Nie moje to motto lecz japońskie ponoć a afekty jego - chyba czytelne. Jestem zwolenniczką motywowania nie karania bo, w większości wypadków karanie podcina skrzydła. Ogromną frajdę sprawiło mi gdy moja pracownica po chwili rozmowy stwierdziła "No to ruszam do roboty. Rany !! Jak Pani potrafi natchnąć i uskrzydlić człowieka w dołku".
Wychodzę również z założenia, że nie czas pracy się liczy tylko, że robota ma być dobrze wykonana. I nie ważne czy ktoś to robi w godzinę czy w dwa dni. Jak sobie zorganizuje czas - to jego broszka, ma być w terminie. I jest to skuteczne a równocześnie nie pozwala na bezsensowne marnowanie czasu, przelewanie pustego w próżne i popychanie kotka za pomocą młotka. Gdy zaczynałam pracę nie miałam do roboty absolutnie nic, gdyż mój pracodawca nie miał odwagi dać mi czegokolwiek - bo spieprzę. A generalnie chodziło o to, że gdybym ja robotę wykonała, to mogłabym okazać się lepsza (lub rzeczywiście spieprzyć) albo mój pracodawca nie miałby nic do roboty. Nigdy nie męczyłam się tak jak wówczas. Po pracy wracałam do domu zmęczona nicnierobiebniem tak bardzo, że spałam ze dwie godziny dziennie. Kiedyś zaproponowałam że przygotuję dużą wystawę Ech ta secesja (mój mały konik) i usłyszałam "chce się pani ?". Patrząc na swojego szefa nigdy nie mogłam zrozumieć jak można tak marnować czas, markować pracę i to w glorii męczeństwa dla narodu dobra.
Teraz nie wiem w co ręce włożyć i nie sypiam po południu, jestem nakręcona.
No i skupiłam się na jednym wątku... Wynagrodzenie ma charakter motywujący, lecz w naszej firmie już dawno utarło się, że wynagrodzenie jest stałe, niezależne od zakresu obowiązków czy ilości wykonanej pracy. Lecz wbrew pozorom ludzie traktują taki stan rzeczy jako zło konieczne i jakoś przesadnie nie domagają się wyższych pensji robiąc co do nich należy. W większości. Niektórzy naprawdę dużo więcej. Za frajer. Czasem się nóż w kieszeni otwiera gdy totalny nierób zarabia tyle samo lub trzy razy więcej.
Dużo ważniejsze jednak wydaje się docenienie pracownika, zauważenie jego starań, pozwolenie mu na samodzielne rozwinięcie skrzydeł. Dumny z efektu swego dzieła pracownik zrobi dużo więcej. Dla firmy a posrednio dla siebie - poczuje swoją wartość i przydatność. Często chwalę swoją załogę, podkreślam, że bez nich nic by nie wyszło. Nie mogę ich wynagrodzić finansowo bo kasy nie trzymam a widzę, jak często wystarczy podziw. I absolutnie nie jest to bajer, naprawdę zdaję sobie sprawę, że jestem elementem zespołu, moja rola to też zarządzanie i bez moich ludzi nie osiągnęłabym wiele. Daję im to odczuć i efekty mam. Jesteśmy dobrze postrzegani, zakres działań mamy dużo szerszy niż inne, analogiczne placówki, atmosfera w pracy swobodna, ludzie z zewnątrz lubią u nas pobyć.
Oczywiście nie jest anielsko, zgrzyty są, jak wszędzie. Ale jest łatwiej, przyjemniej i ludzie lubią przychodzić do pracy. Czemu to piszę ? Koledzy wiedzą.
Wychodzę również z założenia, że nie czas pracy się liczy tylko, że robota ma być dobrze wykonana. I nie ważne czy ktoś to robi w godzinę czy w dwa dni. Jak sobie zorganizuje czas - to jego broszka, ma być w terminie. I jest to skuteczne a równocześnie nie pozwala na bezsensowne marnowanie czasu, przelewanie pustego w próżne i popychanie kotka za pomocą młotka. Gdy zaczynałam pracę nie miałam do roboty absolutnie nic, gdyż mój pracodawca nie miał odwagi dać mi czegokolwiek - bo spieprzę. A generalnie chodziło o to, że gdybym ja robotę wykonała, to mogłabym okazać się lepsza (lub rzeczywiście spieprzyć) albo mój pracodawca nie miałby nic do roboty. Nigdy nie męczyłam się tak jak wówczas. Po pracy wracałam do domu zmęczona nicnierobiebniem tak bardzo, że spałam ze dwie godziny dziennie. Kiedyś zaproponowałam że przygotuję dużą wystawę Ech ta secesja (mój mały konik) i usłyszałam "chce się pani ?". Patrząc na swojego szefa nigdy nie mogłam zrozumieć jak można tak marnować czas, markować pracę i to w glorii męczeństwa dla narodu dobra.
Teraz nie wiem w co ręce włożyć i nie sypiam po południu, jestem nakręcona.
No i skupiłam się na jednym wątku... Wynagrodzenie ma charakter motywujący, lecz w naszej firmie już dawno utarło się, że wynagrodzenie jest stałe, niezależne od zakresu obowiązków czy ilości wykonanej pracy. Lecz wbrew pozorom ludzie traktują taki stan rzeczy jako zło konieczne i jakoś przesadnie nie domagają się wyższych pensji robiąc co do nich należy. W większości. Niektórzy naprawdę dużo więcej. Za frajer. Czasem się nóż w kieszeni otwiera gdy totalny nierób zarabia tyle samo lub trzy razy więcej.
Dużo ważniejsze jednak wydaje się docenienie pracownika, zauważenie jego starań, pozwolenie mu na samodzielne rozwinięcie skrzydeł. Dumny z efektu swego dzieła pracownik zrobi dużo więcej. Dla firmy a posrednio dla siebie - poczuje swoją wartość i przydatność. Często chwalę swoją załogę, podkreślam, że bez nich nic by nie wyszło. Nie mogę ich wynagrodzić finansowo bo kasy nie trzymam a widzę, jak często wystarczy podziw. I absolutnie nie jest to bajer, naprawdę zdaję sobie sprawę, że jestem elementem zespołu, moja rola to też zarządzanie i bez moich ludzi nie osiągnęłabym wiele. Daję im to odczuć i efekty mam. Jesteśmy dobrze postrzegani, zakres działań mamy dużo szerszy niż inne, analogiczne placówki, atmosfera w pracy swobodna, ludzie z zewnątrz lubią u nas pobyć.
Oczywiście nie jest anielsko, zgrzyty są, jak wszędzie. Ale jest łatwiej, przyjemniej i ludzie lubią przychodzić do pracy. Czemu to piszę ? Koledzy wiedzą.
Masz rację,większość szefów uważa,że pracownik to złodziej i leser.
OdpowiedzUsuńPracownik wydajny to pracownik zmotywowany.., na pewno kasa jest jednym z głównych motywatorów,ale nie jedynym.Strategię nalezy opracować/dopasować do realiów:),ja tez potrafię pozytywnie zmotywować zespoł nie tylko przy pomocy kasy,bywają inne, tez skuteczne narzędzia;))Mio
OdpowiedzUsuńZawsze liczy sie efekt,to prawda.Często jednak istotny też jest czas - to specyfika pracy/zadań o tym decyduje.Ja nie lubię "wyrywnych" typu szybko i byle jak..,ale czasem "się pali":)).Ja sama nie jestem szybka, sto razy sprawdzam,szukam "dziury w całym"(i czesto ją znajduję:)),co dla pracowników bywa uciążliwe.:)Mio
OdpowiedzUsuńZa pracę trzeba płacić. Za darmo i z ochotą to pracują wolontariusze, takie jest założenie. Nie ma nic gorszego jak wymaganie profesjonalizmu i zaangażowania bez gratyfikacji finansowej. Średnia płaca w Polsce to chyba niewiele ponad 3000,- zł, najniższa chyba ok. 1250?! W tych granicach kształtują się zarobki nauczycieli, urzędników niższej rangi i pracowników kultury. We wszystkich tych branżach do wykonywania pracy podstawowej niezbędne są studia, do awansu studia podyplomowe, samokształcenie itp. Szefowie zarabiają co najmniej 2 razy więcej! od ok. 5 - 6 tys. wzwyż. Tłumaczą brak gratyfikacji finansowych dla pracowników brakiem pieniędzy (bo są to instytucje finansowano pośrednio lub bezpośrednio z budżetu). Wydaje im się, że pracownik ma obowiązek żyć pracą przez 24 godz. na dobę. Oczywiście jest to uogólnienie, na pewno zdarzają się chlubne wyjątki (nie pisze o firmach porywatnych, bo te funkcjonują za kapitał wlaścicela).
OdpowiedzUsuńNie ma pracownika z niewolnika.
Otóż to. Niestety pracownicy instytucji kultury nie stanowią zagrożenia, sa czy ich nie ma - świat się nie zawali. Większość społeczeństwa, niestety, twierdzi,że bez kultury żyć można bez chleba - nie, więc jakikolwiek protest czy strajk w takiej instytucji wzbudziłby politowanie i negację społeczną. Dyrektorzy mają gdzieś zarobki pracowników znajdując jeden argument: droga wolna. A rynek pracy dla pracowników kultury... wiadomo jaki jest, wszędzie to samo. I jedzie to wszytsko na bazie na wpół czynu społecznego.
OdpowiedzUsuńZa pracę płacić trzeba, zgadza się. Jak jednak ocenić pracę tak niewymierną jak praca ludzi kultury ? I na tym polu pracodawca wygrywa, porównując nas do innych mawia "oni mają mniej od was", nie porównuje się pracy jedynie zarobki.
OdpowiedzUsuńNie o tym jednak chciałam. W moim wypadku wpływu na pobory pracowników nie mam. W jakimś stopniu podejmowałam starania będąc szefem związku, czy potem członkiem związku. I wiem,że to najczęściej walka z wiatrakami. Podejmowaliśmy rozmowy nie z szefem bezpośrednim, gdyż tu potrzeby zawsze przekraczają dotacje. W wyniku mizernego finansowania kultury oraz budowania coraz to nowych nowych instytucji - ku chwale rządzących, czyli powstawanie kolejnych niedoinwestowanych placówek. Rozmawialiśmy z organami założycielskimi, które żyją własnym życiem i zajmują się rozbudowywaniem siebie oraz finansowaniem spektakularnych wydarzeń artystycznych jak spektakl na wodzie drzewiej we Wrocku. Natomiast tacy jak my muszą sobie radzić sami. Jest trochę możliwości, fakt, ale dotyczą konkretnych wydarzeń art., nie bezpośrednich potrzeb lokalowo - pracowniczych. Ludzie (podobnie jak w służbie zdrowia i oświacie) się nie liczą. Rynek nie potrzebuje zbyt wielu wykształconych w ten sposób więc można ich szantażować zwolnieniem.
Nie o tym jednak napisałam posta. Krawiec kraje jak mu materiału staje. Nie mając finansów, próbuję innych sposobów motywowania. Gorzej jest w firmach z brakiem środków na wynagrodzenia i równoczesnym terrorem psychicznym. A takich sporo.
Tez tak to rozumiem.Mio
OdpowiedzUsuńTaaa ... przyglądam się Marianno z bliska różnym sposobom motywowania ... jest takim sposobem, na przykład, kolejność miejsc w tzw. szychtówce - pierwszy to "brygadzista" (bez angażu brygadzisty), a drugi na liście to jego zastępca (takowoż, bo wszyscy są pracownikami fizycznymi z jednakowymi angażami stanowiskowymi)- inny, jaki zaobserwowałam, to wnioskowanie o odznaczenia resortowe lub państwowe- te, które wiążą się z gratyfikacją finansową :) Do takich "motywantów" należą też zaproszenia na imprezy organizowane przez dyrekcję, na których można się najeść do woli, a także ... napić ... :) No, i poklepywanie po plecach ... też okazuje się czasem motywujące :)))
OdpowiedzUsuńTy się Vicek nie czepiaj, doskonale wiesz o co mi chodzi. Poza tym - twoi brygadziści wezmą swoje ... oskardy (???) czy coś, ustawią się szeregiem i porządek zrobią oni albo z nimi. Moi muzealnicy co wezmą ? pędzelek ? Wyjda na ulice i okoliczna lidność pokiwa z politowaniem głową. M.
OdpowiedzUsuńludność miała być.
OdpowiedzUsuńEee tam ... takie duże puszki z farbą to przecież też coś ważą :)) A poważnie ... no, sorry, mam głupawkę, poważnie to ja doskonale wiem Marianno, jak i co wpływa na umotywowanie pracownika ... studenta ... ucznia ... człowieka ... staram się, przynajmniej tyle zawsze mogę, uśmiechać się do ludzi i traktować ich życzliwie ... i tego też od nich oczekuję ... bo czegóż można chcieć więcej ... :)
OdpowiedzUsuńMotywować do pracy zawsze powinien szef. Może to robić w różny sposób, ale zawsze musi pamiętać, że to podwładni pracują na jego wizerunek i wizerunek całej firmy. Strach to też motywacja (dzisiaj używana nader często)ale jaki jest wizerunek firmy?
OdpowiedzUsuńPieniądze to ważna rzecz zwłaszcza w obecnych czasch ale ważne jest zadowolenie w wykonanej roboty i chęci wstania rano i pójścia do tejże. Czasem motywacją może być też atmosfera taka jaką Ty Marianko stwożyłaś, chęć rozmawiania z podwładnym i nie traktowanie go per noga jak "robola" zmotywowania go do konkretnych działań. Nawet pokazanie błędów może być motywacją ale nie na zasadzie zrobiłeś to do d... . Trzeba pokazać błędy ale równoczesnie i pochwalić to co zrobione dobrze.
Dlatego wszyscy szefowie pamiętajcie bez podwładnych nie jesteście szefami !!!
Amen :)
OdpowiedzUsuń