Znacie takie uczucie, gdy wściekłość przybiera kształt kolczastej kuli osadzonej nieco poniżej gardła, powoli wzbiera, rozrasta się do granicznych rozmiarów, lada moment wybuchnie, a właściciel wściekłości nie może nic zrobić bo musi sprawę załatwić ? Gdy zacznie awanturę z mordobiciem - jedyne logiczne działanie - przedłuży tylko męki.
Miałam załatwić: nową kartę wzoru podpisów, podpisać umowę na obsługę internetową konta oraz zrealizować trzy przelewy i wybrać gotówkę. Weszliśmy z prezesem o 10-tej do umówionej wcześniej kobiety - tylko w parze podpisujemy dokumenty finansowe. Spieszyłam się, miałam na 11.30 umówioną grupę specjalną, a mój wspólnik na pogrzeb pojechał, więc tylko ja mogłam..
- spokojnie, 10 minut i będzie po wszystkim - rzekł prezes wchodząc po schodach. Gdy w końcu znaleźliśmy odpowiednią kobitkę, okazało się, że potrzebny będzie również dowód osobisty prezesa - zgubił przy przeprowadzce. Paszport ?
- Nnnoo....., nie wiadomo czy system nie odrzuci innego numeru niż dowodowy, proszę przywieźć.
Prezes pojechał, wrócił po godzinie, bo mieszka daleko, ja ten czas spędziłam w macierzy. O 11,15 weszliśmy ponownie. Pani spisała dane, łącznie z moim numerem telefonu.
- Zadzwonię, gdy przygotuję kartę wzoru podpisów i umowę.
Poszliśmy na kawę omówić najbliższe spotkanie stowarzyszenia i parę innych spraw ogólnoludzkich. Gdy po ponad godzinie telefon milczał jak zaklęty, wróciliśmy, skłonni "siedzieć kobiecie na głowie", by doprowadzić do finału.
- Jeszcze chwila, nie miałam czasu, wiecie państwo - sezon urlopowy - uśmiechnęła się z rozmarzeniem. Zagryzłam zęby i skupiliśmy się na pogawędce o ostatnich publicznych wpadkach towarzyskich w miejskim światku. Po kolejnych 15 minutach poprosiła nas o złożenie wzorów podpisów i z gotową kartą udaliśmy się do kasy. Ona w tym czasie miała skończyć drugą umowę. Gdy przyszliśmy przed dwiema kasami stały dwie osoby. Kasy obsługują wpłaty/wypłaty i przygotowują umowy kredytowe (!!!). Bo stoiska od obsługi tych umów - puste. Jedna z kasjerek, wyraźnie lotniejsza lub bardziej doświadczona, udzielała ciągle informacji i pomocy drugiej - instruowała ją o każdym kolejnym działaniu, równocześnie obsługując swojego klienta. Gorączkę, furię, wściekłość - tę omawianą wyżej kolczastą kulę, potęgował pomarańczowy kolor pomieszczenia oraz plakat reklamowy z tekstem "XXX Bank jak magnes przyciąga pieniądze".
- Podobno jest to kolor biznesu - rzucił prezes przez zaciśnięte zęby, stojąc ze mną karnie w kolejce.
- Na zielono powinni pomalować - na zielonym oko odpoczywa. Albo na błękitno - uspokaja.
Przelewy powinniśmy zrealizować wczoraj lecz prezes nie zdążył dojechać. Najpóźniej dziś rano, kontrahent dzwonił już cztery razy, żywo zaniepokojony... Pół godziny !!!! Na jednego klienta !!! Kolejka, w międzyczasie tworząca się za nami, kipiała, my też. Wypłaciliśmy kasę (uff !!!) Idziemy na górę uczynić pierwsze logowanie na naszym internetowym koncie. Obsługuje to kobieta, na jej oczach i pod jej kontrolą wprowadzamy hasła przysyłane sms - sami, ja wpisuję transakcję, prezes zatwierdza - tak ma to działać potem. Wystarczy mój telefon do niego - przelewaj, są już w kompie. I finał. A GOWNOO !!!! System odrzuca transakcje, błąd systemu !!! NA czoła występują krople potu, w sercu pojawia się modlitwa - "maszyno, ja proszę.." Kontrahent znów dzwoni.
- Już, już poszły przelewy - kłamię jak z nut w nadziei, że pójdą. Kolejne minuty intensywnego wpisywania szeregu haseł i kolejnych cyferek. JEST !!!!!! Zaksięgowane !!!! O 14.15 wsiadłam do auta na parkingu miejskim pod bankiem. Zapłaciłam za cztery godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz