wtorek, 26 lutego 2013

a u nas zima topnieje

- Wstajemy rano, zaprawa na plaży, śniadanie, trening, obiad, wizyta na folwarku zaprzyjaznionego dziadka, wycieczki, kąpiele, masaże, naprawa rowerów,"zajęcia w podgrupach". 
Folwark obstalowali sobie w pierwszym roku pobytu w Calpe, jeżdżą tam po pomarańcze, zrywają je prosto z drzewa. Jeden posiłek mają wspólny dla 15 osób, gotują organizatorzy zgrupowania. Głównie makaron w różnych postaciach i rozmaite sosy. Atmosfera rodzinna, miniony turnus wyjechał zachwycony.  Żeby nie było tak różowo - trochę awantur wewnętrznych - plamę daje serwisant rowerów, któremu wydaje się, że przyjechał na wakacje, na których mu płacą za wypoczynek.  Majka ? Majka ma swój cykl treningowy, jest ze swoją ekipą ale  jest bardzo ok., pomocna, fajnie się z nią trenuje,  nie strzela focha, że ktoś jest słabszy.
Tyle opowiedział mi Grzesiek, z którym spotkałam się, gdy przyjechał z rowerami pierwszego turnusu po rowery turnusu drugiego. Dałam mu wałówę dla synusia: płatki, suszone owoce, pestki, łącznie prawie 5kg. Dziecku odbiło w kierunku zdrowego żywienia: ciasteczka owsiane zlepiane miodem, surówki, chleb własnoręcznie przez dziewczynę  pieczony na zakwasie...
Na pomysł organizacji takich zgrupowań wpadł jeden z nich, Artur. Jest szefem całego interesu.   Dwutygodniowy (? - bo się pogubiłam) turnus dla kolarzy górskich kosztuje 2200 zł. Na własny koszt przelot.  W cenie noclegi w apartamentowcu, jeden posiłek dziennie, opieka trenerska, serwis rowerów, 9 masaży, transport bagaży w obie strony (głównie rowery i ciuchy).  Gotują sami dla 15 osób, jeden zajmuje się transportem,  drugi organizuje treningi, inny masaże, ci którzy pracują mają upust cenowy albo zarabiają - to zależy od zakresu prac.  Jeżdżą co roku w lutym, wtedy kiedy u nas jest najgorzej - mamy dosyć zimy, która w lutym bywa najbardziej przykra. Od trzech lat tak spędza luty moje dziecko. Został na drugi turnus, potem jedzie do Toskanii, wraca w okolicy 20 marca. O ile im starczy kasy, bo mieli spory wydatek na granicy francusko - hiszpańskiej, wymianę alternatora.
Siedziałam z  młodym w aucie i rozmarzałam się gdy Grześ opowiadał o dosyć chłodnych dniach (13stopni C ), o tym,ze słońce nie opala, o pomarańczach zrywanych z drzewa. A ja dzisiaj miałam problem z wyjechaniem z podwórka. Muszę wyjechać pod dużym kątem, z drugiej strony drogi - głęboki rów rzeki, a na drodze śniegowe błoto, w którym auto czuje się jak rozmydlone mydło w mokrej mydelniczce. A potem ? Ponurość wielka i mokra, biała mgła. Fuj !!!!!

niedziela, 24 lutego 2013

piosenka dla mojej córeczki


Był raz anioł o oczach jak niebo
i spojrzeniu chabrowo - błękitnym.
Wiatr mu szaty układał z obłoków,
gwiazdy włos splatały jak spinki.
Był tak dobry jak ciastko drożdżowe,
nie odmawiał pomocy nikomu.
Nawet winnych nie karcił złym słowem,
nawet diabłu w potrzebie by pomógł.

Dnia pewnego do ogrodu
poszedł szukać kropli rosy,
pszczoły mu przyniosły miodu,
piasek przywarł do stóp bosych,
lecz on minął barwne kwiaty
i zielone zdeptał trawy,
szedł, gdzie róż czerwone krzaki
stroją się w płonące barwy.
Była róża czerwieńsza od innych
i ładniejsza od słońca zachodu,
wiatr przystrajał ją gamą motyli,
skraplał deszczem z jesiennych obłoków.
Dla niej anioł chciał niebo poruszyć,
czerwień płatków połączyć z gwiazdami,
dłoń zakrwawił cierniami pokłuty,
dobroć z pięknem nie chodzi parami. 


Wrócił smutny do ogrodu,
szukać chłodnej kropli rosy,
pszczoły mu przyniosły miodu,
piasek przywarł do stóp bosych,
lecz on minął barwne kwiaty
i zielone zdeptał trawy,
szedł, gdzie róż czerwone krzaki
ranią serca dla zabawy.

sobota, 23 lutego 2013

zima u nas jak malowanie czyli po wernisażu

      Dwukrotnie wczoraj jechałam do Szklarskiej i z powrotem, a za każdym razem trudniej. Zawieja, śnieżne zaspy, ślisko, sople w metrach liczone, białe poduchy na drzewach. Rosyjska zima - jak nazwał ją odwiedzający nas porannie  dr Sadowski, który z warszawskimi studentami obozem w Szklarskiej stanął i po pięknej okolicy na nartkach biega. Do nas przydreptał piechotą, bo "kości rozruszać musi". Też zapragnęłam i teraz mam nerwoból w korzonkach. Przybył też powtórnie po południu - wernisaż  mieliśmy wczoraj. Pogoda była taka, że obawiałam się czy ktokolwiek przyjdzie a nasza Główna Bohaterka Wieczoru - Katarzyna Klakla-Jaczyńska przygotowała widzom niespodziankę w postaci koncertu gitarowego. Goście z samego Krakowa zjechali a nasi wolą zacisze domowe zamiast odrobiny przyjemności ? Parę osób jednak przyszło i impreza "rozpętała się" taka, że wernisaż trwał trzy godziny. Przy dzwiękach niezłej muzyki.
    A oto i Główna Bohaterka Wieczoru na tle martwej natury, z których wielości powiesiłam zaledwie kilka.  Martwa natura to gra barw i świateł, kompozycja i warsztat. Tylko. Bardziej wyrazisty w nastrojach i wiele mówiący jest pejzaż, a u nas zawisł głównie majowy co tworzyło niezły dysonans z wszechogarniającą bielą wczorajszego (i dzisiejszego też) świata. Na obrazach zróżnicowanie tematyczne, formalne, kolorystyczne - ogromne. W Krakowie - artystyczna outsiderka tworząca "do szuflady" i kilku zaprzyjaznionych galerii z dala do celebryckiego świata.   W życiu wojująca feministka - jak mówi sama o sobie - namalowała intrygujący cykl obrazów, raczej miniatur  w konwencji średniowiecznych rękopisów iluminowanych, opatrzonych przewrotnymi, obrazoburczymi, cytatami. Po łacinie.
Jurek Kurowski przygotował niezłe przemówienie na temat walorów sztuki Katarzyny, klasyczne historyczno-sztuczne, jak mi prześle - przytoczę linkiem. Powiedział niemal wszystko co trzeba rzec na temat sztuki więc, pozbawiona nadal weny, zamilknę. W każdym razie jest w jej malarstwie to co czuję i lubię - przeżycie. I bliski mi nastrój.
Zrobiłam ostatnio ciekawą rundę: Wrocław - Łódx - Kielce - Kraków - Bronowice - Katowice. Zdążyłam przed zamieciami lecz wróciłam tak padnięta, że już nie pamiętam co chciałam o tej podróży napisać.  Życie za szybko biegnie by pamiętać.  Może kiedyś mi się przypomni...

środa, 13 lutego 2013

entuzjazmu łyczek mały

Kliknąć proszę w zaproszenie , powiększy się.

Tylko odrobina tego entuzjazmu  bo mentalnie czuję się jak matuzalem (by nie rzec mamut plejstoceński), którego nic rozruszać rady nie da. W najbliższym czasie czeka nas w Szklarskiej odrobina młodego Krakowa. Entuzjastycznego Krakowa, na dodatek polsko-niemiecko (chyba) - kanadyjskiego. Zapraszam wszystkich, zewrzyjcie szeregi, bądzcie. 
(Przy literze, której tu brakuje włazi mi jakieś okno z chińszczyzną stąd w tekstach brak  owej litery).

Z dawnych lat pamiętam swoją tygodniową niemal wizytę w Tarnowie. Właściwie wizyty nie mam prawa pamiętać, ze względu na nocne życie, w które zostałam wchłonięta. Dnie spędzane w tarnowskim "cygańskim" muzeum, wyjazdy na Spisz z zakochanym w kulturze romskiej  Adamem Bartoszem, który jadąc z nami  do Jurgowa kupował cygańskim dzieciom nie cukierki lecz prezenty znacznie bardziej właściwe. http://www.gadki.lublin.pl/gadki/artykul.php?nr_art=1369 Na Spiszu byłam wtedy po raz pierwszy i, niestety jak dotąd, ostatni.
Popołudnia, wieczory i noce spędzałam... no właśnie gdzie ? Cudze domy, jakieś zasnute papierosowym dymem puby, wówczas jeszcze nie nazywane pubami, ludzie, dyskusje, muzyka, totalna psychedelia  (dziecko mówi) . Ależ mnie pożarł tamten świat... O to mi właśnie chodzi.  Jedziesz do Kazimierza, Lublina, Krakowa, Tarnowa, Wrocławia też  - wchłania cię środowisko. Jesteś gościem, musisz być dopieszczony pod każdym względem, głównie duchowo, dobre towarzystwo, dobre wino i rozmowy aż po świt.

wtorek, 12 lutego 2013

dla dobrego nastroju...azurytowy Marrakesz

Ktoś wracający z Maroka przywozi barwne opowieści i  mały podarunek - azuryt, niebieski kamyk.  Prezent dostaje artysta, malarz. Wykrusza odrobinę, rozdrabnia i maluje ukrytą w podświadomości tajemną stolicę średniowiecznego imperium, Marrakesz.  Nieodgadniony świat wyobrazni,  niepokojąco przysłonięty granatowym zmierzchem,  połyskujący  błękitnym światłem na łukach bram prowadzących w nieznane.  Zaplątana w zaułki przestrzeń, jasny powiew wieczornego wiatru, gra światła lamp na załomach muru. Marakesz budzi lęk i pociąga,  czeka w odcieniach azurytu.
 Wyobraznia artysty bywa niewyobrażalna. Wyobraznia  Pawła Trybalskiego nie ma sobie równych. Temu człowiekowi wystarczy dać kamyk azurytu i powstanie takie małe cudeńko.
Ostatnie tygodnie uczą mnie pokory, również werbalnej. niech to będzie ćwiczenie.
Artysta ma różne fazy twórczości. Niektórzy czekają na wenę, niektórzy pracują codziennie wierząc że się zjawi.  Dobrze gdy codzienności towarzyszy impuls, który przeradza się w twórczą pasję. Lecz czasem bywa inaczej.
Tronująca Madonna z Dzieciątkiem. Rzezba w póznogotyckiej stylistyce, plastyczny, haptyczny niemal walor postaci zawieszonych  w rozmglonej i rozgwieżdżonej, ulotnej i nierealnej przestrzeni kosmosu. Dysonans, zaskakująca ..jak to nazwać.. kakofonia bryły i przestrzeni. W efekcie, perfekcyjna technicznie ideowo  interesująca  wizja boskiego meteoru,  jawi się  nieco sztuczna, zastygła w czasie i przestrzeni. Jakby dwie  kompozycje różnych puzzli. To moje odczucie, moja dzisiejsza towarzyszka podróży była zachwycona.
Byłam dziś u Pawła Trybalskiego.  Trzeba go odwiedzać koniecznie bo on jest stworzony dla ludzi. Spróbuję go namówić na publiczne spotkanie.Tylko jak go wyciągnąć z tej zasypanej śniegiem gawry ?

poniedziałek, 11 lutego 2013

potknięcia czyli dzień z cyklu "fatalnie"

Mam taką nietypową dla Polki naturę, że zrzędzę:)))))) No więc zrzędzę. Na razie widzę głównie potknięcia. Strona internetowa bardzo niekompletna (wiem, nadal w budowie), pełna błędów, nie wiedzieć czemu skoro Niemcy komplety materiałów dostali. Chłopaki dwoją się i troją coby te błędy  zanikły i  zanikają, powoli. Informacje o dofinansowaniu odwlekają się w czasie...  Pogoda kiepska, ciśnienie w dół leci, ponuro i ciemnawo, na dodatek poniedziałek.. Jedyne co pozytywne to, że artyści się nakręcili po ostatnim moim mailu. Ale, że czarno dziś  widzę - to pewnie się pokłócą o te ekspozycyjne kawałki ścian, które do dyspozycji dostali.
Poco ja się w to wpakowałam ??? Czy wart tylu rozterek jest mój pociąg do działań alternatywnych. Złudzenie wolności …. Złudzenie gdyż kontrkultura (jakby nie było, albo raczej kultura alternatywna ?) narzuca swoje normy i automatycznie - nowe ograniczenia. A czy jest możliwa wolność całkowita ? czyli samotność ? Ależ to.......camusowakie:)))
Idę dziś na wernisaż do konkurencji. Wystawa malarstwa Jana Szula dyrektora TVP INFO. W sumie ciekawa jestem.

środa, 6 lutego 2013

no to chyba startujemy ????

Jeszcze delikatnie, z ociąganiem i niespiesznie....  Worpswede - czyli miejsce naszej kwietniowej akcji. Bezczelnie przykroiłam zdjęcia Tomka Prylla z wizji lokalnej oraz teksty Waldka Odorowskiego , jako że zatopiona w liczbach i finansach weny nadal nie posiadam.
WORPSWEDE – mała wioska  na bagnach koło Bremy, słynna  kolonia artystów – w pocz. XX w.  miejsce pobytu artystycznej bohemy: Heinrich Vogeler, Fritz Mackensen, Otto Ubbelohde, Hans von Eden, Fritz Overbeck, Carl Yinnen, Otto  Modersohn i jego żona Paula Becker a także  poeta  Rainer Maria Rilke, twórca manisfestu Worpswede. Życie jest formą sztuki, twórczość - efekt artystycznego przeżycia - to najwyższy stopień  uduchowienia.  Na czystą twórczość pozwala natura, ziemia ojczysta w znaczeniu „małej ojczyzny” . Miasto degraduje jednostkę, niszczy indywidualność. - To chyba  powód powstawania wszystkich ośrodków sztuki o charakterze artystycznej kolonii, tak dawniej jak i dzisiaj.
Carl Hauptmann wraz ze swym słynnym bratem noblistą – Gerhartem, zafascynowani Worpswede, zaprzyjaznieni z liderami tamtejszej kolonii,  zainicjowali w Szklarskiej Porębie  kolonię idealną realizującą wagnerowskie Gesamtkunstwerk. Literaci, malarze, ludzie teatru  stworzyli tu na przełomie XIX/XX w. środowisko artystyczne przyciągające elity niemieckiego przemysłu, banków, teatrów, muzyki.  "Szklarska Poręba była najwyższym wzlotem idei kolonii artystycznych i bodaj najpełniej wcielała jej założenia. Jedyną ideologią pozostawała sztuka" - wg dr Waldemara Odorowskiego, choć nie bardzo  z tym zgadza się dr Agata Rome-Dzida.
W tym roku, po raz pierwszy w historii zaprezentujemy tu sztukę polską. Oczywiście  tę "kolonijną", z poziomu sztuki oficjalnej traktowaną peryferyjnie, ogromnie różnorodną, mocno zindywidualizowaną, wysmakowaną estetycznie, perfekcyjną technicznie. Przesadzam ?

Budynek informacji turystycznej czyli centrum dowodzenia. Tu najpierw pojawi się  każdy, kto przyjedzie na kilkudniową imprezę. Do oglądania będzie sporo. Głownie filmy z okresu 1890 - 1920 poświęcone sztuce i życiu  polskich kolonii artystycznych i kolonii w Worpswede. Ale też wystawy sztuki historycznej z Worpswede i kolonii polskich, wystawy sztuki współczesnej, armia "Żelaznych ludzi" Zbyszka Frączkiewicza w malowniczym plenerze, spektakle teatralne, itd.,itp.
Altes Rathaus. Architektonicznie nie powala na kolana  ale klinicznie białe wnętrza rzęsiście oblane ciepłym, punktowym światłem doskonale nadają się na prezentację zbiorowej wystawy sztuki współczesnej. Malarstwo, rzezba, rysunek, grafika - z Karkonoszy, Kazimierza i Zakopanego. Mam zwymiarowany rzut wnętrz i wydaje się, że tego miejsca jest dużo. Jednak przy pierwszej próbie rozmieszczenia prac nadmiar miejsca okazał się złudą. Dwa rzędy ? pion/poziom ? Zobaczymy..
A to Music Hall. Seanse filmowe, ożywione dysputy (sztuka - polityka - społeczeństwo - historia) oraz spektakl Teatru Cinema z Michałowic. Będziemy uczestniczyć w pierwszym Biennale Sztuki i Filmu Woprswede. Interdyscyplinarny projekt "Zwischen den Pol(en)" czyli "Między biegunami" - prezentacja polskich koloni artystycznych. O idei biennale i naszym projekcie napiszę w następnym poście.
 Wśród filmów polskich  i dotyczących Polski:"Wesele" i "Ziemia obiecana" Wajdy, "Dagny",  także "Młyn i krzyż" Majewskiego choć tematycznie odstaje oraz filmy nieme, animowane i dokumentalne. Wśród zaproszonych przez nas gości - Henryk Waniek, prof. Krzysztof Kuczyński, doktorzy: A. Rome-Dzida, W. Odorowski, P. Wiater (też organizator) oraz część wystawiających się artystów.
Wnętrze w galerii Art 99 w Centrum Sztuki Alte Molkerei - sala na parterze widziana z antresoli. Tutaj pokażemy trzy wystawy indywidualne, "rodzinne": Beata i Janusz Koneccy,  Agnieszka Topolnicka - Mielęcka  i Mariusz Mielęcki oraz Szumscy: Zbyszek, Staszek i Katarzyna Rotkiewicz - Szumska.
Właśnie pojawiła się strona internetowa biennale. Liczymy, że będzie również po polsku. 

  
  http://www.biennale-worpswede.de/?page_id=25

Tutaj sala na parterze Muzeum Modersohna. Druga taka jest na piętrze. Miejsce dla wystawy historycznej: początki Zakopanego, początki Szklarskiej Poręby , Bronowice i chwila przed narodzinami kolonii kazimierskiej -  ta wystartowała  dopiero w latach 20-tych. A to dom Modersohna z zewnątrz.
I jeszcze jeden romantyczny widoczek..