czwartek, 23 lipca 2015

podlaskie wakacje

Start zupełnie bez emocji, bez tych charakterystycznych przed "wielką przygodą" motylków w brzuchu.  A bo i w ostatnie dni  młyn był nieprzeciętny. W ostatniej chwili otwarcie nowej wystawy po właściwie jednym pełnym dniu roboty, odwiezienie eksponatów po wcześniejszej wystawie, dwa pierwsze dni urlopu zarwane na wymagane sprawozdania robione nocą z groźbą w tyle głowy, że nie dostanę urlopu, kilkugodzinny wyjazd z dzieckiem i psem do pobliskiego kąpieliska i męczący upał,  w dzień przed planowanym wyjazdem gości tłum:
- Anka bo na praktykę z domu jedzie
- Marita - bo chce prywatnie pogadać
- Małgosia - zabierze ostatnie obrazy do Karpacza
- Kasia - dawno zaległe spotkanie
- Joasia - bo potrzebuje towarzystwa
- Marzenka - bo musimy omówić  wakacyjny wyjazd.
Pakowałam się w nocy po wariacku. Odjeżdżając z domu rano myślałam o przeraźliwie smutnych oczach mojego psa, podenerwowaniu kota i pięknie naszego pejzażu.  No i jak będzie z Marzeną - poznałyśmy się praktycznie dwa dni przed wyjazdem. Nie ma na świecie zbyt wielu wariatek 50 + chętnych do spędzenia wakacji na rowerach. W tym zakresie  faceci występują częściej.

PODLASIE MOJA NOWA MIŁOŚĆ. 
Zakochałam się. W pięknie natury rozległej i  płaskiej aż po horyzont, w lasach sosną pachnących choć w większości liściastych, w niewielkich domach drewnianych,  snycersko zdobionych, tak starych jak i współczesnych,  w miasteczkach na miarę ludzkich  proporcji , wioskach rozlokowanych bo bokach wąskich dróg często brukowanych kocimi łbami albo "siedzących" wśród łąk i pól,  w bocianach  spacerujących po drogach, w powadze i  barwach prawosławia, w końcu w ludziach - dla obcych przyjaznych.  Za pięknie ? Zależy co kto lubi. Dla rowerzystów raj, bo mają niezłe szlaki rowerowe, trasą atrakcji turystycznych wyznaczone. Dla turystyki leniwej gorzej, bo turystyczna infrastruktura istnieje w stopniu minimalnym. Na wsiach pojedyncze spożywcze sklepy o 18 zamykane i właściwie zero jakichkolwiek punktów żywieniowych a jeśli są, to głównie  czynne  pod kątem zorganizowanych kolonii i wesel. Ale też częściowo włóczyłyśmy się po terenie z rzadka przez turystów nawiedzanym.
cmentarz prawosławny w Terespolu
Jechało się dobrze. Trasę koło 650 km, zrobiłyśmy w 8 godzin - do pensjonatu w Osówce http://www.ossowka.pl/: współczesny drewniany dom z dwukondygnacyjnym poddaszem, na dworze - iglasty zagajnik, grill, placyk zabaw dla dzieci.  Gospodarz w przyszłym roku otworzy zewnętrzną saunę czyli banię i  pokój z kominkiem dla relaksu. Cisza, spokój -   dla szukających ciszy i turystów rowerowych oraz zwiedzających bliższą i dalszą okolicę. Po bliskiej jeździłyśmy rowerkami, gdy jechałyśmy dalej - rowery w auto i rundy na miejscu.
Z miejsca pognało nas na Terespol. Miasto urody nienachalnej - jak się okazało ale podkręciła nas - ludzi z zachodu - pierwsza cerkiew. Nie wiedziałyśmy jeszcze, że cerkiewek zobaczymy krocie, aż  do znudzenia. Koleżanka - agnostyczka acz z domu prawosławno - katolicka, to pierwsze religijne spotkanie przeżyła mocno.  Trwała wieczernia prawosławna więc nie śmiałyśmy wdzierać się do środka. Przy drzwiach słuchałyśmy śpiewu.
Ikonostas z XVII w. w cerkwi pw. św. Nikity w Kostomłotach  z 1631 r.
Z Terespola ruszyłyśmy na południe, "zaliczając" kolejne wioski. Dobratycze (cerkiew i cmentarz), Kostomłoty (cerkiew unicka) - Kodeń (cerkiew i sanktuarium katolickie) - Połoski (kościół katolicki) - Chotyłów.
Zdumione odnotowywałyśmy przewagę prawosławia, egzotyczne bryły cerkwi  i "nie nasze" wykroje otworów, bogactwo wystroju,  a zwłaszcza intensywnie złote kopuły cerkwi silnie zaakcentowane w błękitno-zielonej przyrodzie.
Kostomłoty ściana boczna
Od Teresopla prowadził nas drogowskaz "Sanktuarium unickie w Kostomłotach". No to w drogę. Nie skojarzyłam, że unici to nie to samo co prawosławie.

Weszłyśmy na podwórze cerkiewne,  jakiś człowiek podlewał ogródek. "Możemy wejść do środka ? Moja babcia i mama były prawosławne, więc chciałam".... Marzena nie skończyła mówić, gdyż człowiek z oburzeniem syknął "To cerkiew unicka, nic z prawosławiem wspólnego nie ma ! ". Niepotrzebnie, w końcu lepiej niedouków podszkolić. Robiąc dobrą minę do złej gry obejrzałyśmy wszystko z wierzchu i w środku, zrobiłyśmy fotki i w długą, a wieczorem telefon "Kaśka jak to z tymi unitami było ?". A.. bo z premedytacją nie wzięłyśmy laptopów - by odciąć się od niezdrowej codzienności. A potem plułyśmy sobie w brody, w końcu internet to skarbnica wiedzy, a na każdej wsi mają wi-fi.
Kaplica w sanktuarium w Kostomłotach
Na koniec od księdza katolickiego w Hrudzie pożyczyłam ("na gębę") reprint książki mgr Górskiego z 1939 r. "Monografia powiatu bialskiego województwa lubelskiego" i dowiedziałyśmy się wszystkiego o unitach. Oczywiście polityka i religia przeplata się ze sobą nie tylko u nas współcześnie. Zawsze praktycznie obowiązywało "cuius regio eius religio" . Tak więc w ślad za polityczną  unią polsko-litewską nastąpiła religijna unia brzeska ( 1596 r.), na mocy której prawosławne parafie, zachowując obrządek wschodni,  przeszły pod zwierzchnictwo katolickiego papieża.  Jasne, że część prawosławnych dokumentu nie uznała i zaczęły się wojny za wiarę. Atak prawosławnych przybrał znacznie na sile, gdy Podlasie znalazło się pod zaborem rosyjskim. Świątynie unickie przekształcano siłą  w cerkwie, wobec wiernych stosowano szykany, ze śmiercią włącznie. Jednym z wielu był mord kilkudziesięciu unitów broniących cerkwi w Pratulinie  w  1784 r.,  dokonany przez sotnię kozacką. Są teraz świętymi a ich relikwie znajdują się w Kostomłotach - od 1998 r.  Sanktuarium w Kostomłotach jest jedyną w Polsce świątynią neounicką - kościołem katolickim obrządku bizantyjsko- słowiańskiego - dla ok. 120 wiernych.
Zachwyciłam się archaiczną polszczyzną mgra Górnego i obojętna mi była absolutna prawda historyczna, która z reguły stoi pośrodku. Zapewne najpierw przez kilka wieków unici dręczyli prawosławnych, potem ci drudzy odbili sobie z nawiązką.  Marzena  natomiast jakby poczuła ciut się urażona, twierdząc, że takim brakiem obiektywizmu naukowego wykazać może się tylko zatwardziały katolik.
 

5 komentarzy:

  1. No proszę, my też właśnie wróciliśmy z naszych podlaskich wakacji :) Też byliśmy w Odrynkach. Na naszym blogu zamieściliśmy obszerną relację pisaną w miarę na bieżąco. Zapraszam => http://graszkowska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Każde wakacje są fajne i ja jestem wręcz przekonany, że doskonałym wyborem jest spędzanie ich w kilku miejscach po kolei. Bardzo chwalę sobie właśnie wynajęcie kampera https://autocampingi.pl/ i jechanie przed siebie. Moim zdaniem takie wakacje są najlepsze.

    OdpowiedzUsuń