Zadanie bojowe - posadzić żywopłot. Zapragnęliśmy zrobić to już w sierpniu ale ogrodnictwo nam z głowy wybiło termin, twierdząc, że sadzi się jesienią. Wydawało się, że skoro wszystko w doniczkach hodują, to pora roku znaczenia nie ma. A jednak. W ramach pocieszenia kupiliśmy sobie wówczas krzaki rokitnika czyli ów słynny hauptmannowski sidorn, dobry na soki, kandyzowane cukierki, kompoty, nalewki, oczywiście lecznicze. Rokitnikiem załatwiamy dwie sprawy - jest elementem ogrodu laborantów, który od roku szykujemy oraz jest miłością Gerharta - jego dom na Hiddensee - Haus Seedorn, na wyspie rokitnik jest wszędzie, w sklepach sprzedają go w każdej postaci.
U góry - żywopłot w moim aucie, na dole - żywopłot - w ziemi.W końcu nastąpiła godzina zero. Jak zwykle bywa - w czasie najmniej wygodnym. zadzwoniło ogrodnictwo: jechać, buk złocisty wyjęty z ziemi, czeka na nas. Nie wiedziałam,ze to takie wielkie. Miałam w planie pudło na sadzonki wziąć, tymczasem sadzonki ok. 100 cm wysokości ledwie zmieściły mi się do auta. Zadołowane zostały w strumieniu, przykryte liśćmi - musiały czekać do dnia następnego, na ogrodnika, który w macierzy na stażu z UP funkcjonuje. Czemu ogrodnik aż ? Bo człowiek ma dobrą ręką, wsadzi w ziemię patyk - drzewo rośnie. Wprawdzie administracja macierzy dawać go nie chce, bo cztery róże podcinać musi, ale wdzięk naszej Ani i na panią kierownik wpłynął pozytywnie. Oby rósł szeroko, równo, niewysoko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz