poniedziałek, 22 maja 2017

wystawa we Wrocławiu

Pławna
 Utknęłam w netarcie,  streetarcie, intermediach, wideo-mediach, nowej sztuce oraz ideologii nowej sztuki antysztuki – przy notkach biograficznych małolatów musiałam napisać o czymś, czego nie znam więc nie rozumiem.  Czytałam przez ostatnie dni, między przygotowywaniem prezentacji do prelekcji o Hofmanie a pisaniem wstępniaków do katalogów wystaw we Wrocku i Goerlitz oraz bieżącymi sprawami  z nocą muzeów związanymi. Czytałam i skonstatować muszę – nie znam się. Zupełnie nic nie wiem, nie rozumiem, a nawet, chyba - nie chcę. Niech inni się męczą,  zachowam pozycję obserwatora.  Ale druga myśl nie dawała mi spokoju – prowincja !!!!! Tyle nowego się dzieje wkoło, a ja (my- mówię o społeczeństwie) w sprawach sztuki wciąż w XIX wieku !  Musiałam też uzupełnić notki biograficzne artystów o najnowsze wystawy, a per mail doprosić się ciężko, więc dziś ruszyłam w objazd.  Z Teresą Kępowicz, którą namówiłam na wyprawę, doskonale wiedząc, że świetne fotki zrobi i nie odmówi. Tym bardziej, że już dawno taką wycieczkę jej obiecałam. 
Teresa:  Wiesz, przestałam się spinać..
Kopaniec
Pławna.
Pogoda piękna, niemal letnia. Pejzaże cudne młodo - zielone i rzepakowo - żółte. Atmosfera świetna, bo z Teresą gada się świetnie, na dodatek genialne pierożki pieczone z ciasta francuskiego z nadziwką mięsną i wege – obie z kaszą gryczaną – zabrała (cobyśmy w trasie z głodu nie pomarły).  Wjeżdżamy do Milińskiego państwa, a jego król, na dziedzińcu wielką, dwumetrową łyżkę farbą maluje. Konserwuje raczej. - "Zwolnić muszę, bo przecież nic innego już nie muszę. Wszystko mam, poza tym co kiedyś przez głupotę traciłem" – tak mniej więcej brzmiał jego dzisiejszy sens. Nie jest tak, że odpuszcza, jest wszak pracoholikiem. Ale teraz ma to wszystko inny wydźwięk: bo nie musi, jedynie chce.

Michałowice
Robi remont dwóch domów, jeden - „cacuszko maleńkie” -  jest już na ukończeniu. Chałupa z XVIII wieku, na agroturystykę będzie doskonała, dla tych letników, którzy zechcą w szatki z epoki się przebrać i przez wakacje żyć jak to drzewiej bywało.  Ma aktualnie wystawę w Tarnowskich Górach, jedzie na plener gdzieś nad morze chyba, ale kręci go letni plener hofmanowski w Szklarskiej – chce poczuć Hofmanowego ducha.  Nic  nie musi. Jedynie chce.
Byłyśmy tam  koło 11. Niedziela. Przed Cafe Miliński czyli galerią już siedzą goście popijając kawkę, na stole obok Darek łyżkę maluje, po liczbie aut na parkingu widać, że w Zamku Legend goście jacyś już są, a może do Arki poszli. Czyli artystyczne przedsiębiorstwo się kręci samo. Prawie samo, bo rodzina i pracownicy są przecież. Teresa zrobiła trochę zdjęć, pogadaliśmy, pojechałyśmy rzucić okiem na   Muzeum Przesiedleńców / Wypędzonych i w drogę. Co po Milińskim zostanie? Oprócz obrazów, Arki, Zamku, Muzeum i opowieści jak to jeden taki cudak w Pławnej kiedyś mieszkał ? Nowe życie dla odrapanej dolnośląskiej dziury, bo ludzie dzięki niemu zobaczyli, że na wsi też coś można. I to niemało można.
Przesieka
Popielówek.
Kilka dni temu napisałam maila do Mariusza, że przyjedziemy. Nie odpisał więc za dobrą monetę milczenie wzięłam. A jednak nie w porę przyjechałyśmy. Niemieckich gości mieli, w tym pana o szlachetnej głowie, któremu Agnieszka popiersie rzeźbić miała. Jeszcze  przy herbacie i ciasteczkach siedzieli, lecz na środku pracowni stał już kawalet z wielką bryłą gliny i fotel dla modela. Więc tylko herbatka, po kawałku ciasta domowej roboty, chwilka pogawędki, kuchnię cudną, którą Mariusz robi (własnoręcznie wykonane mebelki i malunki: jego – diabeł wylegujący się na boku i Agnieszki – kury), obejrzeć, zdjęcia zrobić i w drogę. Aparatu do nich nie wzięłam, pomna tego, że kiedyś wyrwałam się i pokazałam na FB coś, czego jeszcze pokazywać nie powinnam.
Urszuli Broll praca studencka
Kopaniec
Tu na nas czekali, lecz my jak po ogień. Agata zrobiła nalewkę z arcydzięgla, więc z Teresą – też namiętnie nalewki robiącą – w przepisach zatonęły.
Wczoraj znowu ktoś ze wsi przyniósł skorupy – ceramika, mieszana od XVII do współczesności.  Ten ktoś zgarnął wszystko co znalazł do jednego worka i z odkryciem przyleciał. Szkoda, że ruszał.. Chwile potem archeolog w randze profesora przyjechał, bo w Kopańcu znowu kopią. (Jak sama nazwa wskazuje). Skorupy obejrzał, pokręcił nosem, w pudełku zostały. Leszkowy artykuł o mojej muzealnej szafie malowanej w pejzaże z pokutnymi krzyżami   - już w drodze, kolejna szubienica odkryta i tylko: - Muszę zwolnić, bo jakoś na nic czasu nie mam,  chyba za dużo znajomych – rzekł. Zdjęcie gospodarzy, zdjęcie psów, zdjęcie w galerii Agaty. Na herbatę czasu nie ma, jedziemy.
Michałowice. U Pawła.
Kawa w imbryku się parzy, na stole świeże kwiaty. Mistrz w formie rewelacyjnej. Jakoś odmłodniał i zakwitł, do udziału w wystawie prosić zbytnio nie musiałam, nawet zdjęcia obrazów, które da przygotował.  Ale:
- ja już nic nie muszę, tylko tyle, by na rachunki starczyło…
E tam. Obrazów nowych partia niezła (a niespełna miesiąc temu byłam), ogródek wymuskany choć sarny tulipany zeżarły, mistrz kwitnie, choć.. jakby smutek w kącikach ust.
Pawle powiedz,
bo problem mam
cóż..
Czy to szron masz we włosach
Czy kosmiczny kurz ?  
Zapytał go Kazimierz Pichlak.
"Artysta w każdym calu - w sposobie chodzenia, ubierania, się, trzymania papierosa i mówienia. Nie, nie mówienia, ale wygłaszania poematów prozą ze wspomnień, przemyśleń, patrzenia na rzeczywistość. I jest w tym jakaś melancholia i jakiś żal i odwieczna walka o zwycięstwo dobra, prawdy i piękna.  I ta niezwykła otwartość. Paweł Trybalski. (M. Wołąkiewicz - Lisiak, Paweł Trybalski. Perfekcjonista ze świata wyobraźni).
Nawet nie zorientowałyśmy się kiedy ponad godzina minęła, dobrze, ze zadzwoniła Urszula – gdzie jesteśmy.
A u Urszuli spokój wielki. I też odrobina smutku w kącikach ust.

Prowincja ? A nawet jeśli prowincja,  to życie we właściwym wymiarze. Piękne życie. Tylko skąd ta odrobina smutku?
A tak na marginesie: nic na siłę, tutejszy świat chyba nie chce nowej sztuki.