Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowiastki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowiastki. Pokaż wszystkie posty

środa, 24 lutego 2016

Powoli zaczynam myśleć, że zwariuję na te całkiem stare lata..........


Siedziałam przy kompie zawalona papierami sprawozdań, skupiona na maksa, gdy do pokoju wdarła się grupa ludzi. Aneta, Wiktor, Ania, Sylwia i Piotr. Bez zapowiedzi, za to z problemami, które – ja zwykle z polecenia macierzy – rozwiązane muszą być natychmiast.
- Przemo !!!! zajmij się nimi, skończę ten fragment !!! - wydarłam się zwyczajowo.
Największy problemem, z którym przyjechali, miała Sylwia. Przygotowuje  wniosek o finansowanie projektu na temat … A ja podobno coś takiego pisałam.  Tak, to był mój temat, z którym wystąpiłam ze dwa lata wcześniej. Ba, przygotowałam nawet szczegółową rozpiskę działań,  kosztorys, harmonogram wydatków, plan promocji, wraz z całym tym bleble – laniem wody o powodach dla których trzeba. Mało tego, zrobiłam projekt montażu finansowego na wypadek niedoboru wkładów własnych.  I nie dostałam zielonego światła.  Teraz projekt będzie realizowany przez macierz.  Nie, nie mam nic przeciw temu, wszystko dla dobra ogółu, temat wart jest poświęceń. Ale przekleństwo zmęłłam w ustach, choć prawdziwym aniołem jestem. 
- Sylwuś, ale ja mam gdzieś ten wniosek w papierach, podejrzewam jednak, że w domu, nie możesz poczekać do jutra ? Znajdę. Dam ci.
- Jak to masz w domu ?!?  czemu  biurowe papiery wynosisz do domu ?
- Nie wynoszę. Przynoszę z domu do pracy.
Przecież w domu też pracuję, tutaj nie mam czasu naprawdę pomyśleć, najważniejsze sprawy  od zawsze w domu robię. Okazało się jednak, że nie ma czasu, musimy pochylić się nad tym dzisiaj.  Siedziałyśmy w skupieniu ze trzy godziny, resztą  gości zajął się Przemek. Okresowo słychać było huragany śmiechu.
W międzyczasie zjawiła się dziewczyna z domu kultury z elegancką parą gości szczególnych miasta. Muszę im poświęcić czas. Zajęli mi jakieś pół godziny i po serdecznych pożegnaniach poszli.  Usiadłam z pracującą przy moim kompie Sylwią gdy nagle pojawił się jakiś  niepokój. Coś powinnam zrobić...  nie pamiętam co.  Już nie mogłam się skupić nad wnioskiem.  Myśli coraz szybciej krążyły wokół niezrobionego, prowokując szybsze bicie serca.  Nie, nie wytrzymam !
- Sylwia już wiesz, z resztą sobie poradzisz.
Pobiegłam na wystawy, obeszłam wszystkie sale piętra, zeszłam na dół, do sali wystaw czasowych…  MATKOJEDYNA !!!!! przecież dzisiaj otwarcie wystawy !!!! Na bajerancko przybranym stoliku stoją lampki czerwonego wina,  w literatkach żółte i zielone soki, w dzbanie  stojącym w towarzystwie wąskich szklanek – woda z listkami mięty, obok misterne układy ciastek rozmaitych i owoców. Kocham swoje dziewczyny !!!!  Ale ja ??? Nieprzygotowana, do końca nie dogadana z artystą. Czy on przyjedzie ?  Czy będą goście ? Czy przypominające maile zaproszeń rozesłane ?  Koszmar jakiś !!!!  
W drzwiach sali stanęła elegancka para. Pani miała w ramionach wielki bukiet storczyków podobnych do nenufarów, w przezroczystym i różowym celofanie. Podziękowanie za rozmowę.  Spławiłam ich szybko, rozsupłałam celofan. Kwiaty to dziwne, zamknięte, większość bez łodyżek… Wśród nich trzy pięknie ukwiecone gałązki – będą dla artysty. Pozostałe próbowałam wstawić do  małych wazoników ale pozbawione łodyżek tonęły.  Iza przyniosła mi dwie prawie płaskie szklane misy z wodą. Tam ułożyłyśmy kwiatowe łebki, które szybko zaczęły się rozchylać. Chyba o to chodziło. Kątem oka zauważyłam dziwną rzecz na ścianie. Podeszłam…. woda !!! po ścianie sączy się woda !!!! Zerwałam wiszące tam obrazy, wyniosłam do holu . Dziewczyny !!!!! Piotr !!!! Pomocy !!!


To był dzisiejszy sen. Wystawa miała prezentować prace osoby stanowiącej skrzyżowanie Jacka Jaśki z Pawłem Kukizem. Wystawę Jacka mam we wrześniu ale czemu Kukiz ? Wieczorem słuchałam  jakiejś z nim rozmowy, ale przecież nic nie znaczącej dla mojego życia. Za to nad ranem śnił mi się powiat zamojski (!!!!), dokładniej młyn w lesie nad rzeką, któremu kiedyś zakładałam kartę.
Łapię się na tym, że nie tylko moje życie ale coraz częściej sny i marzenia kręcą się wokół pracy. Czy nie jest to chore ? Początki wariactwa ?  Gdy mam pracę, a teraz na urlopie mam małe zlecenie – nic nie jest ważne. Ostatnio ucieszyłam się, że dziecko zamiast po trzech dniach, wyjechało po dwóch zawezwane nagle do pracy - a miałyśmy iść do Szwajcarki, z niechęcią potraktowałam przyjazd swojego faceta, nie poszłam na spotkanie z dziewczynami. Wciągnęło mnie zlecenie. 
Jak ja skończę ?

czwartek, 3 września 2015

prawdziwa Polska w Ordynacyji Zamojskiej

Pałac w Klemensowie
Nosi mnie trochę. Na wschód głównie ale, jak się potem okaże, nie tylko. Zagłębiłam się odrobinę w historii powiatu zamojskiego i po raz kolejny odkrywam, że to państwo w państwie było. Własna administracja, wojsko, własne sądy, nawet prawodawstwo. I to od 1589 do 1944 r. Czy tak nie było lepiej ? Taki ordynat Zamojski, dbając o własne interesy, dbał o interesy poddanych, gdyż ich dobro i rozkwit były warunkiem jego dobra i rozkwitu. Nie, oczywiście raju nie było, bo nigdy nie ma w relacjach władca - poddany, ale myślę, że mimo wszystko rozsądniej. Gdyby nie te najazdy ruskie, tatarskie, szwedzkie, kozackie a potem kolejne rozbiory i wojny, pewnie kwitłby tamten kraj, że hej. Ostatnio czytałam duży artykuł w GW opisujący skandynawski model gospodarczy. Dużo ciekawych rzeczy tam było ale konkluzja mną wstrząsnęła. Otóż specyfiką modelu skandynawskiego - choć w każdym kraju inny on - jest fakt, że dobro obywatela - mieszkańca kraju jest dobrem nadrzędnym. Matkojedyna !!! A ja naiwnie myślałam, że w każdym cywilizowanym, demokratycznym kraju tak jest, przynajmniej w szczytnej teorii. A tu nie, dla dziennikarza  była to swoista fanaberia Skandynawów.  

No cóż, ostatnio naszą normą stało się myślenie (a może tak było zawsze ?), że politykom wolno kantować obywateli, bo "przecież każdy polityk to robi, więc czemu huzia na jednego ? Ani chybi kampania wyborcza" - grzmiał dziennikarz, a  mowa o naciąganych politycznych kilometrówkach była.  Mnie nikt nie płaci za codzienny dojazd do pracy (ponad 40 km dziennie) - prawo nie zezwala, z rzadka mam zgodę na delegację i zwrot kosztów, gdy wykorzystuję swoje auto w celach służbowych.  A i tak moja władza robi wszystko bym czuła się jak złodziejka, głodnemu narodowi od ust zabierająca. Ale co wolno wojewodzie.... czy to nie zamojskie powiedzenie ?Miałam o urodzie zamojskiego pisać ale mnie poniosło gdzie indziej. Więc tylko wspomnę, że Klemensów to siedziba Ordynata, po przeniesieniu jej ze Zwierzyńca. Pałac był wystawiony na sprzedaż: 3,7 tys. mkw powierzchni,  ponad 130-hektarowy park i cena wywoławcza - 8,2 mln zł. Nikt go jednak nie kupił, nie było chętnych, bo kapitalny remont pod konserwatorskim nadzorem czeka. Natomiast o zwrot mienia ubiega się kolejny Ordynat -  Marcin Zamojski - były prezydent Zamościa. Wojewoda lubelski w zeszłym roku  podpisał dokument przywracający pałac Zamoyskim. Niemniej starostwo powiatowe, wykorzystując drobny błąd formalny,  odwołało się  i cisza. Pałac stoi pusty od 2006. Niszczeje. Powinien ten Zamojski dostać rodzinny pałac czy też nie ? Gdyby od zawsze był w rękach rodziny pewnie wyglądałby teraz inaczej.

środa, 4 grudnia 2013

z okazji zbliżających się świąt.......



 Niedługo święta !!!!!!!!

Wrzucam dwie kartki pocztowe z lat 40-tych XX w. - druk firmy Stanisława Doleckiego, Poznań.

W styczniu 1948 roku w tzw. procesie spekulantów Dolewskiego w Łodzi, sąd wojskowy skazał na karę śmierci dwóch ludzi, w tym  głównego oskarżonego – Stanisława Dolewskiego - właściciela  spółki komandytowej "Składy Papieru i Tektury" Stanisław Dolewski z siedzibą w Poznaniu.  Dwa lata wcześniej  nad przedsiębiorstwem i jego oddziałami ustanowiono przymusowy zarząd państwowy. A wszystko to działo się w imię walki ze spekulacją i sabotażem. Oskarżony Dolewski w chwili aresztowania miał majątek "rzędu 50 milionów złotych i pięć samochodów". Kiedy go zamknięto w więzieniu "cena papieru na rynku spadła o 30 %."  Główny świadek w procesie uciekł za granicę. „A szkoda, bo mógłby opowiedzieć wiele pikantnych szczegółów na temat pewnych milionów otrzymanych od Doleckiego na cele propagandy PSL”. Oskarżony nie przyznawał się do winy, twierdził, że to nie on podbijał ceny zeszytów o 300 %. „Fałszerstwa, wyzysk, łapówki, demoralizacja aparatu państwowego – oto metody rekinów spekulacji”.
Zaciekawiona wlazłam w historię  PSL-u. Się zdziwiłam !!!!!!! W tamtym czasie ludowcy Mikołajczaka walczyli z nowym systemem: o wolność i demokrację, odrzucenie dyktatury proletariatu i kierowniczej roli partii robotniczej. Mieli poparcie społeczne i poparcie Kościoła lecz przegrali w wyborach w 1947 r.- z powodu fałszerstw. Zaczęły się represje, więc dziwić się trudno temu procesowi. Oto jak się wykańcza przeciwników politycznych.



Proces Buhlera, proces przemysłowców, mieszają się z procesami zbrodniarzy wojennych.  Proces biskupa Czesława  Kaczmarka - oskarżonego o działanie w antypaństwowym i antyludowym ośrodku agentów w Watykanie, skazanego na podstawie zeznań świadków na 12 lat więzienia - polecam: http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/7751  
Filmoteka Narodowa uruchomiła serwis Repozytorium Cyfrowe z fragmentami filmów powojennych, filmami przedwojenny i, między innymi, Polskie Kroniki Filmowe z lat 1945 -1950. Warto tam zajrzeć.www.repozytorium.fn.org.pl

Szykujemy wystawkę "Najpiękniejsze święta", więc przeglądam wypożyczone pocztówki usiłując je jakoś posegregować.  Tak się dziwnie składa, że stemple pocztowe są w miarę czytelne lecz z reguły datę roczną mają zamazaną. Stąd problemy z datowaniem. 
Więc grzebię w necie. Internet to skarb jest. Najchętniej bym stąd nie wychodziła.


sobota, 17 marca 2012

wiosna, wiosna, wiosna ach to ty....

Góry majestatyczne, białe w śniegu i w słońcu a na dole całkiem żywa wiosna. Cudnie jest, zwłaszcza sobotniego poranka, gdy człek zaspany do pracy zmierza. Zaspany ? Gdzie tam, jak zasypiam na zimę tak budzę się z wiosną - w teren mi trzeba. Od kilku dni przygotowuję ofertę na zapytanie Wrocławia i coraz bardziej zachwycona światem jestem. To się chyba nigdy nie skończy, jest tyle rzeczy, o których nie wiem, tyle miejsc, których nie widziałam, historii, których nie słyszałam..... muszę jechać ! Bo poznanie to dotknięcie i poczucie i przeżycie. Zaczynam brnąć patetycznie,wiosna...
Na fotce - obiekt z oferty - dom Braci Morawskich. 
O czym ja piszę ? O tym, że np. nie wiedziałam nic o Braciach Morawskich, którzy 31 sierpnia 1743 r. pod wodzą hrabiego Mikołaja Ludwika von Zinzendorfa przybyli do Piławy Górnej, by wybrać teren pod budowę nowego osiedla - na wzór wcześniejszego, w łużyckim Hernhut. A stało się to za sprawą Ernesta Juliusza von Seidlitz - z Czerwonego Dworu w Piławie Dolnej, potem ze strzelińskiej Strużyny, gdzie przejąwszy majątek ojca przyłączył się do pietystów, dla których nawet -  purystyczny przy katolicyzmie - luteranizm był za mało skromny i uduchowiony. W obliczu wrogości władz sprzedał Strużynę z zamiarem przeniesienia się do Hernhut - miasta założonego na "surowym korzeniu" przez Braci Morawskich w 1722 r., ale ostatecznie kupił posiadłość w Piławie Górnej, zwaną od tego czasu Dworem Seidlitza. W międzyczasie umarło czworo z ośmiorga jego dzieci co skłoniło go do coraz większej nabożności. Piława Górna stała się miejscem zakazanych praktyk religijnych, których skutkiem Seidlitz  został skazany na więzienie. Dopiero w 1740 r. wraz z nową władzą przyszła pełnia religijnych swobód i możliwość osiedlenia Braci Morawskich w jego dobrach. Co też się stało. Do Piławy Górnej sprowadzili się ludzie z całej Europy. Mała jałowa wieś w górach, na pd. od Dzierżoniowa stała się kosmopolitycznym religijnym centrum. Tu zacytuję opis osady:  
(...) centrum stanowił duży prostokątny plac, którego środek zajmował kościół. Po obu stronach placu, wzdłuż jego dłuższych boków wybudowano - dla członków wspólnoty żyjących w celibacie - domy prezbiterian. Aby zapewnić możliwie skuteczną dbałość o dusze, połączono członków zboru w tzw. chóry, rozdzielone pod względem płci i wieku. W ten sposób powstały chóry braci stanu wolnego, sióstr stanu wolnego, chór małżeństw oraz chór wdów i wdowców. Dla małżeństw i rodzin zbudowano oddzielne domy. Razem z budową powstawały przy domach mieszkalnych pierwsze warsztaty rzemieślnicze oraz szkoły i internaty. Nieopodal osiedla założono cmentarz nazwany Bożym Polem, na którym grzebano tylko członków bractwa. (mwa.ovh.org/kordasiewicz/atrakcje.htm)
No i pisząc ofertę utknęłam  w rozpoznawaniu terenu. Dowiedziałam się np., że Kino Lwów (Przodownik) we Wrocławiu, niedaleko którego mieszkałam przez lata studiów,  wybudowane zostało jako siedziba Wrocławskiej Loży Wolnomularskiej "Odd Fellow", wg modernistycznego projektu Adolfa Radinga. W 1936 r. po delegalizacji loży masońskiej w budynku powstało kino - Rex Film Palast. A teraz ten kawał historii zostanie zlikwidowany...

Przyszła noc i śniłam przygody. Spacerując z psem zaszłam na wielką górę, pies pognał do szczytu i nie chciał wracać, więc wspinałam się za nim. Stromo było, męcząco. Na szczycie ze zdumieniem zobaczyłam, rozlokowaną na kształt regularnego folwarku w zwartej zabudowie, osadę. Stare domy, nowoczesny sprzęt, dziwni ludzie. Przechodziłam przez każde pomieszczenie, gdzie wśród rozmaitych rolniczych narzędzi poutykane stały rzeźby lub całe kompozycje plastyczne. Ludzie jakby nabrali wody w usta, więc szłam w milczeniu.  Między budynkami ujrzałam prześwit - wąska, długa ulica  w ciasnej zabudowie. Poszłam, miasto na szczycie góry...  Nagle znalazłam się w wielkich, sklepionych halach pełnych szkła. Przechodziłam przez magazyny szkła czerwonego, niebieskiego, rzeźbionych kryształów, minęłam sztabki złota pochodzącego z rezerw banku Rzeszy, widząc w oddali tęczową łunę, ruchliwą i migotliwą - żyrandole, kadelabry, świeczniki  ze szkła ołowiowego: na małych, diamentowo ciętych tafelkach szkła igrało światło wielobarwnie, mieniąc się i rozsyłają promienie... Nie chciałam wstawać..

poniedziałek, 12 września 2011

Hofman ekspresjonista czyli tajemnice różańca














Nie jest to typowy dla Hofmana sposób malowania. Po pierwsze - kompozycja - główny bohater, stojąc tyłem lub bokiem, w żaden sposób nie nawiązując kontaktu z widzem. Podglądany z zewnątrz świat wewnątrz obrazu. Albo układ zgoła odmienny - dekoracyjny, płaski, zabudowujący deseniem z postaci całą przestrzeń obrazu. Charakterystyczny brak całopostaciowych przedstawień. Światło - jeśli jest - uzyskane maźnięciami białej farby, rozświetlające twarze. Zupełnie inny sposób malowania - szybki, energiczny, widocznymi pociągnięciami pędzla. I malowane cienko, jakby bez gruntu, z przeświecaniem podłoża.
Element typowy dla mistrza: modele - osoby wzięte z ulicy, przebrane w archaiczne stroje - swoisty teatr.





niedziela, 11 września 2011

nieznane (prawie) obrazy mistrza Wlastimila

Robi się inwentaryzacja powojennych obrazów Hofmana znajdujących się w rękach prywatnych mieszkańców Szklarskiej i co rusz wychodzą dosyć fajne kawałki. To jest jego autorportret malowany w cztery lata po przeprowadzce w nasze górzyste strony, czyli w 52 r. Obraz poniżej to Monte Cassino z 1953 r., dosyć mocny w kolorach. Czemu taki temat znienacka ? Bo malowany dla żołnierza spod Monte Cassino. Na samy dole biblijny Lot - to fragment obrazu bo zdjęcie nie wyszło a obraz znajduje się teraz w Warszawie. Szkoda, że tak późno zajęliśmy się tym spisem, znaczna część hofmanowego dorobku rozniosła się po prywatnych kolekacjach w całym kraju. Kiedyś robiłam wystawę Hofmann -Sztaudynger, całkiem sporo znalazłam w Łodzi.
To typowe ujęcie w jego autoportretach: en trois quarts w lewo. Tak właśnie, zmieniając tło, malował siebie od młodości do lat najpóźniejszych. Nie wiem czy uda się wydobyć wszystkie z czeluści domowych, prywatnych szaf i pokojowych ścian. Ludzie niechętnie pokazują co mają - żeby ktoś im nie odebrał. Na razie zinwentaryzowanych jest koło 60-ciu. Większość z nich jest w bardzo złym stanie, wymagają natychmiastowej konserwacji, z dnia na dzień traca na wartości.
Większość z nich jest kiepska, jakby mistrz, słynący z pracowitości, malował na kolanie. Ale są i bardzo niezłe rodzynki. Faktycznie biedny być musiał. Malowane na płótnie naciągniętym na krosno są bardzo rzadkie. Najczęściej jest to dykta, czasem sklejka. Ramy proste, malowane szarą lub brązową farbą, zbijane przez miejscowego stolarza, bardzo dalekie od wykwintności kojarzonej ze sztuką. Stuka ubogiego malarza dla ubogich mieszkańców. To czasy zaraz powojenne, kto miał kasę na obrazy... Na porteratach rodzinnych - liczne dedykacje. "Kochanemu panu... na pamiątke walki o mój obraz "Chrystus Euch." w kościele w Szklarskiej Porębie. " - O co chodziło ? Czy szanowny pan zabrał tę wiedzę do grobu skoro córki nie pamiętają ? Mówi się, że chodziło o twarz Chrystusa - portret jakiegoś miejscowego obiboka czy rzezimieszka, do którego parafianki nie chciały się modlić. Innym razem - Maria Magdalena - obraz odwieziony taczkami spowrotem pod dom malarza. Jako świętą sportretował kobietę niezbyt cnotliwych obyczajów. Wprawdzie M. Magdalena też święta nie od zarania była ale jednak...

Bedę wrzucać w miare spływania obrazów.

czwartek, 5 maja 2011

Droga do Kopańca..

Kopaniec, Antoniów, Chromiec, Kromnów - to kilka wiosek rozlokowanych na stokach Izerów, w gminie Stara Kamienica. Stara K. (jak czukle mówią lokalni) jest matecznikiem największego jeleniogórsko - karkonoskiego rodu - Schaffgotschów (w tym brzmieniu od pocz. XV w.). Tutaj właśnie rycerz Siboto Schoff, około połowy XIII wieku otrzymał od księcia Bolesława Rogatki siedem łanów ziemi i zamek zbudowany wcześniej dla Henryka Pobożnego. Rozmnożył się ów Schoff, rozpączkował i szybciutko ród zaanektował wszystkie strategiczne punkty w okolicy tworząc klucze gryfowski i chojnicki, a także obejmując - w XVI/XVII wieku - wolne państwo stanowe Żmigród. Znowu w przydługą dygresję popadłam…














Stoki Izerów są łagodniejsze od karkonoskich ale klimat też chłodny, długozimowy, wysokogórski. Nazwy - jak Babia Przełęcz z Placem Czarownic sugerują, że osadnictwo tam istniało już w czasach przedchrześcijańskich. A może nawet i pogańskie miejsca kultu czy świątynie jakieś stały na świętej Górze Mgieł (Nebelberg) czy przy Jelenim Źródle. Czy Joaanici, obdarowani w 1281 r. przez księcia Bernarda lwóweckiego ziemią z ciepłymi źródłami (późniejsze Cieplice), założyli Kopaniec kupując w Izerach 100 łanów ziemi – tego nie wiadomo. Czy świadomie kupili żyłę kwarcu, też nie wiadomo, w każdym razie, na terenach tych urzędowali do 1891 r., po czym ślad po nich zaginął, przynajmniej w źródłach pisanych. Tu powołuję się na kalendarium wydarzeń historycznych w Kopańcu sporządzone przez Leszka Różańskiego. W związku z tym cennym i bardzo pracochłonnym opracowaniem, acz dotąd nie wydanym w formie książkowej (za co trzymamy kciuki), zakończę, aby nie wyprzedzać. (Kopaniec. Czyli niekompletny spis wydarzeń ważnych i zupełnie nie. Zebranych i opracowanych przez Leszka Różańskiego tu zamieszkałego, komputeropis w Domu Hauptmannów)
Lubię jeździc do Kopańca, nawet jeśli nie jadę do kogoś konkretnego. Pewnie dlatego, że wabią mnie te szerokie krajobrazowe perspektywy, wieloplanowość zróżnicowanej przestrzeni, mgły i promienie słońca, takie jakich nie ma gdzie indziej. A może dlatego, że te urokliwe tereny nadal kryją wiele tajemnic, które odkryć trzeba a odkrywanie, dochodzenie do prawd (podobnie jak budowanie) jest najbardziej zajmujacym zajęciem w życiu.

czwartek, 20 stycznia 2011

Woda



Kropla deszczu mi spadła na rękę,
utoczona z Gangesu i Nilu,
z wniebowziętego szronu na wąsikach foki,
z wody rozbitych dzbanów w miastach Ys i Tyr.
Na moim wskazującym palcu
Morze Kaspijskie jest morzem otwartym
a Pacyfik potulnie wpływa do Rudawy
tej samej, co fruwała chmurką nad Paryżem
w roku siedemset sześćdziesiątym czwartym
siódmego maja o trzeciej nad ranem.
Nie starczy ust do wymówienia
przelotnych imion twoich, wodo.

fr. wiersza W. Szymborsklej

"Brzuch Ziemi" Teresy Kępowicz.

,,Duszo ludzka jakżeś podobna do wody !”

Egipski Nun, wywodzący się jeszcze z Chaosu jest prawdą sprzed stworzenia świata, potem oceanem, na którym unosi się Ziemia. Babilońskie Apsu i Tiamat, grecki Okeanos, biblijne wody Chaosu… Woda. Nieuporządkowana, przeciwieństwo Kosmosu (porządku), niestała, chwiejna, przybiera kształt naczynia, które ją przyjmuje. Zawiera nieskończoność możliwości, przynosi symboliczną śmierć i oczyszczenie duchowe. Odrodzenie Izraelitów po przejściu przez Morze Czerwone i Jordan, sadzawka Siloe - esencja wiary chrześcijańskiej, wody sadzawki Betseda uzdrawiająca, gdy anioł nimi porusza. Kapłani przyjmowani do służby przechodzili rytualne ablucje w Egipcie, Grecji, Rzymie, chrześcijanie oczyszczają się w czasie chrztu, dostając nowe imię. „..Dajcie, bracie, kubeł wody: ręce myć, gębę myć, suknie prać — nie będzie znać” – woła Czepiec Wyspiańskiego. Woda zmywa grzechy, również przedmałżeńskie, stąd pogańskie rytualne kąpiele przy zawarciu ślubu. Dziewczęta greckie kapały się w Skamandrze prosząc by zabrał ich dziewictwo i uczynił je płodnymi, woda w rytuałach magicznych ma też rolę nasienia. Woda to życie.

Woda – najprostszy z możliwych tytuł wystawy, a szeroki jak… woda. Woda zawsze w ruchu, kolorowa, barwna, zwodnicza jak lustro, groźna w sztormach i powodziach, unosząca na powierzchni, poddająca próbom, przywracająca siły wędrowcom pustyni, odświeżająca, oczyszczająca z brudu, odmładzająca, lecząca, użyźniająca. Pramateria – symbol chaosu, niestałości, zmienności, ale i wiedzy i pamięci podświadomości. Materia prima wszystkiego , podstawa wszechrzeczy, w której rodzi się wszystko, symbol potęgi, płodności, źródło życia i śmierci.

Sadzawka Siloe, położona w obrębie murów pd. dzielnicy Jerozolimy , o długości (dzisiaj) 16 m, szerokości 5-6, głębokości 7 m. Do niej, w ostatnim dniu Święta Namiotów , na pamiątkę pobytu na pustyni po opuszczeniu Egiptu, odbywała się procesja kapłana w otoczeniu grających na harfach i fletach lewitów oraz ludu. Zaczerpniętą dzbanami wodę wnoszono uroczyście do świątyni wchodząc przez „bramę wody”.
Symbolika Siloe jest esencją wiary: jesteś ślepy, idź obmyj się w sadzawce Siloe, a przejrzysz.
"Jeżeli kto pragnie, niech do mnie przyjdzie, a pije. Kto wierzy we mnie, jak mówi Pismo, rzeki wody żywej popłyną z jego wnętrza. A to mówił o Duchu, którego otrzymać mieli ci, co w Niego uwierzyli". / J 7, 37-39 /.
Od góry po kolei:
Bogusia Twardowska - Rogacewicz , "Błękitna cisza"
Krzysiek Figielski, "Podwodność" (Błekitny Zamek)
Janusz Motylski , "Źródło III" (Sadzawka Siloe)
Czwarta praca będzie osobno, jest zupełnie inna. Pokazuję współczesne obrazy, które pojadą na wystawę w Tervuren.

czwartek, 23 kwietnia 2009

kazimierskie impresje- czyli jak czasem ocieramy sie o wielki świat



Tak się złożyło, że tylko dwa miasta w Polsce należą do Europejskiej Federacji Kolonii Artystycznych: Kazimierz Dolny zwany Kazimierzem nad Wisłą i Szklarska Poręba. Obydwa ze względu na artystyczną historię, Kazimierz - również ze względu na współczesność. Postanowiliśmy być nie gorsi, tym bardziej, że mamy do tego podstawy. Wszak Carl Hauptmann, mieszkaniec naszego Domu i patron muzeum był twórcą kolonii artystycznej Szklarskiej P. My też możemy. Tak się złożyło, że w Szklarskiej i teraz artystów jest bez liku, więc kolonia tworzy się sama. A to Zbyszek Frączkiewicz ze swoimi kolosalnymi Żelaznymi ludźmi, których prezentuje w wielkim kamiennym kręgu na placu koło swojego domu (fajnie wyglądaliby na kazimierskim rynku), a to Koneccy - para malarzy w Esplanadzie w parku miejskim, czy Krzysiek Figielski w Dolinie Siedmiu Domów, nie mówiąc o rzeźbiarzach, szklarzach, fotografikach, teatrach i wszelkiej maści samoistnych animatorach kultury. Dużo się dzieje u nas, można to wykorzystać.
Kazimierz ma swoją Kazimierską Konfraternię Sztuki - stowarzyszenie artystów, my założyliśmy stowarzyszenie Nowy Młyn, które od 2005 r., mniej lub bardziej działa przy muzeum. Zaraz po założeniu nawiązaliśmy, baaaaaaaaaardzo przyjacielski kontakt z Konfraternią, a dokładnie z Dorotą i Waldkiem którzy uczestniczą w życiu artystycznym Kazimierza z ramienia Muzeum Nadwiślańskiego, dokładniej Kamienicy Celejowskiej. No i się zaczęło.
Pierwsze wspólne działanie to była ich wystawa u nas. Pokazaliśmy 90 obrazów artystów z Kazimierza, zorganizowaliśmy wielką plenerową imprezę w mieście - spektakl teatralny "Kliniki Lalek", koncert rockowy, pokaz prac naszych artystów, malowanie "na żywo" oraz wielki barwny pochód przez całe miasto do naszego muzeum (2 km !!!) na wernisaż. O tej imprezie opowiem kiedy indziej, bo dziś chciałam o naszej wizycie w Kazimierzu.

Pojechaliśmy tam z dwiema wystawami równocześnie. Niemieckie malarstwo pejzażowe - do kamienicy Celejowskiej i sztuka współczesna - do Galerii Letniej Muzeum.
Pojechaliśmy do roboty w trójkę, Przemek robił stare malarstwo, my z Kasią - współczesne. Zachwyciliśmy się Kazimierzem z miejsca. Zamieszkaliśmy na poddaszu pięknego starego domu na Plebance, w otoczeniu książek, obrazów, zapachu drewna i artystycznego nastroju. Zaraz po rozpakowaniu pognaliśmy do głębokiej piwnicy na rynku - do Galerii Łazorka. Dlaczego tam ? Bo ja już tam byłam w maju i wiedziałam, że tam jest świetnie. Tam przesiadywaliśmy w gronie letników (przyjeżdżają w każdej wolnej chwili do stałych swoich miejsc), z reguły Łodzian lub Warszawiaków o skłonnościach artystycznych. Może to snobizm ale atmosfera pogawędek, ognistych dyskusji na najważniejszetematyświata tam jest możliwa. Wystarczy się włączyć i poczuć jak wśród swoich, w tym mnóstwie obrazów od ziemi po sufit zawieszających ściany. Wcześniej, w Szklarskiej poznaliśmy Karela i jego pyszne zimne piwo oraz jego dziewczyną - malarkę, właścicielkę galerii.
Wystawy zmontowaliśmy bardzo szybko, więc był czas powłóczyć się po okolicy. Ech.. te malownicze wąwowy, ta cudna architektura.. ta szeroka, taka polska Wisła.... prom do Janowca, Puławy.. Poszliśmy na długi spacer do Męćmierza. My tutaj, po tej zachodniej stronie kraju naprawdę niewiele o nich wiemy. Podobnie jak oni o nas. Mylą np. Kłodzko ze Szklarską Porębą. My i oni to jakby dwa różne światy, mentalnie również trochę. Męćmierz - zamieszkały skansen - wioska rybacka, na brzegu Wisły. oryginalne, drewniane domy.. piaszczyste ulice, ogrody... piękne, swojskie, romantyczne. Czy ktokolwiek tu słyszał o Męćmierzu ? Kazimierz to Rynek, studnia, fara, knajpki, galerie i najbliższa okolica. To zwiedza każdy. Ale Kazimierz to też wąwozy, piękny cmentarz, dalekie zaułki pełne przepięknych starych domów.. tylko czekać aż pojawi się dama w długiej sukni, z parasolką i przysiądzie przy stoliku w ogrodzie, by wypić herbatę lub poczytać książkę.
Do rzeczy. Podwójne otwarcie wystawy było bardzo huczne. Najpierw w Galerii Letniej, potem w Celejowskiej. Nasi artyści wypadli świetnie, podzialali monumentalnością prac, różnorodnością technik, talentem. W gazetach napisano, że są bardziej "artystyczni" niż ci z Kazimierza. Na wernisaż przyszło bardzo dużo ludzi z miasta, turystów, przyjechali moi znajomi z Łodzi i Warszawy (dzięki kochani) oraz grupa artystów z naszego Kopańca (ich prace brały udział w wystawie). A co potem się działo ? Wieczorem wylądowaliśmy na weselu na kazimierskim rynku !!!. Może będzie ciąg dalszy...
Ps. jak wpakuję fotki z Kazimierza podam namiary na stronę. Teraz czasu nie mam więc znikam.
Pps. Chyba jutro wrzucę tu artykuł Przema o koloniach artystycznych z przełomu wieków coby naświetlić te klimaty i rozjaśnić temat, który nas tak nakręca.

środa, 11 marca 2009

Idy marcowe....



W kalendarzu rzymskim, na cyklu księżycowym opartym, Idy przypadają 13 dnia każdego miesiąca a w marcu, maju, lipcu i październiku – 15 dnia miesiąca. Nasz kalendarz na ruchu słońca jest oparty, więc termin odniesienia astronomicznego nie ma. I nie bardzo wiem jak się u nas utarło, że Idy marcowe na dzień przesilenia wiosennego czyli 21 marca przypadają.
Dociekać mi się nie chce, może ktoś z komentatorów mnie objaśni.
W każdym razie na tę okoliczność szykuje mi się impreza. Wielki Mistrz Waloński, w swym Garze Mocy powyżej wodospadu Szklarki w Szklarskiej Porębie ukryty, mnie, skromną wiedźmę (która raz tylko zaszczytu reprezentowania Walończyków dostąpiła i imię wiedźmy otrzymała… nie wiem czy na zawsze) również na uroczystości zaprasza.
Dlaczego to dla mnie ważne ? Bo Walończycy, współcześni również, to państwo w państwie. Dość tajni i skryci, wiedzy tajemnej pełni, z ziołami i kamieniami szlachetnymi obeznani, wieloma sprawami ludzkimi trzęsą, ze swoją wiedzą zbytnio się nie obnosząc. Otrzymać imię wiedźmy to zaszczyt ogromny, gdyż wiedźma to kobieta mądra, o której rady i opiekę nawet mężczyźni walońscy zabiegają.
Nie czas dziś na rozpisywanie się, chwalę się jedynie. Po uroczystości opowiem jak było, parę fotek wrzucę i może rąbka tajemnicy walońskiej uchylę.

PS. Gar Mocy – czyli Stara Chata Walońska powyżej Bazy Pod Ponurą Małpą, gdzie odbywa się Giełda Piosenki Turystycznej