Przez lata przybywają kolejne. Ta energetyczna maszkara pojawiła się po plenerze studentów ASP z Wrocławia w 2010 r. Plener finansuje miasto na podstawie umowy z uczelnią. Miasto robi to sprytnie - namawia właścicieli pensjonatów, by zapewnili studentom nocleg i wikt, ci w zamian zostawiają im część swoich prac. Część dostaje miasto, my też kilka sztuk. Poprzedni burmistrz koniecznie chciał mieć studenckie Duchy Gór, ale nakłoń człowieku artystę by robił na zamówienie. Choć jest jeden taki - Emil Goś - uczestnik kilku kolejnych plenerów, który pracę dyplomową o szklarskoporębskiej kolonii napisał i po studiach chciał się tu przenieść - współczesną kolonię ubogacać. Malował romantyczne widoczki domów - na zamówienie właścicieli pensjonatów. Techniką zupełnie inną niż pozostałe akademickie prace - co uważam na uczelni docenić się powinno. Jednak nie były to duchy gór. Plener się skończył, studenci wystawę szykowali, a tu - widzę - ducha gór ani pół. Szklane wazoniki, ptaszki rozmaite, cisteczka ze szkła, malarstwo czysto akademickie, typowo wrocławskie, ducha gór nie ma. Za chwilę burmistrz - czyli sponsor się pojawi na wernisażu- co tu robić. No i jeden - Piotr Saul - zniknął w naszym magazynie technicznym na czas bliżej nieokreślony, po czym wyniósł to cudo. Duch Gór przybierał postacie różne. Czemu więc nie takie. Burmistrz był wstrząśniety, maszkara została u nas. Przez lata ździebko się zakurzyła, spadła jej druga głowa - bo dwugłowy duch był, ale stoi - na pamiątkę wielkich wydarzeń:)))
Ten obok - facet z brzuszkim piwnym, mocarny acz w sile wieku to spadek po delegacji z Bad Harzburg - wspólnoty ojczyźnianej dawnych mieszkańców Szklarskiej Poręby. Też w 2010 roku nas odwiedzili, uroczystość wielką wraz z władzami miasta zorganizowali i wielki granitowy "głaz przyjaźni" przed naszym muzeum osadzili. Stoi do dziś. To Duch gór w niemieckim wydaniu jest.
Towarzyszy mu szmaciana wiedźma na miotle ale fotka bardziej niż te nieostra mi wyszła więc jej tu nie pcham. U stóp jegomościa leży granitowe jajo. Pojęcia nie mam skąd się wzięło. Tłem tej malowniczej grupy jest witrażowy kwiatek wykonany przez naszego dekarza - Andrzeja, który artystą zapragnął być i, zrobiwszy sztuk kilka nas nimi obdarował - w dowód przyjaźni.
Drewnianą pannę ze skrzydłem i koszykiem ryb dostaliśmy od dyrektora muzeum z Pucka, który u nas regularnie gości gdyż w Biegu Piastów uczestniczy. Kaszubska panna wisi na ścianie przy oknie. Usmiechnęta, pyzata dobrze człowieka do życia nastraja.
Kiedyś nocował u nas znany szklarz artystyczny, barwna postać w kulturalnym i towarzyskim życiu Wrocławia lat 70 - 90-tych. Ireneusz Kiziński. Przed śmiercią przekazał do zbiorów Muzeum Karkonoskiego sporo swoich szkieł, a nam przycisk do papieru na pamiątkę zostawił. "Muzyka ciszy", zamglone stożki ze sznurem perełek powietrza - odzwierciedlenie wszechogarniającej górskiej ciszy. W którymś momencie wycofał się z życia publicznego - zmęczony podjazdową walką i zawiścią, której bywał ofiarą. Wystawiał się w Corning Museum, w Coburgu i Kanazawie - na międzynarodowych konkursach szkła współczesnego nagrody zbierał.
Ten mały przycisk po lewej to tylko gażdżecik, szkła mistrza można w macierzy oglądać. Niżej zaś to natury dzieło. Bryła kwarcu. Chyba po Julku Naumowiczu spadek. Wielka to strata dla Szklarskiej, że taka postać barwna odeszła. A miało to miejsce w tym roku, w początku maja bodajże.
Kogutka z Kazimierza z piekarni słynnego Cezarego Sarzyńskiego dostaliśmy od Odorowskich. Czarno-białe kamyki z dziurkami - osobliwość plaż Kloster na wyspie Hiddensee przywoziliśmy sami - na szczęście. Podobnie jak Przemka kamienna piramida lub wielka bryła bursztynu z... Albanii (?). Aniołek malowany na łupku, deska z teatru w Zittau, połówka drewnianej formy do szkła. Gdzieś zapodział się Garfield stojący przy Przemka kompie, ale może ze sobą na urlop go zabrał...
Dziwnych rzeczy mamy mnóstwo, tworzą nastrój melancholijny, przynoszą szczęście, ułatwiają życie. Wielkimi krokami kontrola się zbliża, musimy to wszystko usunąć - w muzeum nie może być rzeczy niemuzealnych.
Drewnianą pannę ze skrzydłem i koszykiem ryb dostaliśmy od dyrektora muzeum z Pucka, który u nas regularnie gości gdyż w Biegu Piastów uczestniczy. Kaszubska panna wisi na ścianie przy oknie. Usmiechnęta, pyzata dobrze człowieka do życia nastraja.
Kiedyś nocował u nas znany szklarz artystyczny, barwna postać w kulturalnym i towarzyskim życiu Wrocławia lat 70 - 90-tych. Ireneusz Kiziński. Przed śmiercią przekazał do zbiorów Muzeum Karkonoskiego sporo swoich szkieł, a nam przycisk do papieru na pamiątkę zostawił. "Muzyka ciszy", zamglone stożki ze sznurem perełek powietrza - odzwierciedlenie wszechogarniającej górskiej ciszy. W którymś momencie wycofał się z życia publicznego - zmęczony podjazdową walką i zawiścią, której bywał ofiarą. Wystawiał się w Corning Museum, w Coburgu i Kanazawie - na międzynarodowych konkursach szkła współczesnego nagrody zbierał.
Ten mały przycisk po lewej to tylko gażdżecik, szkła mistrza można w macierzy oglądać. Niżej zaś to natury dzieło. Bryła kwarcu. Chyba po Julku Naumowiczu spadek. Wielka to strata dla Szklarskiej, że taka postać barwna odeszła. A miało to miejsce w tym roku, w początku maja bodajże.
Kogutka z Kazimierza z piekarni słynnego Cezarego Sarzyńskiego dostaliśmy od Odorowskich. Czarno-białe kamyki z dziurkami - osobliwość plaż Kloster na wyspie Hiddensee przywoziliśmy sami - na szczęście. Podobnie jak Przemka kamienna piramida lub wielka bryła bursztynu z... Albanii (?). Aniołek malowany na łupku, deska z teatru w Zittau, połówka drewnianej formy do szkła. Gdzieś zapodział się Garfield stojący przy Przemka kompie, ale może ze sobą na urlop go zabrał...
Dziwnych rzeczy mamy mnóstwo, tworzą nastrój melancholijny, przynoszą szczęście, ułatwiają życie. Wielkimi krokami kontrola się zbliża, musimy to wszystko usunąć - w muzeum nie może być rzeczy niemuzealnych.
no i sierpień mamy, idzie jesień...
OdpowiedzUsuń