moja droga do pracy
Biegałam cały poranek i dopołudnie bo dziecię do Hiszpanii na zgrupowanie wyjeżdża i oczywiście wszystko na ostatnią chwilę. W całości i bez żadnej selekcji przejął w genach niedobory mojego charakteru... Pieczenie pałek kurczęcych, gotowanie jaj, wymiana korby w nowoskładanym (przez cały weekend ) rowerze, jazda do Szklarskiej po nowe pedały, międzynarodowe ubezpieczenie zdrowotne załatwiane na cito, ostatnie zakupy, pakowanie, kilkakrotny przejazd przez moją zasypaną mokrą breją uliczkę, z duszą na ramieniu (wpadnę-nie wpadnę do rzeki… o mały włos !!!). Pojechał. Oby dojechali szczęśliwie, czterdzieści godzin przed nimi, bo w Austrii zima na całego. .. Kupa tobołów, rowery, żarcie.. nie mam kasy na tyle, żeby mu sfinansować przelot z tym wszystkim więc tłucze się klubowym busem. Ale jest cały w skowronkach, w tym radośnie żartobliwym nastroju z chochlikami w oczach.. przed nim P R Z Y G O D A !!!! Zazdroszczę.
Powoli spłynęła na mnie ulga, gdy w końcu usiadłam w pracy przy biurku. Zasypało nas w Szklarskiej. Wprawdzie dostrzegłam to dopiero gdy usiadłam i oko mi poleciało na park… zima pełną gębą. Dzisiaj mam samochód. Duży z czterema zimowymi oponami, nie boję się śniegu. Karkonosze mają klimat alpejski, zmienny jak cholera. Na dole może być upał, idziesz do schroniska pod Łabskim z krótkim rękawkiem i wodą mineralną z lodówki, a w połowie drogi śnieg, wiatr, zawieja… Duch Gór oszalał. Nie tak dawno zginął chłopak z obserwatorium na Śnieżkę. Znał górki jak własną kieszeń, poszedł wieczorem. Rano znaleziono go zamarzniętego. Albo syn koleżanki, wytrawny narciarz, instruktor, (również moją Ankę uczył jeździć), rozważny człowiek na progu życia, 27 lat… no cóż góry kuszą żeby im rzucić wyzwanie… jeden zjazd Białym Jarem, jedna lawina. I koniec. W Święto Zmarłych o poranku przysiadłam się do Irenki samotnie siedzącej nad mogiłą syna… Smutek..bezbrzeżny najmocniej się czuje gdy dzieci odchodzą przed nami.
Ale lubię to miejsce, cała jego bajkowość, całą jego historię. Trochę konsumpcyjnej cywilizacji Szklarskiej Górnej dość płytko przykrywa malowniczy prowincjonalizm reszty. Zdecydowanie wolę prowincję, jest ciekawsza i mniej powierzchowna. Dziś pisać o tych bajkach nie będę, bo nastrój cos nie ten, ale kiedyś..
Powoli spłynęła na mnie ulga, gdy w końcu usiadłam w pracy przy biurku. Zasypało nas w Szklarskiej. Wprawdzie dostrzegłam to dopiero gdy usiadłam i oko mi poleciało na park… zima pełną gębą. Dzisiaj mam samochód. Duży z czterema zimowymi oponami, nie boję się śniegu. Karkonosze mają klimat alpejski, zmienny jak cholera. Na dole może być upał, idziesz do schroniska pod Łabskim z krótkim rękawkiem i wodą mineralną z lodówki, a w połowie drogi śnieg, wiatr, zawieja… Duch Gór oszalał. Nie tak dawno zginął chłopak z obserwatorium na Śnieżkę. Znał górki jak własną kieszeń, poszedł wieczorem. Rano znaleziono go zamarzniętego. Albo syn koleżanki, wytrawny narciarz, instruktor, (również moją Ankę uczył jeździć), rozważny człowiek na progu życia, 27 lat… no cóż góry kuszą żeby im rzucić wyzwanie… jeden zjazd Białym Jarem, jedna lawina. I koniec. W Święto Zmarłych o poranku przysiadłam się do Irenki samotnie siedzącej nad mogiłą syna… Smutek..bezbrzeżny najmocniej się czuje gdy dzieci odchodzą przed nami.
Ale lubię to miejsce, cała jego bajkowość, całą jego historię. Trochę konsumpcyjnej cywilizacji Szklarskiej Górnej dość płytko przykrywa malowniczy prowincjonalizm reszty. Zdecydowanie wolę prowincję, jest ciekawsza i mniej powierzchowna. Dziś pisać o tych bajkach nie będę, bo nastrój cos nie ten, ale kiedyś..
Poczekamy...cierpliwie.
OdpowiedzUsuńTrzymam cie za slowo.A zdjecie,prawdziwa magia.Jak nie kochac takiego miejsca(chocby nie wiem co).
Smierc jest nieodlaczna skaldowa naszego zycia(podobnie jak narodziny).Problem w tym,ze nie umiemy sie nauczyc przyjmowac jej,ani o niej mowic.To nasza bieda i defekt,jednoczesnie.
Sa w koncu kultury,ktore raduja sie czyjas smiercia,wierza,ze zmarly odnajduje szczescie "po drugiej stronie".
Strata dziecka boli jednak niemilosiernie.To wbrew
naturze.