wtorek, 16 lipca 2013

Dziennik pracoholika na urlopie

Świetnie bawię się malując mieszkanie, przy okazji wściekam się na miliony zakamarków i tony rzeczy niepotrzebnych w domu. Po cholerę człowiek gromadzi ???  W końcu jest słońce i ciepło więc żyję trochę w domu, trochę na ogrodzie. Rower i pies co rano, potem malowanie, wieczorem rower i pies.  Dobrze mi jest, nawet wyrzuty sumienia, że nie pracuję trochę się wytłumiły. Ale  w końcu w międzyczasie  napisałam dwa teksty do katalogów: o artystce profesjonalnej i o artystce nieprofesjonalnej - pisanie sprawia mi dużo bólu, udzieliłam się w radio Wrocław oraz na otwarciu zorganizowanej przez MOKSiAL  wystawy  i odwiozłam wystawę ze Szklarskiej do Kamiennej Góry, odmówiłam imprezy na mostku w Jakuszycach i wyjazdu do Czech. Te dwa ostatnie to spory pozytyw - uczę się asertywności, co trudne jest. Dzisiaj przeniosłam komputer ze wszystkim co mu potrzebne jest do działania ze zlikwidowanej pracowni na górze do nowej na dole. Nic mnie tak nie wkurza jak złośliwość rzeczy martwych. Długo nie mogłam internetu podłączyć, po godzinie okazało się, że zamieniłam miejsca podłączenia  kabli. Skoro działa, to piszę, choć nie bardzo mam o czym, bo nic się nie dzieje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz