sobota, 18 lipca 2009

Dywagacje III - narzekania zleceniobiorcy konserwatora

nie związany z tematem pensjonat w Nałęczowie
Narzekam, bo typowa Polką jestem, bo można to wszystko ustawić inaczej - dla uzyskania pozytywnego efektu. Nie narzekam bo na tej współpracy zarabiam więcej niż w stałej pracy zasadniczej.
Wygrywamy przetarg (znaczy ci, dla których pracuję wygrywają) - dla ustawodawcy, niekoniecznie dla zleceniodawcy, cena najważniejsza. Dostajemy spis obiektów do zrobienia. Obiekty są różne - w sensie właścicieli również: państwowe, sakralne, prywatne - domy ale też zamki i pałace, dworce, kopalnie, fabryki, koszary.
Wydawałoby się logiczne, że konserwator z szacunkiem odniesie się do właścicieli zabytków - wszak remontując je, dbając o nie, niejako realizują jego obowiązki (uproszczenie - dla dobra tematu) - wyśle więc przynajmniej informację, że takie prace będą wykonywane, dla takich a nie innych celów (czasem mam wrażenie, że celem jest dowalenie właścicielowi - przykład z Nałęczowa), że wykona to taka a taka firma i, że uprzejmie prosi się właściciela o udostępnienie obiektu. Zupełnie inna byłaby rozmowa. Tymczasem konserwator zachowuje się tak, jakby popełniał przestępstwo - cicho, pokryjomu i znienacka. Ludzie natychmiast reagują alergicznie. Nawet jeśli uda nam się zdobyć konserwatorskie pismo to jest krótka informacja o obowiązku udostępnienia i absolutnie nic więcej.
Nadal nie rozumie tego mój wspólnik Fil (ja zresztą też). No to jak ? Robimy robotę dla instytucji państwowej a mamy się z nią ukrywać ? Włamywać pokryjomu, żeby nas właściciel psem nie poszczuł ? A jeśli trafimy na obiekt we władaniu PKP albo bank albo pocztę, czyli państwo w państwie - czy to nie konserwator powinien poinformować zarząd wojewódzki instytucji, że takie prace będą wykonywane ? A któż nam maluczkim pozwoli wejść do wagonowni albo pomieszczenia z bankowym sejfem i zdjęcia zrobić jeśli nie wojewódzki szef PKP albo general director banku ? Na jakiej podstawie ma zgodę wyrazić ? Na podstawie mojego uroku osobistego albo czaru Fila ?
Ostatnio mamy taki przypadek z trzema domami prywatnymi. Nie mam pojęcia dlaczego akurat te, gdyż z ich zabytkowej świetności zupełnie nic nie zostało: odrapane z tynków lub na nowo otynkowane, przebudowane wewnątrz, okna powymieniane w otworach zupełnie nowego kształtu lub remont w toku. Zdumieli się nowi właściciele, że ich nowo nabyty dom jest w rejestrze zabytków. Ależ mowy nie ma, żeby nas wpuścili do środka. Konserwator ? Może sobie na drzewo skoczyć, wara od mojej własności !!! Co, mam może odbudować to co było kiedyś ? A skąd mam wiedzieć co było, skoro kupiłem dom w takim stanie ? Kto mi da kasę na to ? Spadać !!!!
Sama się zastanawiam czemu konserwator nie wykreśla z rerestru obiektów po latach nieremontowanej, niekontrolowanej przez nikogo eksploatacji, nie odpowiadających tegoż rejestru wymogom. Bo w latach 60-tych wpisał obiekt do rejestru zabytków i od tamtego czasu nie wykonał żadnego wobec niego działania ? To obywatel ma teraz płacić za niekonsekwencję władzy ? No obywatel, bo przecież nie urzędnik, nawet nie z podatków. Zawsze mówiłam, że nasze państwo jest antyspołeczne i działa na niekorzyś ć obywatela. Mam skłonność do anarchii ?

Ps. Nałęczów. Do zrobienia mieliśmy budynek gospodarczy przy starannie prowadzonej zabytkowej willi. Już sam wypis z rejestru, pochodzacy z lat 60-tych, był niejednoznaczny - numer otrzymała willa z otoczeniem. W 2002 r. mieliśmy założyć kartę budynku gospodarczego nieokreślonego, lecz na posesji. Dobrze, że był jeden. Ale czy to rzeczywiście budynek ? - trzy ściany bez dachu ze śladem zabytkowej opaski okiennej; bez stolarki, posadzek - słowem ruina. Użytkownikiem posesji był ksiądz - notabene znany w środowisku i zasłużony w sprawach niereligijnych. Oczywiście wyciagnął karabin na nasz widok, maszynowy nawet. Napracowaliśmy się mocno, żeby go przekonać, bajerowaliśmy, że hej. Oczywiście to nasze pieniądze, choć najchętniej zaleciłabym usunięcie ruiny z przedpola pięknej willi - czy zabytkiem jest coś co zostanie odbudowane ? (najstarszy dom w mojej wsi został w 70% odbudowany z kasy państwowej- czy jest nadal zabytkiem, skoro użyto współczesnych technologii ?) Ale konserwator wie, więc co mu tam logika maluczkich. Długa rozmowa z księdzem. O co chodziło ? O zatarg - na zupełnie innym polu - z miejscowym konserwatorem, który wykorzystał układy z wojewódzkiem. Urzędnik dołożyć obywatelowi może dużo łatwiej.

5 komentarzy:

  1. Konserwator to urząd - ma prawo wymagać stosowanie prawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. I na szczęście nie ty decydujesz co jest zabytkiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się Twój tekst. Masz rację. Komentator 1-2 to na pewno przedstawiciel służb konserwatorskich - czyli władza! Zakompleksieni, zawaleni papierami urzędnicy. Chcieliby mieć prestiż, nagle sobie przypomnieli definicję zabytku i stosują ją do każdej ruiny mającej więcej niż 55 lat? Nie lepiej pozwolić ludziom remontować według własnego projektu, nadzorować i doradzać, poprzeć uzyskanie kredytu bankowego, itp. Mamy XXI wiek i nie powrócimy już do oświetlenia lampami naftowymi i kąpieli w ocynkowanej wannie, ogrzewanie wyłącznie piecami i kominkami, ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieki bo potrzebowałam wsparcia, delikatna i drażliwa jestem... marianna

    OdpowiedzUsuń