sobota, 17 sierpnia 2013

a chciałam tam hodować konie....

Po wizycie w Karpaczu, rozgrzane do czerwoności, zjechałyśmy do Mysłakowic na pstrąga. Dzieląc się wrażeniami i klasycznie po babsku obgadując Ewę, jej życie i malarstwo, zasmakowałyśmy małego raju. Niebo w gębie, polecam.  Zmieniwszy auto na moje, bardziej terenowe i psa wziąć gotowe, pojechałyśmy do Czernicy moją ziemię oglądać. Chciałam, żeby krzyknęły "dziewczyno ! Rób to !" a usłyszałam "kobieto ! sprzedaj jak najszybciej".  Wszystko było nie tak. Droga pod górę, która pusta być miała i romantyczna, znienacka zaludniła się wielkimi wywrotkami i kombajnami, które z częstotliwością warszawską zjeżdżały z góry, nie mieszcząc się w granicach wąwozu.. Pies natychmiast w błocie się wytytłał, po czym do Staśkowego stawu wskoczył i za cholerę wyleźć nie chciał. Zaniepokojona ruchem na drodze  i tym co ten ruch znaczy, przepytałam jednego kierowcę.  Zanim nadjechały kombajny myślałam, że piasek z pobliskiej żwirowni wożą a na taką firmę też kiedyś pomysł miałam. Teraz zmartwiłam się, że ktoś mnie uprzedził. (pies ogrodnika:))) Ale nie, rzepak wożą,  z pola obok  - 300 ha ziemi obsiane rzepakiem - własność jeleniogórskiego potentata. Może jemu więc  jeszcze swoją ziemię sprzedam ? A dzieciom ? Co w spadku dzieciom zostawię jak nie ziemię moją ukochaną ? Baba bez ziemi to jak chłop bez kapelusza:)))))
Staśkowy staw przez nawłocie widziany
Przez ten ruch, przed którym autko chronić musiałam oraz przez psa w stawie  do swojego pola nie doszłam, zaczekałam na dziewczyny, które poszły zobaczyć. Wróciły z cytowanym zdaniem na ustach.
Zasiadłyśmy więc nad Staśkowym stawem, na zgrabnej ławeczce przy deskowym pomoście, relaksować się. Pies z wody nie wyłaził, słońce świeciło przyjaźnie, ryby koncentryczne kręgi na tafli tworzyły... Nagle zza krzaków wypadła szczekliwa szarańcza - trzy dwubarwne shih-tzu (jeden o wdzięcznym imieniu Diezel, Stasiek ma warsztat samochodowy) i wielki krzyżak łączący w sobie cechy wilka i wyżła długowłosego. Za nimi... mama Staśka. Zdziwiła się nami, nikt dawno jej nie odwiedzał. Od 11 lat na tym odludziu mieszka i chyba już pora do miasta wrócić. Lata nie te.  Kiedyś tu pięknie było, Stasiek agroturystykę miał zakładać,  w stawach ryb hodowlanych pełno było. Teraz ??? Same widzicie, wszystko zielskiem zarasta,  łabędnik na wysepce się sypie, ryb trochę jeszcze zostało. Strach teraz tu samemu. Stasiek ? Ech życie..... Dzik ? A jest jeszcze, w dzień w zagajniku siedzi, nocami po polach się włóczy. Bojowy łabędź ? Zdechł kilka lat wstecz..
Ech ................. gdybym ja pieniądze miała, ziemię Staśka z domem i stawami kupiła...

3 komentarze:

  1. Uwielbiam cię za takie teksty:)Mio

    OdpowiedzUsuń
  2. "Zasiadłyśmy więc nad Staśkowym stawem...." Bożenko a gdzie piękne zdjęcie, które Wam zrobiłam na tejże ławeczce? No gdzie? Cudnie piszesz. Jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI, że J E S T E Ś::))M.F.

    OdpowiedzUsuń
  3. tamto zdjęcie Martusiu do publikacji się nie nadaje, sama wiesz:))))))))))))
    M.

    OdpowiedzUsuń