Są dwa, równoznaczne moim zdaniem, aspekty oceniania szefa, w firmach budżetowych i samorządowych - to jest bardzo ważny akcent, gdyż tutaj szef zdecydowanie bardziej zależy od widzimisię chlebodawcy niż w firmie nastawionej na zysk - tam ciężko zdjąć szefa produkującego kasę. Ustalamy, że jest to szef dysponujący funduszem mu danym, z którym może zrobić co zechce, a więc również przeznaczyć na rozmnożenie czyli na działalność przynoszącą zyski (między innymi - granty).
Jeden aspekt takiej oceny - to efektywność i zewnętrzny wizerunek firmy (również u chlebodawców, gdyż oni decydują ile kasy dać w przyszłości. I tu jest kruczek - paskudny. Otóż im więcej firma zarobi tym mniej dostanie z kasy chlebodawcy - bo radzi sobie. Jest to chyba zaszłość z minionych czasów dość silna. Stąd logiczny wniosek - po co zarabiać, skoro i tak dadzą. Tak pięknie, kosztem innych, prześlizgnęła się jedna wielka wrocławska instytucja kultury. Nabrała kredytów na remont i rozbudowę. a gdy doszło do spłacania - trzeba było obciąć pozostałym - bo przecież trzeba ratować coś co doskonale prosperuje. Ech oceny.... No tak, jest warunek - robić rzeczy pod publiczkę, głośne, rozreklamowane, kontrowersyjne. Relacja: koszty/efekty nie gra roli. Podobnie jak wartość merytoryczna. Liczy się kasa i/lub rozgłos. Trzeba umieć zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę, czyli mieć piekielnie silne oparcie polityczne w aktualnym układzie. W sumie podziwiam szefową owej instytucji - za PR (?) rozumiany zgodnie z amerykańską definicją jako "funkcję zarządzania, która ustanawia i utrzymuje wzajemnie korzystne stosunki pomiędzy organizacją i różnymi grupami jej otoczenia, od których zależy jej sukces lub niepowodzenie". Takie czasy.. ja wychowana w głębokiej komunie nie umiem uwolnić się od etosu tradycyjnie pojętej pracy i pojmowanej tradycyjnie sprawiedliwości społecznej. Ale przecież nie kryję, że jestem ubiegłowieczna. Dam radę się przewartościować ? W końcu podoba mi się nowe. Za długa ta dygresja...
Wracając do naszych baranów - ocena firmy to ocena działania szefa - zadowala chlebodawcę czy nie (firma lepiej zarabia, chlebodawca może się wykazać dobrocią - dać innym, słabszym - w następnych wyborach zostanie nadal chlebodawcą.. To uproszczenie ale inaczej się nie da. )
Drugi aspekt oceny szefa oceny, z punktu widzenia pracownika piekielnie istotny - organizacja pracy wewnątrz instutucji. Totalny bajzel, rządzenie metodą nakazowo- rozliczeniową bez ścisłego określenia zakresów obowiązków sprawdza się w instytucjach maleńkich, kilkuosobowych, takich jak moja. Tutaj każdy z nas może robić wszystko. No niedokładnie. Ja mogę posprzątać za chorą opiekunkę ekspozycji, ona za mnie nie napisze tekstu dla prasy - no chyba, że jest zatrudniona poniżej swoich kompetencji i zrobi to w czynie społecznym. Co też się zdarza. W wypadku gdy jest już kilkadziesiąt osób - precyzyjne i przemyślane rozdzielenie kompetencji i zadań to podstawa. I tu niestety wchodzi parę rzeczy, które na to nie pozwalają. Niektóre osoby w firmach funkcjonują z polecenia chlebodawcy, inne są już przed emeryturą, jeszcze innym nie można zrobić krzywdy - bo opinia publiczna dupę obsmaruje. I choć osoby takie zakres obowiązków mają zawyczaj większy, a co za tym idzie - większą płacę, ich obowiązki wykonują inni, znacznie niżej opłacani. A laury za wykonanie zadania oczywiście zbierają ci w których gestii rzecz leży. Klasyczna niesprawiedliwość społeczna zniechęcająca do jakichkolwiek działań podstawowych, nie mówiąc już o działaniach ponadnormatywnych.
Trzeba piekielnie silnego, zdecydowanego, kompetentnego i całkowicie przekonanego o swojej wartości (pewnego wobec chlebodawcy, bo wobec pracownika to łatwo), by umieć pokonać takie "drobiazgi" i zorganizować firmę, która hula sama - świetnie funkcjonuje nawet gdy szefa nie ma. Bo szef jest od innej pracy - od polityki, zarządzania, podejmowania decyzji, zdobywania kasy. Jest jeszcze umiejętność w miarę obiektywnej oceny pracownika, ale to już inna para kaloszy.
Właśnie trochę się przewiozłam ostatnio wobec swojego chlebodawcy, wyjechałam na urlop i okazało się, że zbyt wiele trzymam w swojej własnej łapie nie ufając innym.
Moje pokolenie żyje w niełatwych czasach, jak wszyscy ci żyjący na przełomach. Wychowani jesteśmy w systemie wartości nastawionym na człowieka (przynajmniej teoretycznie) i idee a wchodzimy w system, gdzie dominuje konsumpcja i kasa. W funkcjonowaniu takich firm jak nasz widać to doskonale. Obserwuję swoje dzieci - na szczęście idą z nowym, choć mam nadzieję, że coś im zostanie z niemodnych idei.
Jeden aspekt takiej oceny - to efektywność i zewnętrzny wizerunek firmy (również u chlebodawców, gdyż oni decydują ile kasy dać w przyszłości. I tu jest kruczek - paskudny. Otóż im więcej firma zarobi tym mniej dostanie z kasy chlebodawcy - bo radzi sobie. Jest to chyba zaszłość z minionych czasów dość silna. Stąd logiczny wniosek - po co zarabiać, skoro i tak dadzą. Tak pięknie, kosztem innych, prześlizgnęła się jedna wielka wrocławska instytucja kultury. Nabrała kredytów na remont i rozbudowę. a gdy doszło do spłacania - trzeba było obciąć pozostałym - bo przecież trzeba ratować coś co doskonale prosperuje. Ech oceny.... No tak, jest warunek - robić rzeczy pod publiczkę, głośne, rozreklamowane, kontrowersyjne. Relacja: koszty/efekty nie gra roli. Podobnie jak wartość merytoryczna. Liczy się kasa i/lub rozgłos. Trzeba umieć zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę, czyli mieć piekielnie silne oparcie polityczne w aktualnym układzie. W sumie podziwiam szefową owej instytucji - za PR (?) rozumiany zgodnie z amerykańską definicją jako "funkcję zarządzania, która ustanawia i utrzymuje wzajemnie korzystne stosunki pomiędzy organizacją i różnymi grupami jej otoczenia, od których zależy jej sukces lub niepowodzenie". Takie czasy.. ja wychowana w głębokiej komunie nie umiem uwolnić się od etosu tradycyjnie pojętej pracy i pojmowanej tradycyjnie sprawiedliwości społecznej. Ale przecież nie kryję, że jestem ubiegłowieczna. Dam radę się przewartościować ? W końcu podoba mi się nowe. Za długa ta dygresja...
Wracając do naszych baranów - ocena firmy to ocena działania szefa - zadowala chlebodawcę czy nie (firma lepiej zarabia, chlebodawca może się wykazać dobrocią - dać innym, słabszym - w następnych wyborach zostanie nadal chlebodawcą.. To uproszczenie ale inaczej się nie da. )
Drugi aspekt oceny szefa oceny, z punktu widzenia pracownika piekielnie istotny - organizacja pracy wewnątrz instutucji. Totalny bajzel, rządzenie metodą nakazowo- rozliczeniową bez ścisłego określenia zakresów obowiązków sprawdza się w instytucjach maleńkich, kilkuosobowych, takich jak moja. Tutaj każdy z nas może robić wszystko. No niedokładnie. Ja mogę posprzątać za chorą opiekunkę ekspozycji, ona za mnie nie napisze tekstu dla prasy - no chyba, że jest zatrudniona poniżej swoich kompetencji i zrobi to w czynie społecznym. Co też się zdarza. W wypadku gdy jest już kilkadziesiąt osób - precyzyjne i przemyślane rozdzielenie kompetencji i zadań to podstawa. I tu niestety wchodzi parę rzeczy, które na to nie pozwalają. Niektóre osoby w firmach funkcjonują z polecenia chlebodawcy, inne są już przed emeryturą, jeszcze innym nie można zrobić krzywdy - bo opinia publiczna dupę obsmaruje. I choć osoby takie zakres obowiązków mają zawyczaj większy, a co za tym idzie - większą płacę, ich obowiązki wykonują inni, znacznie niżej opłacani. A laury za wykonanie zadania oczywiście zbierają ci w których gestii rzecz leży. Klasyczna niesprawiedliwość społeczna zniechęcająca do jakichkolwiek działań podstawowych, nie mówiąc już o działaniach ponadnormatywnych.
Trzeba piekielnie silnego, zdecydowanego, kompetentnego i całkowicie przekonanego o swojej wartości (pewnego wobec chlebodawcy, bo wobec pracownika to łatwo), by umieć pokonać takie "drobiazgi" i zorganizować firmę, która hula sama - świetnie funkcjonuje nawet gdy szefa nie ma. Bo szef jest od innej pracy - od polityki, zarządzania, podejmowania decyzji, zdobywania kasy. Jest jeszcze umiejętność w miarę obiektywnej oceny pracownika, ale to już inna para kaloszy.
Właśnie trochę się przewiozłam ostatnio wobec swojego chlebodawcy, wyjechałam na urlop i okazało się, że zbyt wiele trzymam w swojej własnej łapie nie ufając innym.
Moje pokolenie żyje w niełatwych czasach, jak wszyscy ci żyjący na przełomach. Wychowani jesteśmy w systemie wartości nastawionym na człowieka (przynajmniej teoretycznie) i idee a wchodzimy w system, gdzie dominuje konsumpcja i kasa. W funkcjonowaniu takich firm jak nasz widać to doskonale. Obserwuję swoje dzieci - na szczęście idą z nowym, choć mam nadzieję, że coś im zostanie z niemodnych idei.
Nie za bardzo czuję przedsiebiorstwa budżetowe i samorzadowe,one funkcjonuja na nieco innych zasadach niz pozostałe.Pewnie bardziej sztywne,określone porzez ustawę struktury organizacyjne..,zalezności funkcjonalne i hierarchiczne.W pozostałych jednostkach czyli Spółkach(działajacych na podst.prawa cywilnego lub handlowego)jest jakby bardziej czytelny układ..,bo o najwazniejszych sprawach decydujemy sami poprzez organy spółki czyli zgromadzenie wspólników,tu zapadaja najważniejsze decyzje.I chyba zdrowiej jest gdy o ewent.sukcesie,podstawie bytu decyduje wynik finansowy.Rachunek zysków i strat.W gospodarce rynkowej nie ma miejsca na sentymenty;))Mio
OdpowiedzUsuńcięzko mówić o gospodarce rynkowej w odniesieniu do firm nie wytwarzających dóbr przeliczalnych na pieniądze
OdpowiedzUsuńDobrych szefów ze świecą szukać. A nominowani wię często niezdejmowali są najmniej kometentni.
OdpowiedzUsuńI jeszcze o dyrektorze złym.
OdpowiedzUsuńMa on syndrom 'oblężonej twierdzy'- wszyscy dookoła na niczym się nie znają, tylko on wie najlepiej. Nie znosi krytyki, nie uznaje pracy kolegialnej, a uwagi krytyczne traktuje jako osobistą zniewagę. Odmienia 'ja' przez wszystkie przypadki. Nie wie, że jego sukces buduje zespół, a nie on sam.
Zasadniczo dzieli pracowników na dwie kategorie:
- w stosunku do podwładnych, których zły dyrektor się nie boi, uprawia chamstwo i pokaz 'wadzy',
- tym, których się boi - przypochlebia, niejednokrotnie suto nagardzając, starając się ich kupić, aby zaprząc do swojego rydwanu.
Taka instytucja może zapomnieć o sukcesie.
P.S.
OdpowiedzUsuńsą jeszcze miałcy pochlebcy i ci, którym jest już obojętne. Na obie grupy może zawsze liczyć zły dyrektor
Świat postrzegany przez tych tzw. "dyrektorów" jest ostrzegany zawsze przez pryzmat władzy, którą mają. W dzisiejszych czasach kultura i sztuka sprowadza się do tego, że sztuką jest mieć kulturę w kontaktach z tzw "dyrektorami". Czasy są ciężkie ale i ciekawe, a ideą jest nie dać w mordę (kimkolwiek są)takiemu "dyrektorom". Pozwól, że powtórzę w skrócie raz jeszce pewną myśl pisaną już tu "nie ma szefa bez pracownika".Dobremu szefowi nie jest wszystko jedno kto u niego pracuje, bo jak mawiał klasyk "gdyby było wszystko jedno to ludzie zamiast w buzię całowali by się w dupę".
OdpowiedzUsuńNiestety szefom nie zależy na dobrych pracownikach. W firmach finansowanych z budżetu samorządu nie wymaga się gospodarności, bo też w jednostkach zwierzchnich nikt o pieniądze się nie musi starać. Dzielą je na papierze, na papierze (wg sprawozdań) oceniają efekty. Płace są tak spłaszczone i niskie, że nie ma czym różnicować. Jak za komuny funkcjonuje zawód "dyrektor" , "prezes" itp. Czy ktoś widział bezrobotnego posła, byłego preseza, dyrektora? Zawsze ustosunkowany kolega, niezależnie od opcji, pomoże znaleźć dobrze platne stanowisko, niezależnie od umiejędności. Pracownik jest wyrobnikiem. Dobrze ma tylko ten pracownik, co umie się odpowiednio ustawić, a najlepiej nierób, który każdą wykonaną przez siebie czynność przedstawia jak ponad siły wykonaną pracę. Najczęściej, przy okazji, są to ustosunkowane żony, mężowie, kuzyni, kochanki itp. innych dyrektorów, którzy mogą zatrudnić żony, mężó, dzieci itp. To się zmieni za 100 lat (miejmy nadzieję).
OdpowiedzUsuńA czy nie jest to własnie wina niedorobionego systemu ?
OdpowiedzUsuńsystem systemem ale dyrektorzy nasi to już taka niedorobiona grupa - po protekcji, po linii a w głowie ciągle maj i wielkie o sobie mniemanie, szczerze mówiąc marzymi się dyrektor z prawdziwego zdarzenia, który mialby przed oczamie dobro firmy nie tylko czubek własnego nosa i własny tyłek
OdpowiedzUsuń"dyrektorzy nasi to już taka niedorobiona grupa - po protekcji, po linii a w głowie ciągle maj i wielkie o sobie mniemanie..."
OdpowiedzUsuńA może (przewrotnie) każdy ma takiego dyrektora na jakiego sobie zasłużył ?
Albo może czas to zmienić ?
do ostatniego anonimowego - co ty właściwie masz na myśli ?
OdpowiedzUsuńW firmach prywatnych nie ma sentymentów i na stanowiskach obsadzani są najlepsi, kreatywni, z dużą wiedzą, umiejący obcować z ludźmi, nimi kierować i ocenić. Podwładni mają zakres kompetencji i obowiązków z których są rozliczani.
OdpowiedzUsuńRożnie to na pewno bywa przy ocenie, ale zasada jest .
W firmach samorządowych, zwłaszcza w kulturze, żaden dyrektor nie ryzykuje swoich pieniędzy podejmując dzia lania. Jak mu zabraknie, to nie da premii pracownikom i triumfalnie ogłosi sukces. Najgorsi są tacy dyrektorzy, którzy nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć, że istnieje tzw. podział pracy (b. dobrze i sumiennie robię to na czym się znam zgodnie z zakresem czynności). Wszyscy robią wszystko, co oznacza spowolnienie pracy i nieprzewidywalne efekty. Najsłabsi w takim przypadku, gdy pracownicy protestują przeciwko obarczaniu ich zadaniami, które należą do obowiązków innych, bohatersko ogłaszają załodze, że sami wszystko (osobiście) będą robić.
W instytucjach tych plan obejmuje w najlepszym razie 1,5 roku, a realizacja jest jedną wielką improwizacją, ponieważ z pierwowzoru planu pozostały pojedyncze pozycje. Plan powinien obejmować co najmniej pięć lat i z tego powinien być rozliczany dyrektor, wybrany na kadencję również np. 5 letnią.
Najgorsi są tacy dyrektorzy, którzy nie wiedzą ... dyrektorzy doskonale wiedzą czego chcą - zaprezentować SIEBIE z jak najlepszej strony, bo dzięki temu zachowają swój stołek lub wylądują wyżej. A firma ? Tu obowiązuje zasada "po mnie to niech i potop".
OdpowiedzUsuńNatomiast w sprawie firm prywatnych - nie tak dokładnie ostatni komenatorze. Jeśli firma jest niewielka i naprawdę prywatna - to jej dobro jest najważniejsze.(I tu niekoniecznie "robi się dobrze" pracownikom, znacznie częsciej wykorzystuje się ich ponad normę.) Ale jesli jest to już moloch typu konsorcjum lub jakies inne współczesne monstrum - w aspekcie zatrudnienia działa na zbliżonych do budżetowych zasadach. Owszem, zdecydowanie bardziej liczy się efektywność i zysk ale tez bardzo mocno liczy sie EFEKTOWNOŚĆ. Na czym firma zdecydowanie traci z zysków ale nie jest w stanie wszytskiego skontrolować. Mnożą się "dyrektorzy" od papieru toaletowego, roztarta się żądana prawem biurokracja, wczesniej czy póxniej firma się sypnie, niezaleznie od gier na rynku - wolnym tylko teoretycznie.
Marianna
Dyrektor może zostać zdjęty gdy podpadnie władzy (lub silnym i zdecydowanym związkom zawodowym (!!!) - na zasadzie: władza odpuści, żeby mieć spokój. Taka rzeczywistość powoduje,że dyrektor chce jak najszybciej się wykazać, działa po łebkach i na pokaz, zamiast przeprowadzac zmiany systemowe, których firmy budżetowe w większości wymagają, a te zajmujące się kulturą - szczególnie. Nie ma czasu na reorganizację bo ta jest czaso- i pracochłonna a czas to pieniądz i stanowisko. I kółko się zamyka.
OdpowiedzUsuńTrzeba być naprawdę wielosapektowo mądrym dyrektorem by traktować firmę jako przedmiot zarządzania nie jako szczebel kariery i element osobistego sukcesu. Zbudowanie podstaw sukcesu - to jest istota prawdziwej rewolucji- kto ma na to czas w dzisiejszych czasach, gdy liczy się wymierny efekt ?
Po nas choćby potop
Marianna
widzę,że ktoś z komentujących jest pracownikiem/zarządzającym firmy prywatnej. Powiem jeno - żeby oceniać firmy państwowe trzeba poznać naprawde wszytskie aspekty i wielośc uwarunkowań. Lot po efektach jest współczesnie typowy.
OdpowiedzUsuńm.
Marianno posprzątaj najpierw na swoim podwórku potem krytykuj inne - to po pierwsze
OdpowiedzUsuńKrytykować jest łatwo nie mając pojęcia o krytykowanym
Wooow! Wooow !!!! A w jakiej kwestii widoczny bałagan mam ? Bo może ślepa jestem,że nie widzę poza tym, o którym wiem ?
OdpowiedzUsuńno i na którym podwórku ? - bo mam ich kilka.
he he Marianno, pewnie chodzi o aktualizację ustawienia czasu na Twoim blogu
OdpowiedzUsuńkrok w przód, dwa kroki w tył.. musze napisac w koncu o swoich dylematach moralnych. Choc nie jestem sfrustrowana. A może tylko wmawiam to sobie ?
OdpowiedzUsuńKochani, ależ wy wszyscy macie mnóstwo wolnego czasu ... aby uprawiać takie czcze gadanie będące sztuką dla sztuki. Do roboty ... a świat będzie piękniejszy. Dajecie popis swojej elokwencji, nijak nie przekładajacy sie na efekty. Zamiast krytyki i gdybania może jakieś rozsądne propozycje? Nad takimi nasi chlebodawcy z pewnością sie pochylą i zastanowią. Hej, miłego dnia!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńOj jak lubię, jak lubię takie uwagi !!! A któryż to szef korzysta z rosądnych propzycji ? Ty może ? Szef zawsze wie lepiej, kto ma inne pomysły to wróg i ktoś chętny na jego stołek. I tam ma być !!! Y.
OdpowiedzUsuń