wtorek, 8 grudnia 2020

Ja wiem, że współcześni artyści próbują zabić sztukę czyli Marcin Harlender - zagadka i moja osobista klęska

"Charakterystycznym znakiem artysty jest biała kreska, której nadał różnorodny byt w aspekcie kosmicznym jak i formalnym. Jest ona efektem wieloletniej, konsekwentnej pracy analitycznej i poszukiwania maksymalnie prostego i uniwersalnego symbolu. Pojawia się w wielu kontekstach, w różnorodnej skali stając się swoistym bytem, generatorem formy i idei."

W jakich kontekstach się pojawia skoro w warstwie obrazowej kontekstu nie ma? Jaką formę generuje? Jaką ideę? Jaki symbol?? Ślepa jestem? I głucha na sztukę współczesną??? Najwyraźniej. Gdyby iść śladem Malewicza i jego próbą supremacji czystego uczucia lub percepcji w sztuce malarskiej (która notabene miała miejsce w pocz. XX w., kiedy szło o duchową wolność), to niby mamy to samo, ale tego też zupełnie nie czuję, a jesteśmy ponad wiek dalej.

Znam Marcina Harlendera od lat, uwielbiam go, niesamowita osobowość, świetnie, przenikliwie pisze o sztuce, kiedyś wysłuchałam jego osobistej, fascynującej teorii rozwoju sztuki. Ale ni czorta jego sztuki nie czuję, nie rozumiem, nic o niej nie wiem. 

"Każdy obraz posiada własną osobowość – mówi Marcin Harlender. – By go usłyszeć, trzeba się nieco postarać, ale klucze, kody dostępu, powinny być w każdym z nas". No to jestem zamknięta na trzy spusty.
Marcin jest prekursorem polskiego street artu, malarzem i performerem, teoretykiem i krytykiem sztuki.


Znaki proste wbijają się w pamięć najsilniej. Są świadectwem obecności samoświadomego bytu. Niekoniecznie wyznaczają cel, jednak znaczą drogę… W ustawicznie rozpadającym się świecie pomagają zachować ciągłość. Stwarzają przynajmniej pozory kontynuacji.” [M.H. listopad 2020]

Mnie nie pomagają, wręcz przeciwnie..