważam to za skur...two. Nie wiem, cwaniaków, prawa, policji ?
Iść na spacer w deszcz / nie iść / iść... idę.

piątek, 13 września 2013

wernisaż 16 września czyli w poniedziałek o 15.00




16 września – 15 października 2013
Dom Carla i Gerharta Hauptmannów
w Szklarskiej Porębie

Gobelin i emocje. Jadwiga Leśkiewicz-Zgieb.

Wystawa w ramach festiwalu
XL Międzynarodowe Sympozjum 
Warsztat Twórczy Kowary 2013
Festiwal towarzyszy 14 Międzynarodowemu Triennale Tkaniny w Łodzi
9 - 22 września 2013 r

czwartek, 5 września 2013

słoneczny wrześniowy czwartek

Dziś pamiętam jak smakuje chleb smarowany śmietaną, z połówkami śliwek i posypany cukrem. Ktoś zna taki wynalazek ? Albo chleb ze skwarkami i kawałkami kiszonego ogórka.  Nie tyle smak pamiętam co nastrój, gdy wpadało się do domu z podwórka, porywało kromkę z rąk babci i znowu na dwór, na trzepak lub bawić się podchody  - to zabawy popołudnia, rano z reguły były zabawy w dom, sklep lub szycie lalczynych ciuszków. Letnie ciepłe popołudnie, ciepły letni wieczór i tyle bardzo ważnych spraw na podwórku. Właśnie wróciłam ze spaceru z psem, ten sam co wtedy nastrój poczułam zobaczywszy go na podeskscytowanych buźkach dzieciaków konkurujących w skokach na rowerach. Albo wczoraj - gdy wracali z meczu, który wygrała nasza wiejska ekipa. Udzieliło mi się.
A może to zasługa Wrocławia,w którym pierwszy raz od stu lat byłam bez swojego auta i gdy Piotr, z którym byłam, załatwiał swoje sprawy - poszłam na rynek spotkać się z dziećmi w Bierhalle. Młoda dzisiaj pracowała, więc tylko trochę z nami postała,  Starszy przyszedł z dziewczyną. Wprawdzie tylko pół godziny miałam, pogadaliśmy a potem poszliśmy przez kolorowy rynek w kierunku galerii na Jatkach, gdzie umówiłam się z Piotrem. Wrocław jest niesamowicie energetyczny i bardzo pozytywnie nastraja. Cały czas się zmienia i ciągle coś się dzieje.  Na rynku kobiety z małymi dziećmi chlapiącymi się w fontannie, masy rowerzystów, z jednej strony cygańska kapela, z drugiej - jazzowy trębacz, kamieniczki, parasole ogródków, kwiaty. W tym mieście żyć się chce i widzi się  sens. Pomyślałam, że może powinnam się przeprowadzić. "Mamooooo, nie, a gdzie my będziemy przyjeżdżać ??"

środa, 4 września 2013

dzień w pracy

Nadal nie mogę się przyzwyczaić do pracy.  Tym bardziej, że tak naprawdę nie mam kiedy się za nią zabrać. Dzisiaj od rana same wizyty, telefony, w tym z macierzy i związane z nimi sprawy do wykonania "na wczoraj". I tak trzeci dzień z rzędu. Jakbym siedem rąk miała.
Najpierw stolarz: nie podoba mu się umowa na remont balustrady, więc konieczne negocjacje z szefową; jestem pośrednikiem, co niczego nie ułatwia, zbieram z obu stron. Potem fotograficy - po odbiór swoich prac;  rozmawiając przez ciągle dzwoniące telefony zdążyłam im tylko dać śrubokręty:  sami rozkręćcie antyramy. Szefowa działu oświaty z macierzy: organizuje imprezę plenerową u nas w parku: załatw jej pozwolenie na palenie ogniska; wkurzyłam się, zgodę na piśmie chciała lecz pisma  nie napisała: napisz proooooszę... A mnie komputer przestał otwierać wordowskie  pliki;  więc telefony i maile w jej imieniu. I tak wybroniłam się z załatwiania jej drewna opałowego na ognisko (oczywiście za darmo).  Zapytanie ofertowe - znaleźć najtańszą firmę, która wykona wymagane przeglądy kotłowni i ma autoryzację Viesmana; szefowej nie pasuje dotychczasowy wykonawca, bo, że piec stary i psuć  się ma prawo - to jakoś nie dociera. Grzebanie w necie, rozmowy telefoniczne, przygotowanie wymaganych wewnętrznymi przepisami  dokumentów. Jutro jadę po odbiór wystawy - przygotować rewersy i materiały pakowe. Ale word nie działa, więc kombinacje z podłączeniem drukarki do prywatnego laptopa. Telefon ze Staniszowa: niepotrzebnie wczoraj zabrałam obrazy Trybalskich, trzeba je odwieźć do ramiarza w Jeleniej: dobrze, popołudniu. Kwerenda z Kamiennej Góry - szukają do wystawy o sportach zimowych. Telefoniczno - mailowa oferta sprzedaży obrazu Hofmana z 1916 r.; jakiś niehofmanowski jest. Kolejny gość - dawno zapomniana Natalia - mieszkająca w Jeleniej rosyjska malarka, która  nie odzywała się przez kilka lat - wychowywała dziecko. Chce robić warsztaty artystyczne dla dzieci  - pomóc znaleźć środki. Nie pierwsza i nie ostatnia z takim pomysłem. Telefon z konkurencji w Michałowicach: w sobotę impreza z okazji 10-lecia pracy szefowej - zapraszają. W sobotę mam dyżur - wyślę gratulacje. Telefon z macierzy: czy mogłabym w sobotę podjechać do szklarskiego miasteczka - w sobotę mam dyżur, może Przemek wróci z Dolomitów.  Przygotować harmonogram pracy na trzy miesiące  dla ogrodnika pracującego na zlecenie. Telefon od głównej inwentaryzatorki: ankieta dla prasy "na wczoraj". Naotwierało mi się okienek "wyślij raport o błędzie"; telefon do informatyka - przyjedzie pojutrze; dwukrotnie zresetowalam komuter - word zadziałał, odwołanie informatyka. Dorotka:  jutro o 17-tej wernisaż Bernatki, pamiętaj. 
"Nie ma mnie dla nikogo, proszę odbierać telefony !" - ryknęłam, bo była już godzina14-ta. Jestem sama na górze. Przez ostatnie dwie godziny oprowadziłam grupę i przygotowałam projekt foldera do najbliższej wystawy. Niezbyt się udał. Zapomniałam przygotować paczkę z książkami dla Marii Rydlowej, zapomniałam zabrać materiały pakowe. 
Wczoraj popołudniu spotkałam się z księgową stowarzyszenia - w sprawie rozliczenia wniosku. "Sama jestem ciężką frajerką, ale takiej jak ty to jeszcze nie widziałam" - powiedziała.

niedzielne popołudnie na plebanii w Popielówku

Mariusz ma właśnie wystawę w jeleniogórskim BWA, niedawno z Ewą i Martą byłyśmy w Popielówku więc pora na zdjęcia z wycieczki do starej plebanii.  Pisząc o Popielówku najczęściej wpadam w wielce patetyczny ton, nie bardzo adekwatny do tego co tam zastaję, a w takim pisze się fatalnie. Wszystko przez ten dom i jego średniowieczny nastrój - stara plebania tuż za starym kościelnym murem obrośniętym bluszczem. "Gotyccy" z sylwetki Agnieszka i Mariusz też nie wyłamują się z tej średniowiecznej stylistyki. Podobnie jak ich sztuka.  Agnieszka zaczęła rzeźbić zaledwie kilka lat temu. Wcześniej pracowała w BWA, jeszcze wcześniej skończyła filozofię, a jeszcze wcześniej nie dostała się do liceum plastycznego. Czasem myślę, że dobrze dla sztuki jest, gdy niektórzy artyści nie kończą artystycznych szkół. Nie wszystkich to dotyczy, to jasne, ale wyjątki są. Twórczość Agnieszki jest jak jej życie,  stara plebania i otaczająca ją, przyjaźnie porządkowana natura -  czysta, prosta,   ze specyficznym powiewem "archetypicznej" religijności.  Lubię tę całość. Nie  są to wybitne dzieła elitarnej sztuki współczesnej i w sumie nie wiem nawet dla kogo, prócz siebie i paru fanatyków, je tworzy (też kupiłam jedną), ale mają w sobie taką.. mistyczną energię.
 Po zrobieniu  wystaw trzech artystycznych rodzin (w Worpswede), po poznaniu ich domów,  jestem przekonana, że  artyści dobierają się w pary na podstawie zbliżonej percepcji świata, co potem wyraziście wyłazi z ich twórczości i sposobu życia.  Rzeźby Agnieszki  i Mariuszowe malarstwo doskonale współbrzmią z atmosferą domu, którego wszystkie elementy odtwarzane są z niesłychaną pieczołowitością. Podłogę  z szerokich dech w wielkim pokoju gościnnym skrobali z brudu ręcznie, na kolanach, jedną deskę dzienne...
Dom wymaga jeszcze sporo pracy ale  nikomu to nie przeszkadza. Ich życie  to praca nad domem i ogrodem, malarstwo i rzeźba, zabawy z psami, koty, herbata z ziół i kruche ciasto z jagodami  - tak mnie się kojarzy bo to widzę, gdy przyjeżdżam. Jestem z zewnątrz. Nie umiem nazwać tego co tam czuję. W oczach moich dziewczyn widziałam oczarowanie Ale są jeszcze międzynarodowe warsztaty teatralne, wystawy, spotkania z artystami i trudna codzienność życia.
Agnieszka rzeźbi też w drewnie - ptaki, pięknie ubarwione, do ludowości nawiązujące. Ostatnio zbiera ludowe świątki -  niewysokie drewniane "totemy" rzeźbione przez staruszka z sąsiedztwa...

Chciałam zabrać jednego ale dać nie chciała. Ponoć "wyrywa" je staruszkowi siłą, bo ten ich dawać nikomu nie chce, sprzedawać też nie. Zaparł się, żeby przed śmiercią wyrzeźbić wszystkich świętych i ustawić ich wokół łoża - by pomogli mu do nieba się dostać .
O Mariuszu pisałam wiele razy bo jego sztuki się nie zapomina - jest jak chorał gregoriański. Nadal robi "gotyckie sny", stylizowany na ludowo cykl "Polska rodzina" czy żartobliwe "Zabawy świętych" przypominające malarstwo z iluminowanych rękopisów.  W tym tryptyku Ewa kusi wężowym jabłkiem inną Ewę, Adma przytula Adama. Znak czasów.
Cytat z wywiadu Mariusza: " Trzeba zapatrzyć się w malarstwo wiejskich kościółków tworzone przez mnichów. Jest ono jak muzyka kameralna, kiedy Bach się zmęczył. To moje drogowskazy w malarstwie. Jakoś tak - lubię tych, którzy najmniej krzyczą. Wszystko, co dzisiaj powstaje, to chyba tylko wprawki. To, co najświetniejsze już namalowano. Siedziałem kiedyś w wiedeńskim Kunsthistorisches Museum przed obrazami Piotra Brueghela i słyszałem śmiech mistrza. Naprawdę u niego jest wszystko - i to, co było i będzie."
Nie wiem czy się ucieszą ale ja zapraszam na plebanię w Popielówku. I marzycieli i zmęczonych tempem życia a zwłaszcza tych, którzy mogą coś z ich sztuki kupić lub zamówić sobie rzeźbiarski portret. 
Fotki robiła Marta więc na zdjęciach jej nie ma.

wtorek, 3 września 2013

gdzie kończy się lub zaczyna niebo


Wrzucam sobie takie fotki dla rozładowania  bo wściekła jestem jak szlag. ING Bank.. firma, która ma taki system zainstalowany, że prostych rzeczy się nie da. Nawet pisać mi się nie chce.

poniedziałek, 2 września 2013

bo nie byłam w tym roku na jeziorach........




Wystawa Bogusi Twardowskiej - Rogacewicz, nasi na wystawach





Wystawa Mariusza Mielęckiego - nasi na wystawach


zimno, ponuro i do d....

Jestem w pracy, chwila na kawę. Nastawienie negatywne, na wejściu. Z jakim wyszłam z domu - nie wiem, bo nie zdążyłam poczuć, zarejestrowałam jeno smutek w psich oczach - że sam zostaje. Jedna dziewczyna na urlopie -  badania przedoperacyjne, druga - chora, poszła na zwolnienie lekarskie,  trzecia - na wolnym, syn miał wypadek rowerowy, zjeżdżał z Harrachowa, łańcuch mu się zerwał, w cośtam wplątał i Młody poleciał przez kierownicę na głowę bez kasku, stracił przytomność na kilka godzin, jest jeszcze w szpitalu a matka w panice. Dobrze, że dziś dzień zamknięty. Omnipotentny doktor nauk w Dolomitach gości i też go w robocie nie ma, wystawę powiesił fatalnie i w międzyczasie zdążył  pociąć się ze wszystkimi dziewczynami. Jestem sama z panem Cześkiem - ogrodnikiem i zaraz zacznę się wdrażać w okrutne papiery.  Odpowiedź na kwerendę dla sąsiedniego muzeum, zakończenie rozliczeń wniosków,  za chwilkę wystawa tkaczki  Jadwigi Zgieb-Leśkiweicz  - w ramach Festiwalu Tkactwa w Kowarach - trzeba po rzeczy jechać do Wrocka, projekt folderka przygotować po uprzednim zdjęć zrobieniu, drukarnię tanią znaleźć, wystawę powiesić i otworzyć. Dobrze byłoby przedtem przewiesić wystawę doktorową, ale nie mam kim robić. No i papiery... ale o nich nawet myśleć mi się nie chce. Jak ja nie znoszę poniedziałku, zwłaszcza po urlopie.

niedziela, 1 września 2013

jak wspomniałam lato się kończy

czego ludzie z miasta nie odczuwają tak wyraziście. Na berberysach rozpięły się pajęczynowe siatki, nad ranem ugięte od kropli rosy, w chłodne wieczory nie słychać cykad, ogień buzuje w kominku... idzie jesień. Starość jak jesień, polega na tęsknocie i nostalgii, które wypełniają człowieka, gdy tylko na chwilkę odłoży jakiekolwiek działanie. A może to tylko ja tak mam, że nie umiem żyć tym co teraz ? No bo życie jest jak pory jednego roku, szkoda, że tylko jednego.
Fiolka na spacerze po Wilczej Porębie.
Wracając do jesieni... Przychodzi taki moment, że człowiek wycofuje się ze wszystkiego uznając, że przeżył już to co przynosi życie, że na nic nie musi już czekać, poza śmiercią. Nie chciałabym, ale jak zapanować nad takim myśleniem, skoro jadąc do Karpacza miałam w sobie tylko smutek jesiennego przemijania ?
Jestem nieodrodną córką swojej matki... Mama ostatnio oznajmiła mi radośnie, że wykupiła sobie i ojcu miejsce na cmentarzu - 5 tys. złotych. Chyba sądziła, że się ucieszę.  No bo "jak człowiek ma 76 lat musi myśleć o śmierci". A czy  jest o czym ? Śmierć to śmierć, spotka każdego, więc czy warto na nią czekać, zamiast żyć, zwłaszcza gdy nie jest się chorym ?  Oszczędza na każdym kroku -  bo najważniejsze jest miejsce, które "mości sobie" na nieokreślone na potem. 
Pozostaje mi tylko nadzieja, że niektóre geny odziedziczyłam po ojcu.

Lato się kończy

i wracają na świat  kolorowe mgły. Na nidzkim zdjęciu są takie mgły, charakterystyczne dla tamtych nizinnych, nadrzecznych rejonów. Nostalgiczno - romantyczny odpoczynek po gorącym dniu. Kiedyś robiliśmy lubelski teren, piękny,  zwłaszcza jego południe. Spaliśmy wówczas w agroturystycznym pokoju w Krasnobrodzie poniżej Zamościa, miejscowości traktowanej jak letnisko, ze względu na jeziorko, krasnobrodzki i roztoczański park narodowy,  (jest tak pięknie i tak prawdziwie polsko, że warto choć raz z Chorwacji zrezygnować i tam na wakacje pojechać, mocniej poczuje się "Trylogię") oraz bliskość Zamościa, Zwierzyńca. Wrzucam trochę fotek z google,dla zachęty. To miejsce dla romantycznych włóczęgów jest.