sobota, 29 grudnia 2012

Jeden taki poranek mijającego roku

Moja wieś, w dolinie Jelenia Góra, w tle Karkonosze

Wsiadłam w auto i ruszyłam na kolejną rundę po terenie, by uzupełnić niedobory w robocie, które pojawiają ciągle i ciągle. Pomyślałam, że dobrze byłoby pozapinać wszystkie guziki na tyle starannie, by nie tracić środków płatniczych na ciągłe wyjazdy. Zrobić coś za jednym zamachem i nie wracać,  zarobić, zapomnieć, iść dalej. W miejscu, w którym zrobiłam to zdjęcie zrozumiałam, że ja nie chcę. Czuję się wolna, gdy wsiadam do auta i biorę aparat, jadę przez kolejne wsie po raz któryś, zaprzyjaźniam się z krajobrazem i tak naprawdę wcale nie mam ochoty kończyć roboty. Bo wtedy nie będę miała powodu, by znowu jechać. Chrośnica, Janówek, Czernica... Płoszczyna,  odkrywam cudne nastroje.  Miałam w życiu dużo szczęścia, że akurat w te strony mnie poniosło. Gdy tu przyjechałam miałam w oczach złote łany zbóż przerośniętych czerwienią maków i błękitem chabrów z okolic takich jak Wierna Rzeka czy Mąchocice - Scholasteria. Przytaczam te archaicznie niepokojące nazwy gdyż akurat wtedy  tam zaliczałam prace terenowe z moim ojcem geodetą.  Była pełnia upalnego lata, kurz na ziemnych drogach wśród wysokich zbóż, umorusani chłopcy szalejący z patykiem i kółkiem. Swojski, ciepły, świętokrzyski pejzaż.  Tu było nieprzyjaźnie. A teraz ? Nie oddałabym tych miejsc za żadne inne.

2 komentarze: