czwartek, 21 marca 2013

niecodzienna codzienność

Codzienność= rutyna ? Jeśli codziennie jest nadmiar to i on rutyną się staje. Z tym wyjątkiem, że w tym przypadku przychodzi przedawkowanie i zjazd. Na takim zjeździe będąc kupiłam dziecku laptop, by sobie polepszyć. Poszłam do sklepu kupić kabel do zasilacza swojego laptopa a wyszłam z laptopem dla córki. Takich ad hoc działań nie polecam choć humor poprawiają zdecydowanie. Zrobiłam to na kredyt lecz w  drodze do domu (!!!)  zaniepokoiła mnie jego wysokość. Nie dawała spokoju przez okres prób łączenia z domową siecią, aż  przysiadłam do kartek maczkiem pisanych i z lupą w dłoni studiowałam starannie.  Lektura trudna, męcząca i zniechęcająca. Efekt ? Następnego dnia rano, zadzwoniwszy do swojego prywatnego doradcy, zamówiłam kredyt znacznie niżej oprocentowany i dziś wczorajszy komputer kupiłam za gotówkę z innego banku z zupełnie innym oprocentowaniem. Zakupy to lekarstwo dla znużonych kobiet, ale polecam myślenie również w sklepach. Sobie szczególnie.
Wziąwszy kredyt z zapasem poczułam się spokojna - mam kasę, chociaż na chwilę. Starsze dziecko z dziewczyną utknęło w Hiszpanii z zepsutym autem, bez możliwości naprawy - jak wówczas się wydawało. Później się okazało, że powodem tej niemożności był hiszpański "długi weekend", uniemożliwiający dokładną diagnostykę. Dzieci z miejsca dotychczasowego pobytu przeniosły się do willi wojażującego po świecie  Hiszpana i podjęły działania w sprawie znalezienia sposobu powrotu do kraju wraz z autem (ich assistance to za mało). Początkowo usiłowałam ich przekonać, że powinni tam zostać, bo to piękny kraj i miałabym gdzie spędzać wakacje. Gdy odmówili obudziła się we mnie matczyna powinność.  Starań rozmaitych czyniłam sporo i na oślep, koniec końców znalazłam tira co wozi drobnicę do Barcelony i z powrotem (np. pomarańcze) i jest skłonny ich zabrać z autem łącznie, muszą się jeno na jakiejś rampie ustawić, by jakoś go zapakować. Dobrze jest mieć znajomości rozmaite... Ledwie im oznajmiłam, oddzwonili, że auto naprawione i ostrożnie ruszają w trasę. Jedno z głowy. Znaczy z głowy będzie jak mi w drzwiach domu staną cali i zdrowi.
Od pół roku młyn mamy okrutny, projekt zagraniczny ze wszystkimi ingrediencjami i imponderabiliami w intensywnym toku,   za chwilę druga wystawa... orka. Wczoraj, dla rozrywki swojej i publiczności oraz  poprawy stanu ducha zaczęliśmy robić małą wystawkę na werandzie, pod tytułem "szklane akwarium". Nie powiem co to, zapraszam, we wtorek powinna być gotowa. Należy choć trochę bawić się pracą, inaczej krzywdę sobie zrobić można.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz