sobota, 17 sierpnia 2013

ZUBEROWE CACKO


Dawno, dawno temu, w domu Ewy i Jacka, poznałam "Mufkę" - Anię B. z domu Zuber. Potem nasze losy parokrotnie się splotły i rozplotły ale kiedyś dostałam do ręki maszynopis jej ojca - losy rodziny Zuber de Sas. Uwielbiam realne rodzinne sagi więc nocą przeczytałam od dechy do dechy. Pracowałam wówczas w szkle w MK. Nie kojarzyłam szkieł Czesława Zubera z Anką, z maszynopisu dowiedziałam  się że szklarz - artysta to jej stryjeczny brat. Nie lubiłam tych szkieł, ponuro organicznych i ciężkich.
Sam artysta skończył wydział szkła we Wrocławiu i wyjechał do Francji. Słuch wszelki o nim zaginął ale kiedyś w naszym muzealnym życiu pojawił się Stanisław Borowski - szklarz z Krosna, u nas niezauważony, na świecie furorę robiący (jak to się dzieje?). Przyjechał z Berlina, z moim ówczesnym szefem - Mietkiem pogadał i zniknął - dom w Tomaszowie Bolesławieckim kupować, gdzie potem prywatną hutę i glass studio z synami otworzył. Zostawił niewielki folder Zubera, w Paryżu wydany. Zdumieliśmy się Zubera metamorfozą okrutnie.  W miejsce pociętych "małżowin" szklanych pojawiło się świetliste, radosne szkło wielobarwne, tak inne od naszego rodzimego, że aż dech zapierało. Były to jednak czasy, że szans na taką wystawę z wielkiego świata nie mieliśmy. Na pewno nie przy tamtym dyrektorze. Lecz potem zmiany nastały, fundusze unijne na wielką skalę wchodzić zaczęły i pewna młódka - Justyna - obecna szefowa działu szkła, załatwiwszy kasę w tym roku  przywiozła z Paryża ostatnie szkła Czesława Zubera. Po raz pierwszy w Polsce od 1982 roku - kiedy wyjechał z kraju.
Na wernisażu cała szklarska i wydziałowa śmietanka była, nawet prof. Paweł Banaś przyjechał. Przyjechał też stryj Zubera, ojciec Ani B., który wręczył mu rodzinną sagę teraz już w formie książkowej wydaną.  Tjaa, świat mały jest...
Zanim pojechałyśmy do Karpacza odwiedziłyśmy moje pierwsze miejsce pracy.  Mój gość Ewa - też artystka, kiedyś dyplom u nas w szkle robiła. Należały jej się odwiedziny w mateczniku. Zwłaszcza, że matecznik przeszedł przeobrażenie: z kurnej chatki w pałac niemalże. Coby o mojej szefowej nie mówić to... chapeau bas, budować ona potrafi i rozmach ma.
Nowoczesna aranżacja na dziewczynach odpowiednie wrażenie zrobiła, zachwycone zdjęć narobiły, reklamować będą wystarczająco, w stolicy i świecie, bo Marta podróżuje. Teraz mogłyśmy jechać do Karpacza. (kilka postów wcześniej). Jedno mnie tylko zaskoczyło - muzealny kiosk reklamuje się fajnymi szkiełkami, dobrymi wydawnictwami a nic kupić nie można. Bo "Jola na urlopie". To nie mógł jej ktoś zastąpić ???


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz