poniedziałek, 12 lipca 2010

plątanina

Zapragnęłam poszaleć – pod wpływem koleżanki, namawiającej do napisania o muzeum książki w typie „Lesia” Chmielewskiej, jako, że ilość nietypowych, zgoła dziwacznych sytuacji i zachowań, ilość typów i charakterów ludzkich dostępnych w muzealnictwie jest tak ogromna, że dobrze napisana książka zrobić mogłaby furorę. Ale nie zrobi, gdyż nie potrafię jej napisać. Władam piórem sprawnie ale nie genialnie, nie na tyle by spłodzić dzieło godne Pulitzera, a to jedynie mnie interesuje. Założyłam osobnego bloga, gdzie zamiast pisać ”Lesia”, stworzyłam drugi wątek tematyczny - forum prowincjonalnego muzealnictwa - w którym poszło w płaczliwe tony, co mnie zawstydziło, więc usuwam rzęsiste płacze. Niemniej wrzucam tutaj interesujący dialog z komentarzy pod ostatnim postem. Ciekawa jestem opinii tutejszych czytelników na poniższy temat.

Anonimowy (I) pisze... To ciekawy blog, być może warto zacząć przedyskutować sytuację, zdefiniować problemy i wtedy podjąć walkę? Muzealnictwo polskie jest w kryzysie - słabi szefowie, nieudolne władze zwierzchnie, brak kompletnie priorytetów, o funduszach na funkcjonowanie nie ma co nawet mówić. Muzea władzom i szefom są potrzebne tylko do statystyki (dotujemy kulturę), oficjalnych (krótkich) wizyt, najlepiej z gośćmi z zagranicy (pokazujemy nasze dziedzictwo)i oglądanie wystaw. Muzea zatracają swoją specyfikę, jako instytucji gromadzących i przechowujących zabytki na rzecz spektakularnego działania dotąd charakterystycznego dla domów kultury: imprez, wyświetlania filmów, koncertów, występów teatralnych, recytatorskich, warsztatów. Same wystawy i działalność podstawowa polegająca na ewidencjonowaniu, opracowaniu naukowym i konserwacja zabytków zeszła nie wiadomo kiedy na dalszy plan, a raczej się mało liczy, bo nie jest spektakularna. Nawet myśli się o przekazaniu całej tej działalności na zlecenie, osobom spoza grona pracowników. Stą fachowa kadra znająca zbiory, przygotowująca wystawy, opracowująca katalogi zbiorów przestaje być przez dyrektorow poważana, zawsze można te dzialania zlecić (taka jest filozofia zarządzania). Zmniejszyć ilość etatowych pracowników merytorycznych, zarudniać na zlecenie, nie zważając na to, że opracowanie kolekcji wymaga czasem wieloletnich badań, w tym badań konserwatorskich.
To może nie na temat powyższego postu, ale po przeczytaniu naszły mnie takie refleksje.
Rondo


Anonimowy (II) pisze... A jaki sens mają takie instytucje, w których niewiele się dzieje ? Komu na dobrą sprawę potrzebne są muzea w starym stylu ? W czasach, gdy każda instytucja łącznie z publiczną TV oferuje lekko strawną, gotową papkę. Rozumiem istotę instytucji muzealnych ale to gromadzenie, konserwowanie, przechowywanie to powinna być cząstką pracy. Zasadniczą ale tylko cząstką. Tyle lat pracują pracownicy merytoryczni i co z tego wynika. ? Nadal opracowują zbiory ?
Oferta muzealna dla zwiedzających powinna być atrakcyjna. A jaka jest ? Kolejna wystawa starych pocztówek za zasadzie tematycznej wyliczanki albo do znudzenia – grafiki. Ile można oglądać to samo szkło (vide Muzeum Karkonoskie). Nie da się zainteresować zwiedzających wystawą w starym stylu. Potrzebny jest temat, atrakcyjna scenografia, jakiś event , lekko, łatwo i przyjemnie ale estetycznie i z ideą, która utkwi w głowach zwiedzających, którzy idąc z wycieczką do muzeum odrabiają nudną pańszczyznę, bo za chwilę wejdą do atrakcyjnego parku miniatur i tam pobawią się przyjemnie.
Żeby miało to jakiś sens, zwłaszcza końcówka: wystawy i publikacje, trzeba temu nadać jakiś strawny dla klienta kształt.
G.

Anonimowy (II) pisze... Owszem, podstawowe działania statutowe muzeum muszą być realizowane ale pamiętaj, że muzea to nie archiwa. W małych muzeach nie ma środków na nic, bo nie widać sensu wydawania tych środków. Wieloletni pracownicy merytoryczni wychowani w tradycyjnej instytucji muzealnej pewnie nigdy nie nauczą się funkcjonować inaczej. A nawet jeśli – to z oporami i złością, że trzeba środki zdobywać. Na dodatek negocjować z szefem, żeby zechciał zapewnić wkład własny dla działań innych niż swoje. Niemniej gdyby przedstawić atrakcyjną ofertę – pewnie by się udało.
Inną sprawa jest tajemnica poliszynela – masz układy albo znajomości w instytucji finansującej – wniosek przejdzie. Nie masz – odpadnie, choćby nie wiadomo jak był atrakcyjny.
Odpowiedzialność za stan muzealnictwa polskiego rozkłada się na kilka aspektów.
- tradycyjne prawodawstwo i niechęć do jego zmian - już kilkuletnie kontrakty dla dyrektorów i rozliczanie ich z punktów kontraktu zmieniłoby wiele
- faktyczna niechęć organizatorów instytucji muzealnych, bo muzea – zaniedbane i niedofinansowane przez lata – to worki bez dna
- minimalna popularność działań muzealnych w sferze społecznej , wynikła z nudy jaką oferują muzealne instytucje, ale też bardzo bogata oferta komercyjna dla ludu
- marazm pracowników merytorycznych i ich niechęć do działań para muzealnych
A co robią dyrektorzy ? Organizują w muzeach domy kultury, naganiając publiczność na bezsensowne i nikomu niepotrzebne zajęcia prowadzone przez ludzi nieprzygotowanych do ich organizacji i prowadzenia, po to tylko by zwiększyć mityczną frekwencję. Bo z tego są rozliczani. Zero środków i zero efektów. Dalekosiężnych efektów. G.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiele nie wychodzi z tych dyskusji. Muzealnik nie przepada za upublicznianiem własnego zdania. Cecha charakteru ?

    OdpowiedzUsuń