sobota, 30 listopada 2013

droga do pracy

Sobotni poranek, kończą się gościnne występy dzieci - oni w teren i do swojego domu, ja - do pracy. Piłam sobie herbatę oglądając zachmurzony, szary świat, dumałam o tym co dzisiaj w robocie robić będę. Przeliczywszy wszystko pomyślałam, że nie zdążę z zamierzeniami i myśleć poczęłam jak to ludzie robią, że mają czas na wszystko. Czy u mnie nawala organizacja pracy ? Może i tak, tłumaczę sobie, że to przez ogromną ilość dupereli, które zrobić muszę, każda zajmuje chwilę ale łącznie przeradza się to w godziny. Godziny pracy nieefektownej, obowiązkowej, której potem nijak w sprawozdaniach wykazać, bo zupełnie nic nie wnoszą. Choćby te cholerne zapytania ofertowe na zakup dwóch żarówek na przykład albo paczki gwoździ.
Po czym wyjechałam w raczej podłym nastroju. Wyjechawszy ledwie z Jeleniej  trafiłam na inny świat. Słońce, zero cienia. Często tak jest, że w Jeleniej ciemno od chmur i smogu, za chwilkę, już w Wojcieszycach nawet, a na pewno w Piechowicach - słońce rozlewa się po dolinie ciągnącej się po lewej stronie szosy aż do gór na horyzoncie. Pomyślałam, że zapuściłam się trochę, zdjęć z drogi już nie robię.  Gdy dzieci wyfrunęły zagłębiłam się w strachliwej starości i zapragnęłam sobie bezpieczeństwo socjalne na stare lata zabezpieczać. W domu siedzieć, kości w ciepłym kącie przy kominku wygrzewać, żyć w obawie, że stracę pracę przedwcześnie i co ja wtedy zrobię - bezrobotna staruszka ... Matkojedyna !!!!!! Skąd się to w człowieku bierze, skoro zdrowa jestem i nadal młoda, a świat taki piękny wokół i pełen wyzwań ? Że już się wyciszać powinnam ? Że już za nic nowego brać się nie mogę ? O nie, to nie ja. W końcu stycznia polecę na tydzień do Malagi, zrobiwszy sobie bazę wypadową pojeżdżę trochę po południu i może do Afryki skoczyć dane  mi  będzie. I taki mam plan na "po świętach". No i może książkę do hiszpańskiego, porzuconą przed laty na półce, do łask przywrócić mi się uda.
Wjechałam do Szklarskiej Dolnej, a tu inny świat. Jego przedsmak już miałam mijając zjeżdżające z góry  samochody śniegiem zasypane. Nawet szosa lekko biała była i śnieg  na drzewach. Pierwszy śnieg. W pracy zastałam panią Teresę odśnieżającą parking - rozgrzaną do czerwoności i roześmianą - 45 minut walczyła z łopatą to i poziom endorfin wzrósł jej niebotycznie.
Oprócz niej czekał na mnie młody absolwent malarstwa we wrocławskiej ASP - Emil Goś, który kilka lat z rzędu na plenery do nas przyjeżdżał, pracę magisterską "o nas" napisał i  zaraz po studiach próbował się w Szklarskiej osiedlić, zasilić szeregi kolonijnych artystów.  Miasto jednak za drogie jest na kieszenie świeżych absolwentów, więc odłożył - jak mówi - moment osiadania w Szklarskiej, a teraz po świecie szaleje, kasę na przyszłość zarabiając jako pracownik firmy konserwatorskiej. W międzyczasie namalował  cykl obrazów "Planeta Wrocław" https://www.facebook.com/events/192119634157934/   Maluje też murale - głównie w Gdańsku, pracując w ramach cyklicznego projektu "Gdańska szkoła muralu".  http://gdanskaszkolamuralu.blogspot.com/2012_03_01_archive.html  Jak zarobi i lat 30 skończy - osiedli się w Szklarskiej. Zobaczymy. Póki co z pierwszego śniegu ulepił przed muzeum bałwana i do miasta powędrował.
Pożegnawszy Emila do roboty usiadłam ale niesporo mi idzie. Kilka dni temu przyjechała szefowa z nastawieniem "wszystko co robicie - źle robicie". Natura szefa. Nie oczekujemy pochwał, robimy swoje, doceniają nas ludzie i tutejsze władze ale jakieś ciepłe słowo od naczalstwa choć raz w życiu przydałoby się. Nie ma, nie ma, nie ma. ......
Przemek wpadł na chwilkę po aparat i jedzie na Orle "manewry" męskie odczyniać.A ja ? Do roboty się kobieto bierz !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz