Nasz karkonoski genius locci, opiekuńczy Duch Gór jest po prostu artystą, który
sprawia, że Karkonosze to przestrzeń jedyna w swoim rodzaju. Może to zasługa
średniowiecznych Walończyków biorących go sobie za przewodnika i oparcie w
niegościnnych, groźnych górach, może szklarzy – alchemików materii przez wieki formujących w górskich
lasach swoje misterne cacka, może artystów przyjeżdżających
tu od wieków na plenery... Może jest tak, że jego artystyczna dusza
chłonie to wszystko, po swojemu przetwarza i wypromieniowuje tworząc tę
magiczną aurę uchwytną dla wszystkich, posiadających odrobinę empatii, odwiedzających i mieszkających w
Karkonoszach.
Dygresja: wiecie, że prof.
Morgenstern – prowadzący klasę pejzażu we wrocławskiej szkole sztuk pięknych
wyraził zgodę na objęcie stanowiska po Dresslerze tylko wówczas, jeśli jeden semestr będzie
mógł spędzić ze studentami na plenerach
w górach. Czy historia nie lubi się powtarzać ? Od 2007 roku bodajże dwa razy w roku gościmy na plenerze akademickich artystów wrocławskich i zaproszonych przez nich artystów z innych polskich uczelni, dwa razy w roku - studentów malarstwa i szkła wrocławskiej ASP, dawniej i rzeźby (ale rzeźbiarze są trudni w negocjowaniu warunków). Nie zapominam o krakowskich ceramikach, którzy lada moment zjadą na plener w pensjonacie Raad na Uroczysku i przywiozą mi wystawą po zeszłorocznym plenerze - u nas oczywiście. Jeden ze studentów - Emil Goś, niezły malarz, indywidualista, zapragnął się nawet w Szklarskiej osiedlić - wzorem przedwojennych łukaszowców.
Dygresja rodzi dygresję: rzecz dzieje się w trakcie przygotowań ostatniej studenckiej wystawy poplenerowej. Zorana pracami przy wystawie "Ojcze nasz" Hofmana rzekłam, że palcem nie tknę, wszystko zostawiając Wiatrowi (umowne nazwanie mojego pracowego kolegi:)))))) Nie tknęłam. Niemniej postanowiłam pomóc rozsyłając zaproszenie do swoich sześciuset adresów na skrzynce mailowej. Za moimi plecami stanęła młoda malarka ( w dniu wernisażu montują wystawę, przechowują się u nas, jedzą, niemal mieszkają. Przyzwyczailiśmy się ), z jej usteczek wydobył się jęk
- tak nie można !!!!!!!! przecież to jest całkiem co innego niż zrobiłam. !!!!!
Tjaaa... chodziło o zaproszenie, a właściwe nawet dwa zaproszenia, bo szklarze robili swoje, malarze swoje. Po czym wysłali do MOKSiAL- u do druku, a nam przesłał MOKSiAL - przerobione, bo bardziej do ich stylistyki pasowało.
- przecież jestem na prawie, mam prawa autorskie, nie wolno zmieniać czegoś co jest moim wytworem, moją własnością. Każdą sprawę w sądzie wygram.- gorączkowała się.
Całkowicie się z nią zgodziłam. Zapomniała ona naiwna jeszcze, młoda, że owszem - wygra ale nigdy więcej miasto pleneru jej nie zafunduje. Wszak miasto płaci za jej twórczy pobyt w Szklarskiej Porębie. Nie wspomniałam jej o tym, sama to kiedyś zrozumie.
Wlastimil Hofman, Jan Korpal.
Nie da się opisać wszystkich
aspektów dzieła sztuki bez pokazania
artysty, tak jak nie da się mówić o artyście w oderwaniu od środowiska, interakcji
wszystkich tych elementów w jednym dziele tworzenia i w jego efekcie.
Jest taki polski western „prawo i pięść”. Bohater
– jak szeryf ( Gustaw Holoubek), były więzień obozu
koncentracyjnego podejmuje pracę w grupie, której celem jest zabezpieczenie
mienia w opuszczonym przez Niemców miasteczku. Podejmuje nierówną walkę z szabrownikami.
Pomijając wątek główny – tło świetnie ukazuje
życie we wczesnych latach powojennych na ziemiach zachodnich. Trudne,
brutalne, pełne ciężkiej pracy, walki, wyrzeczeń ale też piękne poprzez
atmosferę budowania, sprzyjające wszelkiej twórczości. Wszak filmowi temu przyświeca
piosenka „Ze świata czterech stron … śpiewana przez Fettinga - piękna
piosenka Agnieszki Osieckiej do muzyki Krzysztofa Komedy, z pełnymi optymizmu
słowami
Słońce
przytuli nas do swych rąk
I spójrz -
ziemia ciężka od krwi
Znowu
urodzi nam zboża łan, złoty kurz...
Na pograniczu, w czasach przesiedleń, na tę atmosferę początku nakłada
się wielokulturowość mieszkających tu nacji, przebogata, często dramatyczna
historia, sąsiedztwo cudzoziemców, fantastyczna, groźna, tajemnicza i piękna,
niż zniszczona przyroda. Koniec lat 40-tych to okres gdy
na ziemiach zachodnich zaczyna budować
się nowe życie. Przesiedleńcy ze wschodu – bez prawa wyboru, mieszkający tu
jeszcze co najmniej przez rok Niemcy, polscy repatrianci z Rumunii, Jugosławii,
poszukiwacze przygód, bogactwa i szczęścia – ze wszystkich stron kraju, ludzie
wspaniali i szabrownicy, chroniący się przez politycznym sądem akowcy i ich
komunistyczni przeciwnicy, a wśród nich artyści –ludzie jakimś kolejnym zmysłem
wyczuwający ducha sprzyjającego twórczości .
W takim tyglu powstaje prawdziwa i żywa sztuka, nie da
się inaczej. To trzeba zrozumieć – myślę
– by zrozumieć potencjał twórczy tkwiący w tej ziemi – granicznej od zarania
dziejów. Tworzy go historia budowania,
rozkwitu i burzenia, za którą stoją konkretni, twórczy ludzie – na tyle odważni
by na tych trudnych terenach żyć.
.. uderzyłam w takie patetyczne tony, ale zaraz potem zadzwoniłam do pani Janiny Korpalowej, żeby potwierdzić swoje wysokolotne tezy. Jakże ja się zdziwiłam.
-Ależ to były najpiękniejsze chwile Szklarskiej Poręby !!! Jak myśmy się wtedy bawili. ..
Dla niej pamięć o Szklarskiej
Porębie to pamięć o pracy – owszem, ale też spotkania, bale, rauty, ożywione
życie towarzyskie. Na ziemie zachodnie – oprócz przesiedleńców z czterech
świata stron, przyjechał też spory garnitur intelektualistów, ludzi –
jak Hofman poszukujących swojego miejsca na ziemi, chroniących się przez
więzieniem – choćby za przynależność do niewłaściwych organizacji czy posiadających niestosowne poglądy.
Wojskowi, lekarze, aktorzy, literaci, artyści… Jastrun, Hanuszkiewicze, Zbyszek
Cybulski, Tola Mankiewiczowna śpiewająca
w kinie Basia, którego już nie ma…. Jak z rękawa wymieniała nazwiska
ludzi znanych nam z historii i z ekranów.
Kwitnące życie towarzyskie w powojennej, zupełnie nie
zniszczonej działaniami wojennymi Szklarskiej - w kurorcie .
To dobre, twórcze życie i prężna działalność literacka Karkonoszy skończyło się - gdy okazało
się zbyt prężne, wzbudzając podejrzenia komunistycznych władz.