piątek, 2 października 2009

miały być rodzynki a jest zakalec

Byłam wczoraj w wielkim wojewódzkim urzędzie by załatwić parę spraw. Wielki urząd, urządzony estetycznie i majestatycznie, by w petencie budzić świadomość, że tu się załatwia wielkie sprawy wagi państwowej. Estetycznie urządzony z naszych podatków - więc z naszej pracy. W wielkim pokoju z czterema stanowiskami wyposażonymi w najnowocześniejszy sprzęt komputerowy (też pracuję na państwowym i umiem marzyć), siedziała jedna piękna blondynka z bajecznie kolorowymi paznokciami, w zgrabnym i eleganckim żakieciku i, ewidentnie szanując czas pracy, udzielała mi informacji, po czym spełniła moją prośbę – bo w tym pokoju do jej obowiązków należało spełnianie próśb petentów - po czym udałam się do pobliskiego banku, by dokonać opłaty za spełnienie prośby. W innym pokoju, równie pięknie i fachowo urządzonym na czterech stanowiskach, siedział młodzieńki człowiek w garniturze i czytał gazetę. W kolejnym pokoju – pani w moim wieku, która nie umiała mi odpowiedzieć na żadne pytanie z zakresu swoich obowiązków ale uprzejmie udała się ze mną do następnego analogicznego pokoju, z jednym panem tym razem, który wiedział, że swoją sprawę załatwię nie tutaj tylko w innym budynku urzędu w wielkim mieście.

Nasze, podatników pieniądze, nasz czas, wszystko na komfort rządzących i tworzenie stanowisk pracy dla ich bliższych i dalszych krewnych.

Zarządzanie firmą (podobnie jak zarządzanie państwem) to piekielnie trudna sprawa. Bo zarządzanie to dynamiczne sterowanie firmą dla jej szybkiego rozwoju, dla korzyści wielu: historii, aktualnych beneficjentów, instytucji finansujących ale i dla pracowników. Umiejętność oparta na logice i kalkulacji, umiejętność zachowania równowagi między wszelkimi elementami. Czasem trzeba położyć nacisk na coś kosztem czego innego. Ale bazowanie na przeginaniu jako constans - zwłaszcza w jedną stronę, najsłabszą - to niewolnictwo. Tja...coraz dalej nam do demokracji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz