Będzie krótko. Tutaj przydałaby się wypowiedź moich przyjaciół - chlebodawców, którzy właśnie starając się zachować równowagę i uzyskać należność za wykonaną zleconą pracę, lawirują między jednym konserwatorem wojewódzkim a wójtem jednej gminy, konkretnie burmistrzem zabytkowego miasteczka. Pracę wykonali na zlecenie burmistrza, zgodnie z zaleceniami konserwatora. Czyli Plan Opieki nad Zabytkami - dokument wymagany najnowszą ustawą.
Zleca i płaci władza lokalna, ale kryteria ustala władza wojewódzka - gmina sama, za własne pieniądze, ma ukręcić sobie na szyję sznur - żeby zrealizować plan trzeba wydać miliony. My przygotowujemy wytyczne dla gminy w postaci planu ochrony gminnych zabytków czyli wieloletnio obowiązującą strategię (oczywiście zaakceptować ją muszą radni i przyjąć uchwałą, nie zaakceptują jeśli nie będzie po ich myśli), ale potem plan musi zatwierdzić konserwator wojewódzki. By uniknąć późniejszych przepychanek i ciągłego wzywania na dywanik burmistrza, sami usiłujemy zgrać wymogi konserwatora z rozsądkiem gminy. Gmina święta nie jest i najchętniej wyburzyłaby wszystkie zabytki lub sprzedała je w ręce prywatne - niech się martwią właściciele. Kontrola nad nią faktycznie jest wymagana. Ale też wymagany jest rozsądek w żądaniach konserwatora i kompromis - a o to dużo trudniej. Tutaj się potykamy. Czy nie byłoby dla wszystkich wygodniej i taniej gdyby konserwator wojewódzki usiadł do stołu z burmistrzem i razem ustalili priorytety a potem zlecili wykonawcy robotę zgodną z ich wspólnymi wytycznymi ? Zgoda buduje, nie rujnuje.
Dlatego nie dziwcie się gminie gdy zobaczycie zabytkowy dworek butwiejący w krzakach - nikt go nie chce bo to strup, którego najlepiej zdrapać - w naszych realiach prawnych.
Zleca i płaci władza lokalna, ale kryteria ustala władza wojewódzka - gmina sama, za własne pieniądze, ma ukręcić sobie na szyję sznur - żeby zrealizować plan trzeba wydać miliony. My przygotowujemy wytyczne dla gminy w postaci planu ochrony gminnych zabytków czyli wieloletnio obowiązującą strategię (oczywiście zaakceptować ją muszą radni i przyjąć uchwałą, nie zaakceptują jeśli nie będzie po ich myśli), ale potem plan musi zatwierdzić konserwator wojewódzki. By uniknąć późniejszych przepychanek i ciągłego wzywania na dywanik burmistrza, sami usiłujemy zgrać wymogi konserwatora z rozsądkiem gminy. Gmina święta nie jest i najchętniej wyburzyłaby wszystkie zabytki lub sprzedała je w ręce prywatne - niech się martwią właściciele. Kontrola nad nią faktycznie jest wymagana. Ale też wymagany jest rozsądek w żądaniach konserwatora i kompromis - a o to dużo trudniej. Tutaj się potykamy. Czy nie byłoby dla wszystkich wygodniej i taniej gdyby konserwator wojewódzki usiadł do stołu z burmistrzem i razem ustalili priorytety a potem zlecili wykonawcy robotę zgodną z ich wspólnymi wytycznymi ? Zgoda buduje, nie rujnuje.
Pewnie zarządasz dodatku za szkodliwą pracę. Nie narzekaj, płacą ci przecież delegacje, noclegi, paliwo i jeszcze dodatkowo za pracę. Coś za coś.
OdpowiedzUsuńEwa, pomóż... Nie wiesz o czym mówisz komentatorze.
OdpowiedzUsuńUstawa o ochronia nad zabytkami sama w sobie nie jest zła, myślę, że wszystkie restrykcje dotyczące zakresu remontu (a raczej jego ograniczania) są interpretacją urzędów konserwatorskich. Myślę, że powinniśmy brać przyklad z zachodu, gdzie podchodzi się do tego praktycznie, nadzór oszem, krytyka owszem, ale to prywatna własnośc i pieniądze, więc decyzje w jaki sposób przeprowadzać remont (jakie dachówki, okna, stolarka, w2ykończenie, co odtworzyć itp) należą do włąściciela. Już niedługo i tak do wielu prywatnych nieruchomości zabytkowych (jeżeli nie będą to hotele) nie będzie można wejść (patrz tzw. Dębowy pałac w Karpnikach). Na dodatek dlaczego konserwator godzi się na umieszczanie w centrum wielu miast, na budynkach zabytkowych, ohydnych reklam, bilbordów, itp.? Plan opieki - zgoda, ale jak wykładam pieniądze to decyduję co zachować, a co zmienić, przeszkadza i trzeba usunąć.
OdpowiedzUsuńDo Marianny:
OdpowiedzUsuńMarianno, cos podpadłaś komentatorowi nr 1. Od jakiegoś czasu stara Ci się dowalić. Rozejrzyj się po najblizszym otoczeniu. Komu ostatnio zalazłaś na skórę?
Do Komentatora nr 1:
widać, że nie miałeś(aś) nigdy z takimi pracami do czynienia. Tutaj nikt nikomu nie płaci delegacji, diet, ani zadnych takich. Dostajesz propozycję zrobienia okreslonej roboty za okresloną cenę i zgadzasz się, ponosząc wszelkie konsekwencje i koszty, albo nie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńaleś sie wysiliła Ewa... liczyłam na merytorykę
OdpowiedzUsuńAnonimowy/a chyba nigdy nie robił/a kart, bo te uwagi są typowe dla osoby, która z praktyką branży nie ma wiele wspólnego.
OdpowiedzUsuń