wtorek, 9 stycznia 2024

Epitafium dla Pawła Trybalskiego

         Umieszczam przepiękny tekst Kazimierza Pichlaka poświęcony Pawłowi


            " Żegnamy Pawła Trybalskiego, człowieka, który był dla nas kimś niezwykle ważnym i bliskim. Nie przez codzienne, czy choćby  częste kontakty twarzą w twarz, słowo za słowo. Ale na matrycy naszego życia był punktem bardzo eminentnym, bardzo wyraźnym i znaczącym.

   Z odejściem Pawła kończy się pewna epoka. W Michałowicach było Trzech Muszkieterów.  Panowie uwielbiali swoje towarzystwo. Wspólnie celebrowali odpalanie cygar. Sączyli dobre trunki. I rozmawiali, gadali, opowiadali. Pierwszy odszedł Rysiu Wojnarowski. Potem Ksiądz Kubek. Teraz ostatni z nich.

   Paweł pochodzi ze wschodnich rubieży Rzeczpospolitej, z Zamojszczyzny, z kolonii Hostynne. Często odwoływał się do swych korzeni, bardzo się z nimi utożsamiał.  Wrósł w karkonoski krajobraz, ale światło, barwy, klimat, metafizyka jego rodzinnych stron zakorzeniły się w nim bardzo głęboko. I ten wschodni zaśpiew, już nie w potocznej mowie, ale w duszy bardzo.

Jego pierwszym „górskim” etapem była Kamienna Góra, gdzie projektował tkaniny w Zakładach Przemysłu Lniarskiego „Len”. W tym czasie równolegle rozkwitał jego talent malarski. Zyskiwał coraz większe uznanie. Szczególnie ważnym okazał się rok 1970. Zadebiutował swoimi pracami w najbardziej wówczas prestiżowej galerii w Polsce – warszawskiej Zachęcie. No i został członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków. Wołowej skóry by zbrakło, aby opisać wszystkie sukcesy, osiągnięcia, laury, zebrane przez Pawła. Niewątpliwie stworzył On nową unikalną wartość w sztuce polskiej, rzec by można kosmiczną. Zważywszy na tematykę jego wielu obrazów, to bardzo adekwatne słowo. Kosmos był jego pasją.

   Nazywano go polskim Salvadore Dali. Ale to porównanie jest większym komplementem dla artysty z zakręconymi wąsami. Z perspektywy czasu rzec by można, że Salvadore Dali był hiszpańskim Pawłem Trybalskim.

   Spośród wielu określeń Pawła, najbardziej podoba mi się GLOBTROTER WYOBRAŹNI. Nie doszukałem się nazwiska twórcy tego miana, ale na pewno autor trafił w punkt.

   To, że Paweł był absolutnym perfekcjonistą w posługiwaniu się pędzlem, to oczywiste. Każdy milimetr jego obrazów to geniusz malarskiej techniki wykreowany ręką arcymistrza, na poziomie, który skłania do podejrzeń o udział sił nadprzyrodzonych. Ale Paweł nie malował obrazu dla obrazu. Każdy z nich jest o czymś. Zawiera jakąś opowieść, metaforę, anegdotę. Na ogół głęboką myśl. Każda z prac Pawła jest nie tylko arcydziełem malarskim. Jest również emanacją Jego erudycji, intelektu, wyobraźni. Tak, Globtroter Wyobraźni. Jakaż to piękna definicja Pawła. W ostatnim okresie twórczości pojawiły się serie jego prac, w których wręcz bawił się abstrakcyjną formą i kolorem. I w takim rodzaju malarstwa okazał się mistrzem.  Wszystko to  tworzy z Jego dokonań jeden z najcenniejszych skarbów polskiej kultury.

   Z Kamiennej Góry rodzina Trybalskich przeniosła się na jeleniogórskie Zabobrze. Zamieszkali tam na 11 piętrze, a z okien pracowni Pawła rozciągał się widok na całe Karkonosze. Wkrótce to miejsce stało się jednym z najważniejszych salonów artystycznych miasta. Fanklub Mistrza zrzeszał elity kulturalne Jeleniej Góry i okolic.

   Z Karkonoszami związał się literalnie, gdy Państwo Trybalscy zamieszkali w pięknym domu w pięknym otoczeniu przyrody w Michałowicach. Tu Paweł znalazł swoje miejsce do życia. Tu tworzył dzieło za dziełem. Któż tu nie bywał! Śmietanka polskiej kultury. No i my, przyjaciele i znajomi, którzy przyprowadzaliśmy naszych przyjaciół i znajomych. Po to, aby doznali iluminacji sztuką najwyższych, kosmicznych lotów. Aby doświadczyli  kontaktu z genialnym artystą, ale przede wszystkim wspaniałym, pięknym człowiekiem.  Wszyscy, z wypiekami na twarzy, z rozdziawionymi ustami słuchaliśmy opowieści  Mistrza o malarstwie, inspiracjach, ciekawych ludziach, o kolekcji niezwykłych przedmiotów przywiezionych ze świata przez gospodarza i przyjaciół. Anegdota goniła anegdotę, refleksja refleksję. Wiedza Mistrza rozświecała mroki naszej ignorancji. Paweł dymił erudycją. Tak, to były niezapomniane chwile. Dla wielu uczestników tych spektakli jedno z najważniejszych spotkań w życiu.

   Jednak nie było niestety tak, że życie oferowało Pawłowi wyłącznie sukcesy, aplauz zachwyconego świata. Nie raz, nie dwa Paweł mógł zapytać : Dlaczego ja? Dlaczego Panie Boże mnie wybrałeś, abym doświadczał tego czego doświadczam. Ale dźwigał się z najcięższych tragedii. Miał w sobie moc przetrwania najtrudniejszych chwil. I, myślę, że mogę tak powiedzieć, miał szczęście do przyjaciół. No i do Miłości. Ostatnie prawie 20 lat życia spędził u boku Lidki, też artystki, która rozumiała go jak nikt. Paweł żył pełnią życia. Z rozmachem, ze smakiem, zamaszyście.

   Niestety choroba okazała się bezlitosna. Przez ostatni rok, choć bywały okresy nadziei, zabierała światu i nam Pawła kawałek po kawałku, słowo po słowie. Szczególnie podczas ostatnich kilku miesięcy. I mimo wysiłków rodziny i najbliższego sercu Pawła przyjaciela – Jarka Górala, nie udało się Go życiu przywrócić.

   Niewesołe to chwile. Ale cóż, każdy z nas prędzej czy później będzie bohaterem takiego spektaklu. Buddyści uważają, że śmierć jest najważniejszym wydarzeniem w życiu człowieka. Czasem śmierć bywa wybawieniem, gdy ból i cierpienie, totalna bezsilność, destrukcja fizyczna i mentalna stają się nie do zniesienia.

   A co robi teraz Paweł? Zapewne przechadza się po niebiańskich łąkach. Czasem przysiądzie pod drzewem. Może zapali z Kubkiem cygaro? A potem rozstawi swoje powietrzne sztalugi i namaluje obraz, choćby z widokiem ze swego karkonoskiego okna. Przyjdą Leonardo, Vermeer, Rafaelo, Vincent,. Będą cmokać z uznaniem, poklepywać po plecach. Nooo, Mistrzu… Aż któryś z nich powie : Niby mamy tu bezmiar czasu, ale spędzajmy go ciekawie. Opowiadaj nam Pawle o tym meteorycie, zębie rekina. inkunabułach, mosiężnych kulach, skrzydełku pingwina. A potem znów coś nam namaluj.

   A my? My, cóż  - jesteśmy szczęściarzami. Bo mogliśmy tych opowieści słuchać. Bo nasze drogi i bezdroża,  ścieżki naszego życia przecinały się ze ścieżkami życia Pawła. Doświadczyliśmy wielkiego Daru.

   Zdarzało mi się pisać wiersze na benefisy i wernisaże Mistrza. Jeden z fragmentów Paweł polubił szczególnie i częst gościom cytował. Otóż patrząc na siwiznę Pawła napisałem tak.

I jeszcze pytanie

Bo mam problem, cóż,

Czy to szron na włosach,

Czy kosmiczny kurz?

   Czytał ten wiersz z intonacją, która sugerowała drugą odpowiedź. I miał rację. Nie ma najmniejszych wątpliwości. Paweł jest dzieckiem Kosmosu.  Wróć! Paweł jest bratem Kosmosu. Brat przyjął Brata z otwartymi rękami : Pawle, było nam ze sobą zawsze dobrze, i tak już zostanie.

   Patrzymy w rozgwieżdżone niebo. Machamy do Ciebie, Pawle. Dobrego dnia. I życia. Pod  nowym adresem, ale też wśród swoich.

 

 

                                                                                                   Kazimierz Pichlak

 

04.01.2024

 

Zdjęcie Tatiany Cariuk Falewicz