Klasycznym historykiem sztuki to ja nie jestem. Nie znoszę, pokryta kurzem i patyną, wgapiać się w obraz czy rzeźbę, spekulować na temat, w teorie się wdawać i tworzyć je, wartościować i oceniać. Może dlatego, że wolę życie, nawet w formie historycznej. Całą tę socjologiczno - psychologiczną otoczkę tworzącą potrzebę działań artystycznych, czyli emocje i nastroje twórcy, obyczajowość, środowisko, idee, filozofia.. życie. Samo dzieło sztuki odbieram jak przedmiot emocji. Doskonałość i perfekcja techniczna to dla mnie tylko rzemiosło, potrzebne jest jeszcze COŚ, jakiś sznyt, dusza. Dlatego nie umiem być krytykiem sztuki. Jeśli obraz do mnie „mówi”, jeśli go czuję – podoba mi się, nawet jeśli jest kiepski z punktu widzenia warsztatu. Tak historyk sztuki nie działa, historyk sztuki posługuje się warsztatem naukowym. Ale najwyraźniej ten warsztat do mnie w żaden sposób nie przemawia a raczej przeszkadza w odbiorze.
A pracuję w muzeum… Cała zabawa z papierami, dokumentacjami eksponatu - to coś czego nie znoszę. Na szczęście dużo u nas tego nie ma. Bardziej obrastam papierami administracyjnymi. Nasza maleńka firemka na dalekiej rubieży stoi w mieście, gdzie nie ma większej instytucji kultury. Więc trochę tę lukę staramy się wypełnić. A jest ogromna..
Dzisiaj, pospołu z kolegą prowadziliśmy lekcję muzealną dla dzieciaków z gimnazjum z Jeleniej Góry. Po wstępnej rozmowie z młodzieżą zorientowaliśmy się, że nic, absolutnie nic nie wiedzą o tej tajemniczej i nieprawdopodobnie barwnej historii okolic. Siedzą w necie, oglądają filmy przygodowe i o przygodach marzą, nie wiedząc, że takich przygód można mieć tu na miejscu tysiące. I nie w formie wirtualnej, na żywo. Zamiast więc opowiadać o historii i historycznych technologiach szkła, usiłowaliśmy sprzedać im całą tę kolorową bajkę. O alchemii szkła i wiedzy tajemnej, o walońskich poszukiwaczach skarbów i przygód i ich współczesnych odpowiednikach, zielarzach – laborantach, o Wieczornym Zamku – siedzibie Ducha Gór pojawiającej się na ziemi tylko w Świętojańską Noc, o artystach – malarzach, pisarzach.. przechadzających się w rozwianych szalach, płaszczach do ziemi, zaciekle dyskutujących przy piwie w knajpie „Do Słońca” , organizujących lokalne teatry, budujących świątynie sztuki i Ducha Gór - jak Hala Baśni… Wiele w tym bajki, trochę autentycznej historii ale jak inaczej dzieciaki zachęcić do szukania, poznania i powrotu, jeśli nie bajką ? Nauczycielki były zachwycone, przyjdą znowu, przywiozą nowe grupy.. Oby. Nie pierwszy to raz słyszymy takie obietnice.
(Naszym błędem jest zbyt mała akcja promocyjna. Robimy co się da ale nie ma kasy.)
Praca w muzeum to dla mnie praca z ludźmi, dająca coś mnie i dająca coś im. Nie sprzedawanie wiadomości tylko żywy kontakt, dyskusja. Ostatnia promocja książki „Powierzony klucz”, prowadzona w formie rozmowy, pełna kontrowersji i sporów, przeciągnęła się do ponad dwóch godzin. Zaangażowali się wszyscy uczestnicy. I chyba o to chodzi. Zaangażowany – zapamięta.
Taka, wydaje mi się, jest rola takich muzeów jak moje. Gdzie działa nastrój, nie - idące w tysiące zbiory, ekskluzywne drogie wystawy dla elitarnych grup. Tak, tu się spełniam. Czy jako historyk sztuki ? Nie wiem.
A pracuję w muzeum… Cała zabawa z papierami, dokumentacjami eksponatu - to coś czego nie znoszę. Na szczęście dużo u nas tego nie ma. Bardziej obrastam papierami administracyjnymi. Nasza maleńka firemka na dalekiej rubieży stoi w mieście, gdzie nie ma większej instytucji kultury. Więc trochę tę lukę staramy się wypełnić. A jest ogromna..
Dzisiaj, pospołu z kolegą prowadziliśmy lekcję muzealną dla dzieciaków z gimnazjum z Jeleniej Góry. Po wstępnej rozmowie z młodzieżą zorientowaliśmy się, że nic, absolutnie nic nie wiedzą o tej tajemniczej i nieprawdopodobnie barwnej historii okolic. Siedzą w necie, oglądają filmy przygodowe i o przygodach marzą, nie wiedząc, że takich przygód można mieć tu na miejscu tysiące. I nie w formie wirtualnej, na żywo. Zamiast więc opowiadać o historii i historycznych technologiach szkła, usiłowaliśmy sprzedać im całą tę kolorową bajkę. O alchemii szkła i wiedzy tajemnej, o walońskich poszukiwaczach skarbów i przygód i ich współczesnych odpowiednikach, zielarzach – laborantach, o Wieczornym Zamku – siedzibie Ducha Gór pojawiającej się na ziemi tylko w Świętojańską Noc, o artystach – malarzach, pisarzach.. przechadzających się w rozwianych szalach, płaszczach do ziemi, zaciekle dyskutujących przy piwie w knajpie „Do Słońca” , organizujących lokalne teatry, budujących świątynie sztuki i Ducha Gór - jak Hala Baśni… Wiele w tym bajki, trochę autentycznej historii ale jak inaczej dzieciaki zachęcić do szukania, poznania i powrotu, jeśli nie bajką ? Nauczycielki były zachwycone, przyjdą znowu, przywiozą nowe grupy.. Oby. Nie pierwszy to raz słyszymy takie obietnice.
(Naszym błędem jest zbyt mała akcja promocyjna. Robimy co się da ale nie ma kasy.)
Praca w muzeum to dla mnie praca z ludźmi, dająca coś mnie i dająca coś im. Nie sprzedawanie wiadomości tylko żywy kontakt, dyskusja. Ostatnia promocja książki „Powierzony klucz”, prowadzona w formie rozmowy, pełna kontrowersji i sporów, przeciągnęła się do ponad dwóch godzin. Zaangażowali się wszyscy uczestnicy. I chyba o to chodzi. Zaangażowany – zapamięta.
Taka, wydaje mi się, jest rola takich muzeów jak moje. Gdzie działa nastrój, nie - idące w tysiące zbiory, ekskluzywne drogie wystawy dla elitarnych grup. Tak, tu się spełniam. Czy jako historyk sztuki ? Nie wiem.
Gdzie jest "Do Słońca", dlaczego nigdy tam nie byłam?
OdpowiedzUsuńSprowokowany odpowiadam, a taką prowokacją był dla mnie mail od Ciebie i link do Twojego bloga. Nie czytałem wszystkiego, ale Twoja inna osobowość od tej ,którą znałem, lub wydawało mi się , że ją znam, spowodowała moje zainteresowanie tym blogiem. Nie będę ukrywał ale miałem wątpliwości czy chodzi o Ciebie. Przyglądałem się nawet zdjęciu, które jest trochę za małe aby być pewnym. Po przeczytaniu tego tekstu jestem pewien i jestem pod wrażeniem. Ja również nie lubię miejsc, za którymi nie kryją się ludzie choćby nie wiem jak dużo by miały w sobie wartości historycznych i dokumentalnych. Kiedy pierwszy raz zawitałem do was i trafiłem właśnie na tych ludzi, gromadzących się wokół Was, byłem zachwycony. Zawsze ceniłem tych co mieli jakąś pasję i potrafili ją realizować choć nie zawsze ona przynosiła należne profity. Z różnych przyczyn materialnych i duchowych nie mogę uczestniczyć w tych spotkaniach jednak kiedy to jest możliwe będę Was odwiedzał a od dzisiaj będę czytał Twojego bloga. Nie jestem dobrym pisarzem, choć moje nazwisko jest bardzo związane z tą dziedziną twórczości, dlatego moje pisanie jest chaotyczne. Z resztą robię parę innych rzeczy na komputerze. Ściągam pliki mp3 zespołu na którego koncercie byłem w poniedziałek. Jeszcze miesiąc temu jakby ktoś powiedział, że stanę się ich fanem, to bym nie uwierzył. Koncert ten wywarł na moich zmysłach słuchu niesamowite wrażenia, choć bardziej przemawiają do mnie wrażenia wzrokowe i takie staram się uwieczniać tym, czym się interesuję i kocham.
OdpowiedzUsuńNooo i nie o ortograsfie TU idzie(choc jest mile widziana);)
OdpowiedzUsuńani o porzadek rzeczy(szczegolnie taki wyszukany).
Marianka nas inspiruje,wciaz zaciekawia swa nieprzewidywalnoscia,wiedza i erudycja.
My sie tu takze...uczymy.Nie wystawiamy ocen tworcom blogow(i komentatorom).
Pozdrawiam.