wtorek, 12 czerwca 2012

cacuszko


















Muszę się oderwać od codzienności bo zrzędzę coraz mniej możliwie. Dlatego  odwrócę stronę mojego medalu. Więc Voilà !!! Jak powstawał ten dom -po mojemu oczywiście. Gdzieś w końcu XVIII w., a może w już np. 1828 roku zbudowano w Żeliszowie  drewniany dom przysłupowo - ryglowy. Z grubsza: wieniec belek ścian  parteru stoi niezależnie od konstrukcji dachu, która wpiera się na potężnych słupach, tutaj osadzonych w kamiennym cokole.(fotka niżej). Górna kondygnacja w konstrukcji ryglowej, tu mamy szachulec (patyki i glina) - zapomniałam kiedy wprowadzony, ale odgórnie i  po to by zaoszczędzić na drewnie. Część gospodarcza  murowana z kamienia - jest bardziej uniwersalna i mogła powstawać przez cały XVIII, XIX albo nawet pocz. XX w. - do czasu wprowadzenia nowoczesnych technologii. Datują proporcje i rozmieszczenie okien, kształt portalu i jego zwornika (jeśli istnieje) oraz parę innych szczegółów.
W którymś momencie część drewnianą obudowano cegłą.  Pewnie zgodnie z modą, która nastała około połowy XIX w. i trwała  do jego końca -  w tym czasie na potęgę powstają domy o kamiennym parterze z małymi okienkami ujmowanymi w kamienne opaski. Jak je rozróżnić ? Ano te starsze, obudowane cegłą mają zwieńczenie wykrojone w leciutki łuk i głębokie, lekko rozchylone (rozglifione) węgary, a także  nie mają opasek z kamienia. Część gospodarcza pozostaje bez zmian.
Na zdjęciu niżej dom w Łaziskach z 2 poł. XVIII w. z archaicznym, nieobudowanym cegłą, przysłupowym przyziemiem, ale też nie drewnianym lecz jakby z gliny mieszanej z kijami.  Fachowca trzeba mi !!!! Bardzo ładny rysunek belek rygla nie datuje, gdyż w Suszkach, znalazłam podobne  z końca XIX w., a jeden z datą nawet 1902.


 No i niejako efekt adekwatny dla pocz. XIX w., a w okolicy 2000 roku pięknie wyremontowany. Przysłup jak w pysk, choć bez drewna.  No i piwo tam niezłe dają. Czyli Łaziska 50
W teren zapraszam. Piękna ta nasza Polska cała,  a Dolny Śląsk to marzenie. Na pokojach czas mile spędza u nas pewna fanatyczka wiedzy i nauki z krakowskiego muzeum. Lata pieszo po okolicy, w czerwonej pelerynce na deszcz i oczy jej płoną: jak tu pięknie !!!!!!! A leje....



poniedziałek, 11 czerwca 2012

... "to nie jest w zakresie moich obowiązków"..

Tekst tytułowy słyszę coraz częściej. Syndrom czasów ? Rozumiem, czasy czynów społecznych się skończyły. Niemniej przedawkowałam je ostatnio (te czyny), skutkiem czego całkowite odrzucenie i niechęć powrotu z , pracowitego skądinąd choć w inny sposób, urlopu. Po co to robię ? Nie wiem, siłą rozpędu. Jak już wejdę w trybiki ( a jakoś łatwo zaskakuję), one zaczynają przyspieszać i, w pewnym momencie - pędzę jakbym straciła płyn hamulcowy. Zatrzymam się w rowie albo na drzewie. Co miało miejsce teraz. Więc wzięłam urlop, by się nie zagotować.  A przecież w mojej pracy czy się stoi czy się leży......
Pod koniec urlopu robiłam coś do czego akces złożyłam już dawno. Nie ja sama, jeszcze trzy inne osoby zadeklarowały.  Skutek ? Od dwóch  osób ( bo trzecia na wolnym) usłyszałam mniej  lub bardzie wyraziste sformułowanie "przecież mam swoją robotę".. Nnno... ja też... Na dodatek jestem na urlopie, nie jestem malarką, nic nie powinno mnie skłaniać do robienia wystawy stowarzyszenia artystów, na dodatek nie u siebie tylko w mieście. Za darmo to mało, ja jeszcze  dopłacam - koszty transportu. Nie to mnie jednak zadziwiło.  Ustawiam prace w tejże zaprzyjaźnionej instytucji i co ja słyszę od pracownika ?  "to nie jest w zakresie moich obowiązków".....
Od dziś wszystko, łącznie z kiwaniem palcem, robię jedynie za pieniądze:))))))