czwartek, 8 sierpnia 2013

decyzje

Mając długotrwały problem z decyzjami w kwestii istotnej zmiany drogi życiowej  (!!!!!!!!!!), szukam pretekstów by odwlec je jak najdalej, lub dojrzeć do decyzji, że właściwie nic nie muszę zmieniać.  Np. dziś, z racji wszędobylskiego upału, porządkuję płyty dvd. Wpadła mi w ręce iracka płytka mojej, niegdyś bliskiej, koleżanki. Uświadomiłam sobie, że właśnie ona podjęła decyzję o jaką mi chodzi.  Są ludzie, którzy  nie zaczną nowego dopóki nie przekreślą przeszłości. Chyba też do nich należę. Nie żeby wszystko wyrzucić z pamięci, zdystansować się jedynie na tyle mocno...
B. - wówczas rycząca czterdziestka, kobieta po przejściach albo, jak kto woli z przeszłością, dobrze zarabiająca, z kupą przyjaciół i znajomych. A żadne z nas nie potrafiło jej pomóc.  Bo nie da się, takie sprawy załatwia się samemu. Decyzja dojrzewała długo, konstytuowała się wśród prób przeróżnych. Jednym z etapów pośrednich a raczej dróg poszukiwań był wyjazd do Włoch, do szkoły języka włoskiego. Nie było jej jakieś cztery miesiące, wróciła szczęśliwa i pełna wrażeń, ale najwyraźniej nie o to chodziło. Ku naszemu zdumieniu na tapetę trafił angielski.  Szkoła  z metodą Callana pięć dni w tygodniu, karteczki naklejane na wszystkie sprzęty. Byliśmy zdumieni.
A potem huczna babska impreza i znamienne zdanie:
- dziewczyny jadę do Iraku, na wojnę.
Zdumione milczenie, potem rejwach: po co ??!! jak !!?? dlaczego ?! Spakowała się szybko, pojechała do centrum przygotowań do misji zagranicznych w podkieleckiej Bukówce, chwilę później - do Krakowa, stamtąd do Stambułu bodajże i CASĄ do celu. Dzwoniła jeszcze z lotniska w Stambule, podekscytowana opowiadając wrażenia. "Młoda lekarka na rubieży ".....  Miejsce  jej pierwszego pobytu to baza w mieście Al-Kud, drugie to chyba Ad-Diwanija.  Bo pojechała tam dwukrotnie.  Rzadko dzwoniła, rzadko pisała, gdy przyjechała na kilkudniową przepustkę, opowiadała rzeczy zupełnie do niej nie podobne. O zwyczajach tamtejszych ludzi, bardzo trudnych dla kobiet układach społecznych,o życiu codziennym, wszędobylskim piasku pustyni, zasiekach z drutu, strachu w czasie nalotów czy przy wyjazdach z bazy......  Sikorski ich odwiedził, Kaczyński - ma fotki z nimi.  Dostali wtedy ekstra wikt, choć na codzienny też nie narzekała. W czasie drugiego pobytu zginął jeden z ich kolegów.
Koniec to nie był. Wróciła do kraju ale jakoś nie bardzo znalazła sobie miejsce. 
Więc pojechała na misję do Syrii. Wylądowała w  siłach obserwacyjnych na Wzgórzach Golan. Wówczas było tam znacznie spokojniej, zwiedziła spory kawał kraju, tony przepięknych zdjęć przywiozła.
Nie umiem powiedzieć, co jej to dało.  Wróciła, wraz z przywiezionym z Iraku pilotem śmigłowca dom zbudowała i ciągle go upiększa. Żyje mniej więcej tak samo jak przed wyjazdem: praca od rana do wieczora - by spłacić kredyty, nowi znajomi z nowym miejscem związani..
Zwiedziła kawał tajemniczego świata,  przeżyła niesamowitą przygodę, poznała grozę wojny, nową miłość, szkoda, że nie lubi pisać. Czy znalazła to czego szukała ? Nie jestem pewna.
A może to jest tak, że nigdy nie znajdzie się tego czego się szuka ? Nawet jeśli ma się pewność co to jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz