piątek, 18 października 2013

18 październik

takie ekstremum znalazłam w google
Poszłam dzisiaj na zabiegi. Prądy trzy różne, masaż z rozciąganiem kręgów, magnetotron,laser. Latam tam teraz raz w tygodniu, również ze względów towarzyskich. Leżymy sobie w sąsiednich kabinkach i gawędzimy leniwie poddając się różnym, mniej lub bardziej agresywnym oddziaływaniom. Dzisiaj boleśnie było.  Rozmowa incognito, bo nie widzimy się wcale.
Pan Leon np. ma trzy mastify tybetańskie. Śpią z nim i żoną w łóżku. Są groźne i podobno trudne do prowadzenia. Po co mu trzy ? Bo ma ogrodnictwo na dużym terenie i co rusz sadzonki mu kradli. Teraz nawet do płotu nie podchodzą.  Pan Leon musi je strasznie kochać, gada o nich bez przerwy. I o zwyczajach łabędzi, które na spacerze widuje.
Dzisiaj sąsiad zza ścianki opowiadał o swoim hobby - kolekcjonowanie. Najbardziej lubi jeździć na niedzielny rynek do Cieplic i tam przebierać w wyłożonych starociach. Grafiki Iwana, zabawki - samochodziki, obrazki Yerki (te kupuje na agraart) i inne drobiazgi. W ostatnią niedzielę spotkał panią Anię z Przesieki, dwa duże Iwany w ramach miała na sprzedaż. Pani Ania ? Nie sądziłam, że na ryneczku obrazy  sprzedaje.  Gawędziliśmy mile o ludziach, których znamy i on i ja, a nie wiedzieliśmy kim jesteśmy. Kolega Milińskiego z czasów szczenięcych, z jednego podwórka. Jego obrazy też kupuje. Więc obgadaliśmy mistrza, ja z dystansem bo go osobiście nie znam. Na koniec okazało się, że mieliśmy jednak ze sobą do czynienia choć tylko  mailowo - drukował mi folderek w zeszłym miesiącu  do wystawy "Gobelin i emocje". Świat malutki jest. Umówiłam się na druk następnego - w najbliższym miesiącu. Jakby nie było - najtańsza ostatnio oferta.
Nasz rehabilitant jest fanatycznym wędrowcem górskim. Kiedyś na "moich uszach" umówił się z dwiema paniami na wycieczkę do jagniątkowkiego Czarnego Kotła. Na "za chwilę". Po moim zabiegu przebrał się, na rower wsiadł i pojechał na umówione z nimi spotkanie. Na tym rowerze codziennie przyjeżdża do Cieplic ze Starej Kamienicy. Mówi, że nie umie żyć bez roweru. Jak nasz Wiktor. Nawet do mnie do Szklarskiej rowerkiem czasem latem przyjeżdża, a na pewno zawsze na rowerze wraca - wtedy zabieram do Szklarskiej jego i rower.
Umówiłyśmy się z Małgosią pod muzeum, miałyśmy na ciuchy jechać ale zimno i ponuro było, no i późno, więc odpuściłyśmy sobie. Małgosia chyba na samotność cierpi, bo w przeciągu tygodnia odwiedza mnie drugi raz. Przywiozła grzyby duszone z cebulką, które pożarłyśmy z moim rosołem.  Przywiozła też worek ścinków z warsztatu rzeźbiarskiego, z którego wyłowiłam sześć  wiewiórek. Stoją teraz dumnie na krawędzi obramienia kominka na kształt sylwetowego fryzu. Szkoda, że tylko sześć. Pomaluję je czerwoną bejcą, a jak przyjdzie bieda - spalę. Na chwilkę wpadła teściowa i się zasiedziała, bo przyjechał do domu syn mój "marnotrawny". Zresztą już pognał ze znajomymi dziewczynami na miasto. Jutro za gwiazdę robić będzie  - za modela do magazynu rowerowego. A ja sobie z psem śpiącym jak mops siedzę i plotę bzdury. MMŻ w Niemczech, u córek, a ja tęsknię. O dziwo.

3 komentarze:

  1. Jak przyjemnie dowiedzieć się co słychać w dawnych stronach, teraz kiedy nie dość, że jestem w oddaleniu i nie mogę przejść się spacerkiem do Ciebie i Twoich zwierzątek to jeszcze usiłuję czteroletniego kocurka zainstalować w jednym domu (niestety moim) z dwiema kotkami: dwunasto- i siedmioletnią! Serdeczności Kat.K

    OdpowiedzUsuń