niedziela, 22 września 2019

The day after

No i po wernisażu.  Praca przy wystawie - uwielbiam. Mówiąc o tej pracy mam na myśli calutką organizację od załatwienia osprzętu (pożyczyć i przywieźć), przygotowania i wydrukowania druków ulotnych, zrobienia reklamy, wyboru i często przywiezienia prac z artystycznych domów - po wtarganie ich wraz z osprzętem na trzecie piętro średniowiecznej wieży, logiczne zakomponowanie i powieszenie/ustawienie. Na koniec wernisaż - coś czego nie lubię, choć wiem, że się należy artystom - za ich talent, mnie - za ciężką pracę. No ale już na szczęście po wszystkim. Na szczęście żaden artysta nie poczuł się dotknięty czy urażony - w tym jestem dobra, znaczy w umiejętności dogadywania się ludźmi.

Czasem mam wrażenie, że artystom, zwłaszcza profesjonalnym, nie do końca zależy na udziale w zbiorowej wystawie. Przynajmniej niektórym. Że ich sztukę się do innych porówna? I, że może nie wypadną najlepiej ? Z kolei "autodydaktycy", którzy często malują/rzeźbią lepiej od profesjonalnych, ale jakieś ziarno kompleksu mają - udział biorą chętnie. Na wystawie są i tacy i tacy.
Wystawa wygląda fajnie, co jest zasługą klimatycznych wnętrz wieży, ale i prac. Lubię naszą twórczość karkonosko-izerską. Dużo nowych jest: Ludmiła Riabkowa, Maciek Wokan i Siwy Pawłowski - ze Szklarskiej, Małgosia Amarowicz i Sandra Rzeszutek - z Jeleniej, no i Darek Miliński pierwszy raz wziął udział - jako gość - wystawie Młyna. Wszystko raczej tradycyjne poza młodymi jeleniogórzankami, które w nowatorstwo chadzają.

Natomiast jestem rozczarowana publicznością - której nie było, czyli moimi współmieszkańcami - z Siedlęcina i Jeżowa. Nie przyszedł nikt absolutnie. Może dobrym pomysłem było wydrukowanie sztrajfy  z moimi imieniem i nazwiskiem - że zapraszam ? To może by to do moich rodaków trafiło, bo mnie raczej znają. Ale nie odważyłam się.
Potem gawędziłam z sąsiadką, zapytałam czemu nie była. I tak szczerze mówiąc odniosłam wrażenie, że się bała. Może nigdy na wernisażu nie była, a to obce słowo - cholera wie z czym to się je. Nie ważne, ważne jest to, że ludzi najwyraźniej nie interesuje sztuka. Byli niemal tylko ci co tworzą i ich grono towarzyskie oraz ci co w kulturze "robią". I to jest smutna konstatacja. Bo wydawało mi się (po liczbie zwiedzających muzeum), że już trochę to poszło do przodu.
Wrzucam  fotki Staszka Dąbrowskiego, bo klimat wieży dobrze oddają.

sobota, 7 września 2019

na chwilkę przed godziną zero:)))

         No i jakoś się ożywiłam ostatnio. Mentalnie. Może przez lata nie miałam albo nie dopuszczałam bodźca? Cholera wie. W każdym razie teraz szaleję.
   Przygotowuję się do wystawy Nowego Młyna w siedlęcińskiej Wieży Książęcej. Wnętrze fantastyczne, klimatyczne, ale ni cholery wystawowe. Choć bardzo przestrzenne, to i dosyć ciemne, brak możliwości montażu na ścianach - pozostają sztalugi, których na dodatek mam za mało. Pojęcia nie mam jak to zrobić. Sal jest kilka, raczej pięter kilka i strych - który zaanektować postanowiły dwie młódki. Po strychu łazić nie można (delikatny strop), ale jest galeryjka - obejście. Jeśli wokół obejścia na płatwiach i jętkach rozwiesi się obrazy - może być niegłupio. Byłam tam z jedną młodą w poniedziałek czy wtorek, obleciała wszystko i ... ona chce piwnice:))) Na szczęście tam ciemno, więc odpada.
       Swoją drogą, wieża na galerię sztuki współczesnej  - paradoks kontrastu - się świetnie nadaje. Oczywiście oprócz trzeciej kondygnacji gdzie średniowieczne freski z historią sir Lancelota - cudo i ewenement na europejską skalę. Gdyby ciut w osprzęt zainwestować - mogłaby hulać. Przyznam, że lubię wyzwania i czuję, że muszę zrobić wystawę co na kolana rzuca:))))  Mam nawet czasem wrażenie, że nie do końca ważne z czego, ważna całość. No niegodne historyka sztuki jest to co mówię:))
       W ramach przygotowań pojeździłam po artystycznych domach, co nieco na wystawę wybrałam. I to jest ten etap, który uwielbiam najbardziej - wizyty u artystów, inspirujące.  A przy okazji poniosło mnie na cudze wystawy. Też inspirujące. Wrzucam plakat z wystawy w Muzeum Zabawek w Karpaczu. Niezłe malarstwo. W międzyczasie umówiłam się z Pawłem Trybalskim, że jego biografię napiszę. Nawet zainwestowałam w dyktafon. Ale czy podołam ?