wtorek, 18 sierpnia 2015

podlaskie wakacje V. Trześcianka, Puchły i Soce, niebieskie cmentarze i Szaptucha z Orli.


Najfajniejsze są tereny wokół dawnego miasta królewskiego Narew. Mocno archaiczna zabudowa, autentyczny układ ruralistyczny wiosek, ławeczki dla wypoczynku strudzonych, boćki na gniazdach i cerkiewki w złotych kopułach....  Teren płaski - łęgi, podmokłe łąki wokół rzeki Narew. Domy - to jest to co mi się podoba na Podlasiu. Domy na miarę człowieka, skromne, drewniane, często jaskrawo malowane, wszystkie z okiennicami.  "Kraina otwartych okiennic" - to szlak turystyczny, którym kiedyś pojechałyśmy. Domy ustawione szczytowo do ulicy, dosyć gęsto, niemal wszystkie w kolorowych ogródkach.
Ludność ?? Trochę są urażeni, gdy sugeruje im się białoruskie pochodzenie, są Polakami.  Lecz między sobą rozmawiają gwarą polsko-białorusko-ukraińską.  Zupełnie nie ma problemu z religią. Prawosławni żenią się z katoliczkami i odwrotnie, ale zdecydowanie więcej jest prawosławnych. Zwłaszcza wzdłuż granicy.
W Puchłach - kolejne miejsce na zupełnym końcu światra - stoi jedna z ładniejszych cerkwi. (poniżej).  Wioska maleńka, cerkiew ogromna - kolejne sanktuarium.

celem ilustracji zdjęcie z neta - Piotr Celiński
Cerkwie są często niebieskie, niebieskie są często nagrobki a nawet całe cmentarze, jak cmentarz  w Dubiczach Cerkiewnych (poniżej). Na krzyżach wiszą kokardy mówiące "byłem cię odwiedzić". Ilość kopuł cerkwi  ma swoją symbolikę; jedna kopuła to symbol Boga Jedynego, trzy - Trójcy świętej, pięć - Chrystusa i czterech Ewangelistów, siedem - siedem sakramentów, etc. Kształty kopuł świadczą o pochodzeniu. Kopuła nowogrodzka jest wąska, stożkowa, szyszak; styl moskiewski reprezentuje kopuła cebulasta - płomień świecy, kopuły bizantyjskie mają ksztłt półkolisty.

Ładny to kraj ale nie da się opisać wszystkiego, zwłaszcza jego zapachu,  ciepła, rozległej  przestrzeni i czegoś co trudno nazwać.
Ania - nasza gospodyni z "Wiejskiej chaty" bardzo się stara zachować jak najwięcej z dawnego wyposażenia. Pokoje dla gości mieszczą się w chacie zbudowanej na pocz. XX w. przez ojca jej męża. Na  łóżkach narzuty tkane przez babcię, pod powałą, w narożu domu - daty i inicjały cyrylicą pisane, w kuchni - haftowane makatki.  Śpi się cudnie, cudnie pije się kawę o poranku na ganku, siedząc na schodkach i gawedząc z Anią, na chwilkę oderwaną od gospodarskich zajęć.
Jedengo wieczoru zrobiłyśmy sobie "darcie pierza" - babskie pogaduchy o najistotniejszych życiowych problemach. I okazało się, że w niedalekiej Orli mieszka "babka" czyli szeptucha zmawiająca choroby. Ania tam była, nie bardzo wierzy w te rzeczy ale to co człowiek tam czuje - to jest przeżycie. Wiera - bo tak ma na imię szeptucha - pomogła synowi Ani, jej też pomogła na jakiś czas, jak chcę - może mnie tam zabrać. Pojedziemy przed końcem spotkań, koło 14-tej bo tam na pewno dużo ludzi z całej Polski będzie. Siedziałyśmy jeszcze długo ale już skupić się nie mogłam myśląc o następnym dniu. Mam o co prosić - myślałam, ale też gnała mnie ciekawość. Czy to w ogóle możliwe ? W nocy miałam dziwne sny... Nie pojechałyśmy do Szeptuchy. Byłyśmy w Orli, przed jednym  z domów stały samochody z rejestracjami z całej Polski.


niedziela, 16 sierpnia 2015

podlaskie wakacje VIII. Tatarzy i Wierszalin



Któregoś dnia byłyśmy u Tatarów w Kruszynianach. Meczet na kolana nie rzuca - skromny, maleńki, drewniany, ale może właśnie takie powinny być domy strawy duchowej. No i   tatarskich potomków niewielu zostało.  W maleńkich Kruszynianach turystów mnóstwo i chyba wszyscy w knajpie Dżenetty Bogdanowicz - Tatarki,  która z narodowości postanowiła zrobić turystyczną atrakcję, a przy okazji zadabać o rodzimą tradycję. I słusznie, bo mając kasę więcej dla narodu zrobić można.  Otwarła restaurację "Tatarska jurta", gdzie zjeść można kibiny, cebulniki, pieremiacze, czibureki, bielusz i pierekaczewnik.  Ponadto gospodarstwo agroturystyczne z i tatarską  jurtą z wyposażeniem - na posesji, są tablice informacyjne i ponoć o zwyczajach pogadać można.   Obok - świeżo zbudowany ośrodek kultury tatarskiej, chyba jeszcze nie uruchomiony. Dżenetta jest również organizatorką festiwalu kultury tatarskiej. A propos festiwali - byłyśmy na festiwalu im. Bułata Okudżawy w Hajnówce, gdzie honorowym gościem była żona poety - Olga Okudżawa. W "Tatarskiej jurcie" - Europa w drewnie. Chciałam zamówić sobie pierekaczewnik  ale tego dnia już nie było, wszystkie poszły. Ponoć długo się je robi. Zjadłam cos na kształt gulaszu z odrobiną mięsa oraz pikantnym dipem.  Ładne tam są tereny. Ale miałam wrażenie, że to najprawdziwszy koniec świata jest. Na fotce Dżemil Gembicki, opiekun  meczetu, przewodnik, wyznawca islamu. Za żonę ma katoliczkę.  Bardzo sympatyczny gość, lubi mówić.

Postanowiłyśmy wracać przez Puszczę Knyszyńską - bo krócej i, jak to zwykle w puszczach bywa - pogubiłyśmy się.  Na leśnych duktach zaplątałyśmy się i trafiłyśmy na dziwne miejsce w środku lasu - Grzybowszczyzna: ulica o ziemnej nawierzchni, po bokach drewniane domy na klucz pozamykane, we wsi nikogo. Zapukałam do którychś drzwi - w oknie pojawiło się dziecko ale drzwi pozostały zamknięte. Dopiero na podwórzu ostatniego domu stał człowiek, który nam drogę wskazał. 
Chyba byłyśmy trochę spłoszone bezludziem, bo mijając drogowskaz Wierszalin, nie zboczyłyśmy z drogi. Myślałam, że to siedziba teatru Wierszalin, dopiero potem doczytałam co to naprawdę Wierszalin jest. Otóż w 36 roku pojawił się tam prorok Ilja - chłop z sąsiedniej Grzybowszczyzny, który założył prawosławną  sektę działającą jeszcze w 60-tych latach XX w. Całkiem ciekawa historia z tym prorokiem. http://miniwycieczki.blogspot.com/2014_06_01_archive.html