czwartek, 10 września 2009

TOYA i ludzie

Moja sympatyczna, świetnie pisząca portalowa koleżanka - Kwinta - strzeliła bloga o „artystycznych duszach” jako synonimie nieudacznictwa, lenistwa i nadczłowieczego traktowania siebie. Akurat niedawno trafiło mi się spotkanie z rzeczywistymi, zawodowymi artystycznymi duszami, głównie z ludźmi, których cenię za talent, kompetencje, pracowitość i pełną zaangażowania działalność. Oczywiście, jak w każdym środowisku, i tu są czarne owce. Nie wiem czy więcej, jak sugerują niektórzy, raczej nie.
Na tymże spotkaniu, choć dość gruboskórna jestem, zobaczyłam wyraźnie tę ludzką brzydotę, bo słabością nawet ja tego bym nie nazwała. Egzemplarz, któremu „się należy” z samego powodu bycia artystą. No skoro tak musi niech się ze sobą męczy.. bo żyć ma prawo, w końcu tolerancyjna jestem. Ciekawe jednak jak łatwo takiego kupić, za grosze lub za pogłaskanie po głowie. Fuj!! Ślisko, choć to akurat od człowieczeństwa bardziej zależy niż od artyzmu duszy.
Cytuję zgrabny tekścik Kwinty za jej wiedzą i zgodą.

falsyfikat czyli podróbka
Faktem jest, że istnieje coś takiego jak „artystyczna dusza”. Czyli artysta bez dyplomu, wystaw i oficjalnych świadectw z pieczątkami - dowodów swojego artyzmu. Ale najczęściej mamy do czynienia z „podróbkami” takiej duszy. Niezbyt udanymi, a jednak wspaniale funkcjonującymi między nami.
Z moich obserwacji wynika, że im większy nierób, leń, miernota, tym chętniej określa siebie, jako artystyczną duszę. Sami artyści to nacja pracowita, tworzą, pracują jak mrówki, nierzadko cierpiąc „męki pańskie” w obmyślaniu i realizacji swojego dzieła.
Podróbkom ostały się ino te „męki pańskie”. Gdyby mogli, umieli, chcieli, to dopiero świat by zobaczył, co oni są warci. Ale dusza (artystyczna jak najbardziej) nie pozwala podwinąć rękawów i wziąć się za pracę. Ona cierpi i ulatuje w niebyt. Tworzy. Wyłącznie wizje.
Praca jest przyziemna. Dobra dla pospólstwa, czyli reszty świata..
Ona też ocenia. Kto cham, a kto artysta. Nie myli się nigdy, przecież zna się na tym, jak nikt. Czuje podskórnie piękno i artyzm.
Choć sama nie skalała się nigdy pracą, zna się na wszystkim. Taki człowiek renesansu bardziej. Na budownictwie, medycynie, kuchni, polityce, sztuce, zdolnościach, charakterach, itd... Czego byś nie dotknął, jakiego tematu byś nie poruszył, artystyczna dusza wie. Wszystko. I do tego – lepiej!
Najczęściej, w wieku podeszłym, gdy innym ludziom pokazują się żylaki na kończynach, artystycznej duszy, wychodzą przy najbardziej pracowitej części – przy ustach. Dziób przecież pracował całe życie niezmordowanie.
Umie też – wywierać wrażenie. Zwłaszcza na osobach bliżej z nią niezwiązanych. Jest matką lub ojcem większości ludzi sukcesu, zwykle niedocenianą przez resztę populacji.
- To ja wskazałam, jej (jemu) drogę.
- To ja pilnowałam, żeby x osiągnął wszystko
- To ja pomagałam i harowałam jak osioł, żeby ten czy ta, była na pierwszych stronach gazet.
TOJA . Hmm, tak określa się rasowe pieski, w wersji mini. TOYA. Przydałoby się spolszczenie tej nazwy. Pasowałaby jak ulał, dla artystycznych dusz, z cudzą metką.
Podszywa się też pod autorstwo.
Dzięki mnie, to czy tamto, powstało. Osobom bardziej niezorientowanym, delikatnie mówiąc, można też wyjaśnić, że Bitwę Pod Grunwaldem namalowała. Sama.
Całe życie są niespełnione. Poszukują drogi. Wieczni tułacze z urwaną kotwicą, bez azymutu.

3 komentarze:

  1. Dobry tekst. Piszesz konkretnie ? Już typuję, z twojej okolicy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaślepione, fałszywe, po prostu małe.
    I słusznie ... "niech się ze sobą męczy"

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny tekst! Dusz artystycznych Ci u nas dostatek (niestety).

    OdpowiedzUsuń