niedziela, 15 grudnia 2013

Niedługo święta

a ja nie umiem się zabrać za jakiekolwiek sprzątanie. Wczoraj umyłam pół okna i pojechałam do Karpacza, do Teresy Kępowicz - z dawno ugadaną wizytą towarzyską. I doła lekkiego u niej dostałam. A bo... dom świeżo po remoncie,  piernik pachnący upieczony, świąteczny wystój, piękne stroiki z zielnych łodyg i perłowych guziczków indywidualnie artystyczną dłonią robione. Jako deser obiadu był pachnący cynamonem kompot z własnych gruszek, a wcześniej kawa z syropem orzechowym. Dlaczego mnie się tak nie chce ? 
Swój dom swój Teresa projektowała sama. Miał nawiązywać do lokalnych budowlanych tradycji czyli konstrukcyjnie przysłup miał być. I  jakieś jego elementy są, choć pewna nie jestem czy konstrukcyjnie, czy dekoracyjnie jeno. Ulokowany jest w samym centrum Karpacza, na początku bocznej uliczki, na krawędzi stromej skarpy - dzięki czemu od ulicy wygląda jak parterowy, od strony ogrodu - dwukondygnacyjny. Właściciele mieszkają na poddaszu i parterze - który od strony ogrodu staje się piętrem.  W przyziemiu mieszczą się pokoje gościnne, które stanowią bazę finansową do artystycznego życia. Wrzucam spokojnie zdjęcia -  dom funkcjonuje w necie jako "willa Arkadia". Centrum miasta jest od frontu, na tyłach - piękny, tarasowy ogród, schodzący do dzikiego stawu u podnóża skarpy.  Cichutko, spokojnie i krajobrazowo pięknie. 
Teresa ciągle coś remontuje. Ostatnio zmieniła kolorystykę wnętrz parteru. Pierwotne ciepłe zielenie zastąpione zostały opalową bielą, przez którą prześwitują słoje sosnowych desek ścian i sufitu -  piętro drewniane jest. Nie było to łatwe, trzeba było wyszorować do surowego drewna warstwy poprzedniej farby. Ściany to ściany, ale sufit... Parter  jest miejscem publicznym: wielka jasna kuchnia z drewnianą konstrukcją baru wydzielającego część jadalną, kuchenne wnętrzności schowane za ceglaną ścianą, mały, przelotowy korytarz  ze schodami na parter i poddasze oraz aneksem komputerowym i pracownia malarska. Wszystko dopracowane estetycznie, starannie wykończone.
Teresa ma wenę, dużo maluje, teraz włącza słowa, wiersze w przestrzeń malarską. W pracowni stoją rzędem nietknięte jeszcze krosna, pod ścianą  na wpół zaczęte obrazy, zapach farb.. Zapytała kiedyś czy w końcu o niej napiszę. Nie umiem, jeszcze muszę dojrzeć, znaleźć odpowiednie słowa, zrozumieć. Na razie zmierzyłam się z obrazami Bogusi Rogacewicz i choć powinnam być zadowolona - nie do końca jestem.  Przyjdzie czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz