sobota, 4 października 2014

jak sobie próg do domu zrobiłam

Po miesiącu mniej lub bardziej intensywnego szarpania w pracy i domu, mam dziś dzień wolny, pierwszy od miesiąca.. Pogoda piękna - zrobię coś co dawno już zrobić powinnam, a co mojej teściowej spać po nocach nie daje. Bo ja z tym problemu większego nie mam ale lubię ją to,więc niech jej będzie. Żaden poważny majster za taką drobnicę się nie weźmie, coraz mniej domowy mężczyzna zabiera się do tego dwa lata, a skoro średnio inteligentny facet potrafi to czemu ja, w końcu też inteligentna kobieta, mam sobie nie poradzić. Po telefonicznych konsultacjach z mniej domowym mężczyzną kupiłam dwa worki suchego betonu, zrobiłam coś na kształt prowizorycznego szalunku, rozrobiłam partię betonu w taczce i sobie pół progu wylałam. W miękkiej masie ułożyłam grube klinkierowe płytki,sprawdziłam poziomicą czy równo, umyłam taczkę i pozostałe narzędzia- jutro zrobię górną warstwę, ta przez noc zastygnie.
Dumna zadzwoniłam do faceta. Nagadał się. W skrócie:
- Nie mogłaś poczekać ? Niedługo przyjadę, zrobiłbym. Ale wiesz.. mądrzy majstrowie mówią, że takie rzeczy trzeba robić od razu, żeby monolityczne było. Ale nie martw się, jak ci nie wyjdzie, to zbijemy i zrobimy na nowo. 
Odłożyłam telefon, przywlokłam drugi worek cementu, rozrobiłam w taczce, wylałam. Może za gęsty ? Poziomowanie tego było niełatwe. Resztę cementu rozwodniłam i taką luźną papkę wylałam na niedokładnie równy próg. Wyrównałam, posprzątałam i teraz, dumna, siedzę i się chwalę.
Zadzwoniłam do faceta.
-Dumny jestem z ciebie (co za protekcjonalizm), wiedziałem, że tak zrobisz. Ale co z ciebie za kobieta, kobiety takich rzeczy nie robią.
Nie ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz