wtorek, 11 października 2011

lotni uzdrawiacze oraz codzienna siermiężność

Po raz kolejny zdarza mi się dostać po łapach i nadal niczego się nie uczę i nadal wydaje mi się, że najważniejsze jest nie ZROBIENIE CZEGOŚ lecz zrobienie tego dobrze. Tymczasem coraz częściej mam wrażenie, że obowiązuje "po nas niechże i potop", krzyczmy - wszak podnieśliśmy palec, postawmy wieżowiec, fundamenty ? a co to są fundamenty ? Budujemy na chwilę, robimy dużo szumu wokół niczego, a wszystko po to by przez chwilkę zaistnieć, bo przecież liczy się tylko tu i teraz, nasze własne tu i teraz. A potem ? A niech się wali, nie nasza broszka. Tak jak ogłaszać światu o swoich dokonaniach, choćby zrealizowanych cudzymi rękami - to też jakby trend współczesności. Kiepsko to wygląda.. świat medialno-ideowy, daleki od mojej chamskiej i prostackiej, przyziemnej realności. To taka dygresja, wstępna:))
Na ostatnie moje pismo dotyczące wątpliwości co do jakości prac realizowanych w "moim" parku, władze miasta bardzo elegancko złożyły mi podziękowania za interesowanie się czymś co nie do mnie należy. Ok. Spoko wodza, nie moja broszka. Zupełnie nie o tym chciałam, a tak mi wyszło jakbym się żalić zamierzała.
Eeech ten wiek.... średni, sceptyczny.. znaczy mój wiek.
Nawiedzeni animatorzy kultury.... jak ten satelita, pojawia się jeden z drugim w moim przyziemnym świecie i patrząc mi przeciągle w oczy świat kultury uzdrawiać każe i dziwi się, że ja tego nie robię. Jak to ? Przecież to pani ma warsztat i środki... rutyna widocznie się wkradła. Hmmmm...
Kilka tygodni temu w drzwiach mojej pracowni pojawiła się dama w średnim wieku. W dwugodzinnej, zwięzłej acz płomiennej wypowiedzi przedstawiła swoją wizję rozwoju kultury w Szklarskiej Porębie i wymóg współczesności - tworzenie z niej produktu turystycznego. Po moich pieniądzach - pomyślałam i ucieszyłam się, że trafia się ktoś chętny do współpracy. . Wziąwszy ode mnie adresy wszystkich niemal zaprzyjaźnionych artystów, przejechała się od Pławnej począwszy, przez Kopaniec do Michałowic i Karpacza, czym zaimponowała mi tym bardziej, że nie posiadała własnego środka lokomocji. Wieści o jej wizytach docierały do mnie zewsząd przez kilka dni po naszym rozstaniu. Jakiś czas później w telefonicznej rozmowie dowiedziałam się, że przeprowadziła niemalże analizę swot, a znając nasze słabe strony przedstawiła diagnozę wraz z programem zaradczym. Mało tego, wspaniałomyślnie zachciała przyjechać na spotkanie naszego artystycznego stowarzyszenia (a..bo jestem w zarządzie a dokładniej jestem skarbnikiem, sekretarzem i wszystkim innym do czarnej roboty), prosząc bym powiadomiła burmistrza o jej przyjeździe. Po co burmistrz ? Bo to on jest władny dać jej godziwą płacę za jej pracę i mieszkanie................................... Nie powiem, że się rozczarowałam gdy na dzień przed sprawozdawczo - wyborczym zebraniem dostałam telefon, że nasza cudotwórczyni, panaceum, lek na całe zło, nie przyjedzie z prozaicznego powodu - pękł jej kaloryfer. Paskudna, złośliwa codzienność.
Czemuż ja o tym piszę ? Bo po raz kolejny się czuję jak Marianna-nic-nie-mogę-muzealnik, a to po spotkaniu z kolejnym takim (prze-) lotnym animatorem kultury, tym razem niemieckim, który podobnie się dziwi, że tak bardzo nie wykorzystujemy swojego regionalnego potencjału. Ciekawe, że wszyscy dopiero teraz ten potencjał widzą i dopiero teraz chcą swój potencjał na naszym kulturowym poletku rozwijać. Ale nie czarujmy się, nikt z tych (prze-) lotnych animatorów dla idei pracować nie chce. Koniec końców zawsze do głosu dochodzą finansowe, całkiem niemałe wymagania.
Nie jestem przeciwna takim ludziom, często faktycznie wnoszą ożywczy ferment, widza to co nam czasem znika z pola widzenia. Ale na litość, pokory trochę !!!
Oj !!! Czuję jak gorzknieję:))))))))))

3 komentarze:

  1. Ps. Nie powinnam swojego dzisiejszego interlokutora porównywać z jego poprzedniczką. W odróżnieniu od niej ma konkretne pomysły i widzi sposoby ich realizacji. Nadal jednak uważam,że do takich działań potrzebna jest albo charyzma albo mozolna praca u podstaw. Połączenie obu to wyjątkowa rzadkość. M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zupełnie inaczej postrzegam Ciebie. Nie wdaję się w Twoje rozterki z pracą związane: kierowniczy garb. Wspominam o Tobie w moim blogu krótko, ale bardzo znacząco. 3-maj się ciepło Bożka, zima idzie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki. Ale chyba nie brzmię tak żałośnie jak sugerujesz:))))M.

    OdpowiedzUsuń