środa, 4 września 2013

dzień w pracy

Nadal nie mogę się przyzwyczaić do pracy.  Tym bardziej, że tak naprawdę nie mam kiedy się za nią zabrać. Dzisiaj od rana same wizyty, telefony, w tym z macierzy i związane z nimi sprawy do wykonania "na wczoraj". I tak trzeci dzień z rzędu. Jakbym siedem rąk miała.
Najpierw stolarz: nie podoba mu się umowa na remont balustrady, więc konieczne negocjacje z szefową; jestem pośrednikiem, co niczego nie ułatwia, zbieram z obu stron. Potem fotograficy - po odbiór swoich prac;  rozmawiając przez ciągle dzwoniące telefony zdążyłam im tylko dać śrubokręty:  sami rozkręćcie antyramy. Szefowa działu oświaty z macierzy: organizuje imprezę plenerową u nas w parku: załatw jej pozwolenie na palenie ogniska; wkurzyłam się, zgodę na piśmie chciała lecz pisma  nie napisała: napisz proooooszę... A mnie komputer przestał otwierać wordowskie  pliki;  więc telefony i maile w jej imieniu. I tak wybroniłam się z załatwiania jej drewna opałowego na ognisko (oczywiście za darmo).  Zapytanie ofertowe - znaleźć najtańszą firmę, która wykona wymagane przeglądy kotłowni i ma autoryzację Viesmana; szefowej nie pasuje dotychczasowy wykonawca, bo, że piec stary i psuć  się ma prawo - to jakoś nie dociera. Grzebanie w necie, rozmowy telefoniczne, przygotowanie wymaganych wewnętrznymi przepisami  dokumentów. Jutro jadę po odbiór wystawy - przygotować rewersy i materiały pakowe. Ale word nie działa, więc kombinacje z podłączeniem drukarki do prywatnego laptopa. Telefon ze Staniszowa: niepotrzebnie wczoraj zabrałam obrazy Trybalskich, trzeba je odwieźć do ramiarza w Jeleniej: dobrze, popołudniu. Kwerenda z Kamiennej Góry - szukają do wystawy o sportach zimowych. Telefoniczno - mailowa oferta sprzedaży obrazu Hofmana z 1916 r.; jakiś niehofmanowski jest. Kolejny gość - dawno zapomniana Natalia - mieszkająca w Jeleniej rosyjska malarka, która  nie odzywała się przez kilka lat - wychowywała dziecko. Chce robić warsztaty artystyczne dla dzieci  - pomóc znaleźć środki. Nie pierwsza i nie ostatnia z takim pomysłem. Telefon z konkurencji w Michałowicach: w sobotę impreza z okazji 10-lecia pracy szefowej - zapraszają. W sobotę mam dyżur - wyślę gratulacje. Telefon z macierzy: czy mogłabym w sobotę podjechać do szklarskiego miasteczka - w sobotę mam dyżur, może Przemek wróci z Dolomitów.  Przygotować harmonogram pracy na trzy miesiące  dla ogrodnika pracującego na zlecenie. Telefon od głównej inwentaryzatorki: ankieta dla prasy "na wczoraj". Naotwierało mi się okienek "wyślij raport o błędzie"; telefon do informatyka - przyjedzie pojutrze; dwukrotnie zresetowalam komuter - word zadziałał, odwołanie informatyka. Dorotka:  jutro o 17-tej wernisaż Bernatki, pamiętaj. 
"Nie ma mnie dla nikogo, proszę odbierać telefony !" - ryknęłam, bo była już godzina14-ta. Jestem sama na górze. Przez ostatnie dwie godziny oprowadziłam grupę i przygotowałam projekt foldera do najbliższej wystawy. Niezbyt się udał. Zapomniałam przygotować paczkę z książkami dla Marii Rydlowej, zapomniałam zabrać materiały pakowe. 
Wczoraj popołudniu spotkałam się z księgową stowarzyszenia - w sprawie rozliczenia wniosku. "Sama jestem ciężką frajerką, ale takiej jak ty to jeszcze nie widziałam" - powiedziała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz