czwartek, 13 maja 2010

Wystawowa qchnia 2. Minione półtorej tygodnia. Wymiękam.

- Zamiast zastanawiać się nad sensem, zrób tę wystawę, skoro ją sobie przywiozłaś – rzekła mi koleżanka, gdy wypłakiwałam swoje rozterki po kolejnej nieprzespanej nocy. Wydało mi się to na tyle logiczne, że odpuściłam dumania i rzuciłam się w wir roboty, by po tygodniu lakonicznie zauważyć, że jestem ledwie żywa. Niemniej wielowątkowe myślenie równoległe opanowałam do perfekcji. Czasem mylą mi się wątki (co niektórzy nazywają chaotycznością), zwłaszcza gdy ktoś mnie pytaniem zaskoczy a jestem z mózgiem gdzie indziej, ale gdy jestem na obrotach... nie ma mocnych. Jeszcze tydzień, równo tydzień, a potem… niech się wali świat.

Nastąpiła kumulacja. W gorszych chwilach przychodzi mi na myśl złośliwość losu ale potem, zupełnie realnie widzę, że to moja własna przypadłość. Tak jak często ściągam wszelkich popaprańców życiowych, tak też ściągam w jedno miejsce rozmaitość wydarzeń, w których przychodzi mi uczestniczyć. Jeszcze żeby tylko mnie… cała firma. Mam wrażenie jednak, że bawią się przy robocie fantastycznie. Więc dobrze. Gdybym jeszcze ograniczyła używanie obiegowego języka ulicy…, który czemuś koncentrację ułatwia.

Dziś pojawił się u nas, nazwijmy go, zaprzyjaźniony „kontrahent”. Wychodząc oznajmił, że nie omieszka zjawić się na wielkim entre, bo nie wierzy, że zdążymy zrobić coś z tego co teraz wygląda jak wygląda. We wszystkich salach piętra (do wczoraj i parteru) – roboty budowlane. Jazgot pił i fleksów, stukot młotków, techniczne odgłosy budowy – do późnych godzin wieczornych. Montaż scenografii do wystawy tatrzańskiej – idzie jak po grudzie, więc z meritum wystawy jesteśmy w proszku – nie mam gdzie rozłożyć ciężarówki obiektów. Pracuje z nami autorka scenografii, dziś przyjechały etnografki i, choć zamieszało się jeszcze bardziej, posunęło się trochę do przodu, po tym jak uwięziłam Piotra w sali zbójnickiej i wypuściłam dopiero gdy powstał szałas.

W tym budowlano-wystawowym ferworze Przemek dziś poprowadził ponad godzinny wykład (dostał brawa) dla jakiejś znacznej grupy niemieckiej, która dwa dni temu przypomniała się, że pół roku wcześniej rezerwowała termin. Dobrze, że przedwczoraj zmontowaliśmy na dole sale Carla i Gerharta, bo nie byłoby przedmiotu wykładu. Wczoraj jeszcze zawiesiliśmy malarstwo łukaszowców i trzy sale na dole do 12-tej dzisiaj były gotowe. Tym samym otwarliśmy muzeum po ponad tygodniu niebytu. To, że malarstwo zawisło zawdzięczam koleżankom z macierzy, które chłodno, ze stoickim spokojem i na totalnym luzie znoszą moje fanaberie, tążesz wystawę pięknie spakowały i wraz z kompletem wymaganych papierów (DZIĘKI !!! Duża wódka dla Was) przysłały do nas. Po czym z Wiktorem - plastykiem, którym też oram okrutnie jak pojawi się w zasięgu wzroku, powiesiliśmy wszystko.

To tylko cząstka. Przywiozłam swoim własnym osobowym (!) autem pół kubika drewna w formie 3 – m dłużycy, przeleciałam wszystkie możliwe firmy reklamiarskie i fotograficzne w poszukiwaniu wymaganych do wystawy, a dostępnych cenowo, elementów, hurtownie papiernicze, drukarnie, jestem codziennym gościem Castoramy i Rembudu – niedługo lepiej od sprzedawców będę znać asortyment. Nie zauczestniczyłam w niedzielnym otwarciu „Szlaku walońskiego”, w którym z ramienia muzeum działał Przemek, którego książka o walońskich poszukiwaczach skarbów właśnie została wydana i jej promocję przygotujemy na początek czerwca, wiążąc ją z przyjazdem Henryka Wańka. Matko ależ niemieckie zdanie…. Tydzień po otwarciu wystawy tatrzańskiej mamy otwarcie wystawy fotograficznej – dzisiaj przyjechały zdjęcia - którą chcemy powiesić wcześniej – coby na 20-tego już była (nie wiem czy się uda).

W tym samym czasie cały czas trwają przygotowania do przyjęcia delegacji z zaprzyjaźnionego Bad Harzburg, których to przygotowań jesteśmy ośrodkiem, bo pod naszym muzeum będzie odsłonięty kamień z napisem upamiętniającym międzynarodową przyjaźń (niezrozumiały to dla mnie obyczaj ale..). Na to konto tak radni, którzy to pilotują, jak i budowlańcy, którzy to wykonują, uczestniczą dość intensywnie w naszym muzealnym ferworze. Kamień stanął już dzisiaj na wprost muzeum, teraz zagospodarowywany jest teren (trawa, nasadzenia iglaków), łącznie z naszym przedpolem, jeszcze zawalonym żwirem i kostką granitową, którą udało się wywalczyć. Trochę się martwię, bo panowie od kostki popracowali jeden dzień i zniknęli. Wiem, że muszą zdążyć na 23 - go maja (przyjazd delegacji) ale bardzo chciałabym, żeby zdążyli na 20-tego. Aha, w ramach tychże negocjacji mają nam płot od zewnętrznej pomalować w czynie społecznym. Jakby jeszcze podjazd do drugiej bramy zrobili... zbyt piękne. Korzyści są, choć młyn okrutny. Ale dziś widzę, że się klaruje. Od dziś mamy tydzień na właściwy montaż samej wystawy, uporządkowanie posesji i uruchomienie całości.

Jeśli ktoś uważa, że muzealnik to taki smutny człowiek w kapciach, w kącie wystawowej sali – zapraszam do nas.

8 komentarzy:

  1. Usmiałam się strasznie, chociaż wiem, że nie wypada w tak napiętej sytuacji. Błagam o oszczędne w miarę możliwości oranie panem Piotrem, bo zaczyna wyglądać jak uśmiechająca się resztką silnej woli zmora z obłędem w oczach. Szkoda by było ostatniej pozytywnej duszy w muzeum, zwanym przez Ciebie dowcipnie firmą...Trzymam kciuki - żebyście zdążyli i żeby było pięknie;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Euphorio za wsparcie, rozumiem,ze znasz Piotrusia, więc wiedz,ze nie ja nim oram najbardziej. Przez te półtora tygodnia spędził u mnie raptem około 15 godzin.
    Swoją drogą idziemy całkiem szybko. Jedna sala niemal w komplecie na czysto, dwie w przygotowaniu, panowie dziś mają skończyć "brudny" montaż. Myślę,ze w weekend przygotujemy wszystko by powiesić w poniedziałek i wtorek. Byłoby cudnie. Bo jeszcze posesja rozbabrana i do wernisazu nada się przygotować. A... dzisiaj pojawili się budowlańcy od kostki na przedpolu, choć leje jak z cebra. czemu ja tak relacjonuję ?

    OdpowiedzUsuń
  5. relacjonuj, relacjonuj, sa tacy, co z zapartym tchem czytaja -)
    a tak w ogole, to kiedy masz wakacje?

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy ja mam wakacje ? W międzyczasie, trzy, cztery dni w dziczy nad jeziorem, pod namiotem,szkoła przetrwania. Jestem dziś w pracy. Wystawa klaruje się (od Klary),układa się, uzupełnia i rośnie. Zaczynam być z niej dumna, choć nie jest tylko oja zaslugą, bo cały tłum ludzi na jej wizerunek pracuje. M.

    OdpowiedzUsuń
  7. He he 28 maja w muzeum w Szklarskiej robimy wernisaż poplenerowy studentów wrocławskiej ASP :)

    OdpowiedzUsuń
  8. 28 maja robicie też otwarcie wystawy Jaremena, jak wam się uda ? Dwa w jednym ?

    OdpowiedzUsuń