poniedziałek, 28 kwietnia 2014

prezencik dla Ani i Staszka

Wrzuciłam te fotki na FB z z pytaniem "dzieła czy kicze". Po lewej Stephen Pan, na dole kolaż z obrazów Daniela Gerhartza.



***


Dziś, wczoraj, przedwczoraj... czuję się uwięziona. Niewidzialne  sznury zaciśnięte na szyi, pozwalające na przeżycie, nie pozwalające na oddech pełną piersią. Uduszę się jeśli nie zaczerpnę więcej powietrza. Może już pora odejść, wycofać się, znaleźć czas by poczuć zapach mokrej trawy ?
Brzydkie stało się życie. Walka o najprostsze, podstawowe rzeczy,  poczucie zagrożenia, bezsilność, wręcz niemoc.  Cwaniactwo, kombinacje, plecy, autoreklama,  odporny na argumenty beton, stołek, kasa, układ.
Istnieje  jeszcze takie pojęcie jak honor ?
Dobrze zrobiła mi wczorajsza wizyta w innym jakby świecie.

wtorek, 15 kwietnia 2014

upadek..


Dwa lata temu bodajże robiłam robotę w powiecie bolesławieckim i w Żeliszowie trafiłam na niezłe cacuszko - owalny kościół wg  projektu Langhansa.  Architektoniczna perełka. Wściekam się, bo gdyby coś takiego stało w okolicy Warszawy - trąbiłyby o tym media, a że to na "ziemiach zachodnich" to pies trącał, może się zawalić. Robiąc robotę, słyszałam,że gmina za remont się wzięła, nawet mieli jakieś plany na późniejsze zagospodarowanie budynku. Tymczasem jak się okazuje bujda to była. A przecież budowla nie jest wielka,  więc i kasa nieprzesadna potrzebna. Przypomniałam sobie o tym, bo ktoś na FB zdjęcia wrzucił. I aż mną zatrzęsło.

sobota, 12 kwietnia 2014

jakaż ja czasem głupia jestem... a nawet często

Nie będę oczywiście pisać dlaczego, bo nie chcę nikomu argumentów przeciw sobie do ręki dać, ale fakt faktem jest. Więc załamka. By się ratować i pewność swą podbudować, podjęłam studia ( w google oczywiście) nad sposobami podnoszenia poziomu wiary w siebie. I zrozumiałam swój zasadniczy błąd - ciągle podnoszenie poprzeczki nic mi nie da, bo  wiary mam szukać nie na zewnątrz lecz we wnętrzu swoim. No to szukam. Krok pierwszy: akceptuję to, że nie jestem doskonała. Więc odpuszczam kolejne poprzeczki, nie muszę się sprawdzać, skoro nic sobie nie muszę udowadniać.   Krok drugi:  jasno określam czego ja naprawdę chcę. I...nie wiem.,, młoda chcę być i zacząć wszystko na nowo. Ale skoro to niemożliwe to nic nie chcę. No i jak mam iść dalej w tej sytuacji ?

czwartek, 3 kwietnia 2014

moje małe odkrycia.



Naprowadzona przez kogoś - zajrzałam.
 I powiem : mam gdzieś performance, instalacje i inne obiekty artystyczne, foto i wideoart, wszelkie prowokacje , Kozyry, Libery,  Bałki  i  Sasnale. Malarstwa z mięsa i kości mi się chce. Świetnego warsztatowo -   żeby było widać, bym nie musiała się domyślać, że za słynnym nazwiskiem jednak  warsztat stoi. Malarstwa zmysłowego, emocjonalnego, estetycznego - by  nie było przykro oglądać i bym nie miała nocnych koszmarów, tak bolesnych jak bolesna jest ta cała nasza współczesna elitarna sztuka. Wrzuciłam w google  "polskie malarstwo nowoczesne".  Wrzućcie, zobaczycie co mamy, a grzebiąc głębiej - zobaczcie to co jest w kraju uznane.
Zhaoming Wu,  urodzony w 55 r. w Chinach,  wychowywał się w czasie rewolucji kulturalnej. Rękę ćwiczył  na komiksach, potem jego matka znalazła mu nauczyciela. Skończył Akademię Sztuk Pięknych   w Guangzhou w Chinach, po czym został tam nauczycielem malarstwa. Obecnie uczy malarstwa  w Akademii Sztuki na Uniwersytecie  w San Francisco.  Bardzo znane są te jego - aż haptyczne - kobiety, lecz maluje tez inne rzeczy. Wybrałam trzy - choć nie najbardziej typowe.

co jest ważne ?

Zhaoming Wu
Kobieta naładowana pozytywną energią, typu "gdzie diabeł nie może tam babę pośle", towarzyska, przyjazna, sympatyczna, aktywna zawodowo, społecznie i rodzinnie. W styczniu, po badaniu usg (prywatnie, bo lekarzu uznał, że się pieści) położyła się w szpitalu, a pierwszego kwietnia byłam na jej pogrzebie. Zaskoczonych żegnających ją ludzi - tłum, nikt nie chce uwierzyć. Żyła pięknie i szkoda, że tak szybko umarła, bo to rzadki dziś przykład osoby umiejącej korzystać z urody życia.
Byłam dzisiaj w macierzystej firmie.  W zamkniętych pokojach pochyleni nad monitorami komputerów, w milczeniu, siedzą skupieni nad pracą ludzie. Nie widzą człowieka nawet gdy w oczy mu popatrzą, a jeśli zauważą - w oczach pojawia wrogość:  "ty mi d... nie zawracaj". Zapracowani, zagonieni, znerwicowani, bez chwili czasu. Nie rywalizują ze sobą - tu nie ma o co, ich pensja nie zależy od jakości pracy, marna jest od zawsze. Usiłują zdążyć ze wszystkimi papierami wymaganymi przez szefa, organizatora, kontrolera. Z niekorzyścią dla merytoryki - to jasne. A  przecież to  muzeum jest..... tu  nie pracuje się przy taśmie, ta praca nie ma przełożenia na czyjeś życie,  ta praca - by była dobra - wymaga zastanowienia, przemyślenia, przegadania, nawet wielokrotnego. Wychodzą z pracy zestresowani, w domu kończą to czego nie zdążyli w pracy i następnego dnia wracają zmęczeni do następnej pogoni. Papier za papierem. Ethos muzealnika. Tak to teraz wygląda.
Kiedyś.. spotykaliśmy się wszyscy koło 10 rano przy  wspólnej kawie. Opowieści, rozterki, ploteczki, przegadywanie kolejnych działań, wystaw, wydawnictw. Tu były pogaduchy i kłótnie mniej lub bardziej groźne, ale atmosfera była przyjazna - można było sobie wszystko powiedzieć bez większej szkody. Nikt na nikogo się nie obrażał. Powstał wówczas Ruch Ludzi Dotkniętych Niemocą Pamięci, odbywały się wspólne imprezy, było tak jakoś.. po ludzku.
Przyjechałam na swoje  "na rubieże". Opiekunki ekspozycji na ogrodzie - przy kawie, mają przerwę w wyrywaniu chwastów. Nie ma zwiedzających ale na straży w kiosku Teresa, uczulona na słońca. Konserwator walczy ze starymi ulami pod świerkiem, dalej w parku - ogrodnik wkopuje pniaki w grząski grunt przy stawie - by zrobić ścieżynkę, po której da się przejść suchą nogą. Kolega przy kompie pisze tekst wystąpienia na wrześniowej konferencji - już teraz bo druk ma być w czerwcu. Do tego słoneczko, śpiew ptaków i stukanie dzięcioła.  Uśmiechnęło mi się  w środku wszystko.
Zachować miarę....