czwartek, 17 października 2013

szare, mgliste wieczory i takież poranki

Zbliża się listopad - miesiąc, który zawsze mi jakoś  umyka. Nie wiem, przecież aż tak paskudny nie jest w końcu. Ja już mam ochotę siedzieć przed kominkiem w fotelu, sączyć pachnący koniaczek i marzyć. 
Na krawędziach dni wisi szara mgła
Wiatr tą kurtynę targa i w niebo gna
I wtedy czasem błyśnie błękit i biel
Gdy coraz więcej barw pojawia się
W jesiennej melancholii krętych dróg
Stuka do okien bram, podchodzi pod nasz próg
Zieleń się w złoto zmienia, srebro i brąz
Korowód tylu barw rusza przed nami w pląs
Na niebie obłok zwija żagle różowe
Bo księżyc już rozpina gwiazdami tło granatowe

zbyt rzadko wracamy do Grechuty....
Mózg mam jakiś taki... nie do końca myślący, zamglony. Ruch dobrze mi robi ale nadal szans nie mam. Wczoraj zebranie, dzisiaj zebranie, rozliczony wniosek, napisany opornie tekst jakiś, burdel w papierach, wieczorem robota - jak mnie wciągnie to zasnąć nie mogę. A rano wstać tak trudno. Poniedziałek dobrze mi zrobił, ułożyłam sześć kubików drewna. Wprawdzie z panem Czesiem pospołu ale zawsze. Silna jestem. Następnego dnia na zabiegach bolał mnie każdy dotyk. Niemniej lubię tak, mózg mi z mgły odparowuje. Zostaje mi jeszcze wykoszenie trawy, ogródek do posprzątania i.... remont pokoju na piętrze bezmyślnie zaczęłam. Bo kasy nie mam, ale to nie nowość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz