No i jakoś się ożywiłam ostatnio. Mentalnie. Może przez lata nie miałam albo nie dopuszczałam bodźca? Cholera wie. W każdym razie teraz szaleję.
Przygotowuję się do wystawy Nowego Młyna w siedlęcińskiej Wieży Książęcej. Wnętrze fantastyczne, klimatyczne, ale ni cholery wystawowe. Choć bardzo przestrzenne, to i dosyć ciemne, brak możliwości montażu na ścianach - pozostają sztalugi, których na dodatek mam za mało. Pojęcia nie mam jak to zrobić. Sal jest kilka, raczej pięter kilka i strych - który zaanektować postanowiły dwie młódki. Po strychu łazić nie można (delikatny strop), ale jest galeryjka - obejście. Jeśli wokół obejścia na płatwiach i jętkach rozwiesi się obrazy - może być niegłupio. Byłam tam z jedną młodą w poniedziałek czy wtorek, obleciała wszystko i ... ona chce piwnice:))) Na szczęście tam ciemno, więc odpada.
Swoją drogą, wieża na galerię sztuki współczesnej - paradoks kontrastu - się świetnie nadaje. Oczywiście oprócz trzeciej kondygnacji gdzie średniowieczne freski z historią sir Lancelota - cudo i ewenement na europejską skalę. Gdyby ciut w osprzęt zainwestować - mogłaby hulać. Przyznam, że lubię wyzwania i czuję, że muszę zrobić wystawę co na kolana rzuca:)))) Mam nawet czasem wrażenie, że nie do końca ważne z czego, ważna całość. No niegodne historyka sztuki jest to co mówię:))
W ramach przygotowań pojeździłam po artystycznych domach, co nieco na wystawę wybrałam. I to jest ten etap, który uwielbiam najbardziej - wizyty u artystów, inspirujące. A przy okazji poniosło mnie na cudze wystawy. Też inspirujące. Wrzucam plakat z wystawy w Muzeum Zabawek w Karpaczu. Niezłe malarstwo. W międzyczasie umówiłam się z Pawłem Trybalskim, że jego biografię napiszę. Nawet zainwestowałam w dyktafon. Ale czy podołam ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz