wtorek, 24 listopada 2009

wernisaż EKOGLASS











































































Wystawa na jedną salę rozrosła się do trzech, a i tak miejsca było ciut mało. Głównym bohaterem autora fotek - Zygmunta Trylańskiego, jest malowniczy Jiří Šuhájek. Zresztą tvp Wrocław też na nim się skupiła. Wsród artystów obecni byli niemal wszyscy autorzy prac: Oldřich Plíva , Jiří Šuhájek, Małgorzata Dajewska, Karolina Spiak, Beata Damian-Speruda, Mariusz Łabiński (siła napędowa całego przedsięwzięcia), Marzena Krzemińska (z pięciotygodniową Matyldą urodzoną w międzyczasie), Igor Wójcik (z ramienia OKiS odpowiedzialny za fundusze), Maciej Zaborski, Jakub Berdych, Andrej Nemeth, Patrik Illo i Martin Muranica. Było miło, ciepło i baaaardzo artystycznie, a całość skończyła się w schronisku na Orlu w Jakuszycach, u Staszka Kornafela, który wraz z ekipą wernisaż zaszczycił.

niedziela, 22 listopada 2009


EKOGLASS FESTIWAL

wernisaż


23 listopada 2009

godz. 17.00

Dom Carla i Gerharta Hauptmannów w Szklarskiej Porębie
ul. 11 Listopada 23

Ludzie z cienia

Nastawiona na ciężką acz przyjemną orkę przy montażu wystawy przyjechałam dziś do pracy. Prawie wszystko gotowe. Zrobiło się samo ?
Mam fantastyczną załogę, zaprawioną w bojach, zwarty i niemal na wszystko gotowy zespół. Zauważyłam, że nie ma dla nich rzeczy trudnych. Zmontować zupełnie inny osprzęt w kilka dni przy użyciu sznurka i gwoździa - broszeczka. Przygotować odlotowy catering ? Nie ma sprawy, szybkie zakupy kolorowych surowców, ze cztery godziny szybkiej pracy i jest stół przygotowany tak, że pięciogwiazdkowy hotel by pozazrościł. Na codzień ? Widzicie ich jak snują się dyskretnie po salach i "nic nie robią" . Nikt nie wiedzi notorycznego biegania z miotłą i ścierką, wygarniania ton liści z posesji, kilometrów umytych szyb, plewienia ogrodu, godzin odśnieżania, malowania sal, zwierania szyków przed wystawą. Przychodząc na wernisaż skupiacie się na ekspozycji, widzicie spijających miód komisarzy lub artystów z błyskiem w oku i rumieńcem na licu odbierających hołdy w formie okasków. Nikt nie myśli o tym, ta ostateczna wersja to nielekka praca całego zespołu.
Mam wyjątkowe szczęście do ludzi, tu przejawiające się w świetnym, zgranym zespole. Problemy są jak wszędzie lecz ich zasługą jest umiejętność przejścia nad nimi.

piątek, 20 listopada 2009

Kotlina szkłem stojąca

Nie ma co, ukłony dla sąsiadów za fajny do wystawy sztafaż w postaci zaproszenia (zazdrość mnie zeżarła).
Muzeum Karkonoskie pokaże wystawę "polskiej kadry" szklarzy . Po pobieżnym przejrzeniu jej składu widzę, że szkoła wrocławska górą. Niektórzy pokażą się i u nich i u nas, będzie co oglądać, co porównywać i nad jakością polskiego szkła artystycznego deliberować.
Zapraszam więc na obie wystawy równocześnie.
U nas, w Szklarskiej zobaczycie prace Wrocławian, Czechów i Słowaków, po lipcowym plenerze Ekoglass Festiwal , w Jeleniej Górze - polską wierchuszkę.







trochę o pieniądzach

Ostatnio w Nowinach Jeleniogórskich ukazał się artykuł o zarobkach ludzi kultury w mieście - znaczy tych, którzy ją tworzą i tych, którzy w niej pracują. Średnie zrobki muzealników podano w kwocie 3 000 zł bez określania netto czy brutto, zarobki kustoszy z długoletnim stażem - jako dużo wyższe. . I co wy na to jeleniogórscy muzealnicy ?

Rodzynki - kontynuacja. SZKŁO

Szkło z wystawy w 2008 r. fot. Tatiana Cariuk
Kiedyś przewiozłam po Szklarskiej i okolicy znajomych, po miejscach nie bardzo znanych turystom, opowiadając historie z nimi związane. I tak to tylko czubek góry lodowej bo mało wiem, bywam tutaj dopiero jakieś sześć lat i dopiero od sześciu lat uczę się tego miasta. Czasem myślę o tym jak dobrze byłoby się przenieść tutaj, by chłonąć to wszystko. I przeszłość i teraźniejszość, bardzo inne ale tak bardzo podobne. Bo, zauważyłam, że jednak, mimo granicy jaką był 45 r., istnieje tu nieprawdopodobnie silna kontynuacja .. nie wiem czego, atmosfery, ducha. Może to jest tak, że jednak ta siła natury upostaciowiona w Duchu Gór ma taką moc, że nie ważne jaka nacja tu mieszka i jak funkcjonuje, parę lat po osiedleniu zostaje przesycona atmosferą miejsca i zaczyna funkcjonować inaczej. Jakoś tak… mistycznie ? Ależ strzeliłam dygresję…

Szkło w piecu - fot. Robert Kutkowski (albo Zygmunt Trylański, sprostujcie mnie)
Od najdawniejszych czasów szkło się tutaj robiło. No bo opał w lasach pod ręką, wody bieżącej w strumieniach dostatek i najważniejszego również – surowca. Najstarsze huty leśne to głębokie średniowiecze. Z racji tego, że przenosiły się coraz wyżej w góry, po wyczerpaniu okolicznych zasobów drewna, zwane hutami wędrownymi.
Szkło to alchemia. Dzisiejsze technologie wszystko uprościły, zbanalizowały i zagubiły tę bajkę. Wtedy hutnik szkła to był ktoś.. na równi niemal z magiem, czarodziejem. Choć ze szkła wytwarzano tylko przedmioty codziennego użytku to jednak proces ich tworzenia, staranność wykonania, bogactwo, ale i wyważona subtelność dekoracji powodowały, że te małe szklane cacka to dzieła sztuki. Rozwój przemysłu udostępnił je większej ilości użytkowników ale też zniszczył jakiś duchowy wymiar użytkowego przedmiotu.

Henryk Łubkowski,wlaściciel Leśnej huty, gdzie odbywa się Ekoglass Festiwal. Fot. Zygmunt Trylański
Zawsze zachwycało mnie szkło w formie gorącej, plastycznej masy wyciąganej z pieca na piszczeli i natychmiast obrabianej za pomocą … ludzkiego oddechu. W każdym naczyniu zaklęta dusza hutnika... Sztuka współczesna ma skłonność wyciągania ze świata na wizualną powierzchnię, istoty wszelkich rzeczy, szukania najgłębszej warstwy świata. Pewnie skomplikowania codzienność implikuje takie tęsknoty. Uchwycenie istoty materii, konsystencji, płynności, przejrzystości lub rozpłynięcia w niej barwy, wielka zagadka przypadku w kształtowaniu formy – to jakby marzenie współczesnych szklarzy.
Niczemu nie służą te przedmioty poza kształtowaniem przestrzeni, łapaniem promieni słońca lub półmroku cienia. Czy komuś, poza artystą szkła, są potrzebne ?
Przygotowujemy wystawę poplenerową EKOGLASS FESTIVAL. Szklane dzieła sztuki jeszcze zamknięte są w skrzyniach. Korci mnie żeby tam zajrzeć ale jeszcze nie mam czasu. Te ucztę zostawię sobie na weekend, gdy będziemy montować wystawę. Jeszcze o tym napiszę – i o samym plenerze, który jest elementem takiej właśnie kontynuacji historii .

http://www.szklarskaporeba.pl/wydarzenia/kalendarz-wydarzen?task=view_detail&agid=91&year=2009&month=07&day=03
http://www.okis.pl/
http://www.dcik.pl/search/10,data:2008-09-28/

sobota, 7 listopada 2009

Wystawa

Zdjęcie zupełnie nie odda tego co czuje się patrząc na obraz

No więc wystawa. Ja ją postrzegam jako całość, nie rozbieram na czynniki pierwsze czyli nawet nie kuszę się o ocenianie czegokolwiek. Wspomnę o kilku obrazach, które robią na mnie wrażenie. Emocjonalne.

Z cyklu „tobołki energii”, kipiące życie. Zaobserwowałam, że przy nich zatrzymuje się większość zwiedzających i wyglądają jakby ładowali akumulatory. To tylko abstrakcja powiedział ktoś, po czym sterczał przed obrazem długi czas. Czemu ? Bo jest w nich ogrzewające ciepło, pogodne światło, przestrzeń pełna ciepłego wiatru, pozytywna energia, która aż promieniuje wnikając w człowieka. Obrazy Bogumiły Twardowskiej-Rogacewicz, za każdym razem zaskakują, przedstawiają tak wiele choć nie przedstawiają niczego prócz czystych plam barwnych, kleksów, sznureczków farby. Bo życie to kolor ?

Jak łąki izerskie we mgle – też kolory życia ale zupełnie inny aspekt - obrazy Teresy Kępowicz. Dwa lata temu pisałam o różnorodnym odbieraniu symboliki jej obrazów, teraz daję się wciągnąć w nastrój. Subtelność niemal monochromatycznych tonów barwnych, delikatne światło ... pejzaż ocierający się o jakąś kosmiczną ponadczasowość, nieskończoność, trwanie. Nie umiem pisać o takim malarstwie, to wymaga poety. Aura nad-zjawiskowości – tak kiedyś ktoś powiedział o jej obrazach. Te dwa obrazy Teresy są bardzo intymne i, moim zdaniem, tu, na wystawie zbiorowej trochę giną, wymagając indywidualnej ekspozycji.

No i wirtuozka ołówka, która narzędziem upoważnionym do rysowania kreski tworzy nieprawdopodobną ilość tonów szarości, niuansów światłocienia a tematyką ujawnia całą emocjonalność kobiecego świata. Beata Konecka.

Same baby ? Nie, ale najwyraźniej najlepiej się czuję w malarstwie kobiet. No i wybrałam same gwiazdy ?

piątek, 6 listopada 2009

Finał, pora gonić kolejnego króliczka. Wystawowa kuchnia.


Tak się poczułam, bo chyba jestem z tych nienasyconych. Otwarliśmy dziś wieczór wystawę Nowego Młyna. Zdążyliśmy wbrew wszystkiemu co się sprzysięgło. Najpierw nie było z czego robić, większość prac zjechała w chwili, kiedy już wisieć powinny. Potem problemy z prądem, właściwie te są od jakichś trzech miesięcy. Pilna robota - murowany brak prądu. Tym razem poszło szerzej. W czwartek wieszaliśmy w zimnie i przy świecach, nie zdążyliśmy. Okazało się też, że włączenie prądu uszkodziło system mojego komputera. "Podnoszenie" go trwało pół dnia. Wczorajsze wyłączenie prądu uszkodziło system drugiego komputera (naprawa w poniedziałek) oraz uszkodziło drukarkę, więc brakujące podpisy drukował dział promocji miasta. Został nam dzisiejszy dzień, wernisaż o 17-tej, skończyliśmy o 16-tej. Wszystko byłoby ok., gdyby nie nerwy i wyścig z czasem. Orka od rana, załoga w zwartym szyku do wieczora. Wczorajsze wieczorne włączenie prądu spowodowało też awarię systemów alarmowych - zwarcie, wycie. Jakby tego było mało Skanska, która robi nawierzchnię ulicy, tylko wczoraj, dzisiaj i jutro może poświęcić czas przedpolu muzeum, więc wczoraj ściągali puzzle, dzisiaj wjechał ciężki sprzęt - kopary i ciężarówki. O 16,30 skończyli ubijać warstwy żwiru. Wtedy zjechali radni z komisji budowlanej, którzy chcą pomnik przyjaźni polsko-niemieckiej nam przy budynku ustawić, zostali na wernisaż. Ostatnim rzutem na taśmę stłukłam szybę w starej szafie, przepaliły nam się żarówki w czterech salach. Co jest grane ????
Na wernisażu pojawili się wszyscy czyli był tłum. Było ok. Wystawa ? Jutro.