Wczorajszy dopołudniowy wyjazd rowerem do miasta przerodził się w wielkie spotkanie towarzyskie. Dawno nie byłam osobiście w mieście (samochodem nie liczę, bo tylko przemieszczam się i gdzieniegdzie wpadam), nie sądziłam, że spotkam tyle ludzi. Koleżanka z dzieciakami na rowerze - nie jedzie na wakacje, jeździ na rowerze po pagórkach i chodzi w góry. Kolega z zaprzyjaźnionej firmy - ewidentnie wyszczuplony, zadowolony z życia, bo wrócił z gorącej Chorwacji i teraz szpanuje opalenizną przechadzając się po mieście. Mężczyzna leniwie jak kot wygrzewający się na nasłonecznionej ławeczce - to zaprzyjaźniony architekt, który wyrwał się na chwilkę z roboty. Na rynku tłum i atrakcje dla dzieci. Ciepło, głośno i przyjaźnie, wszyscy uśmiechnięci - w końcu odrobina lata po miesiącach zimna i deszczu. Niemniej szybko do domu wracałam, by zażyć wiejskiej ciszy u siebie. Już nie umiałabym mieszkać w mieście.
Wieczorem poszłam w pola - na spacer z psem. Przyglądam się tym łąkom i polom i ciągle się dziwię jak mało są kolorowe. Gdzież te niebieszczące się chabry, płonące czerwienią maki i drżące fiolety kąkoli ? Nie ma, nie ma, nie ma, nie ma - chciałby się zaśpiewać. Industrialne, pełne nawozów rolnictwo wyeliminowało naturalne piękno. A ja mam ciągle w głowie pachnącą łąkę w Turzy za lasem, gdzie dojeżdżało się wozem konnym przez rzeczny bród, leżało się na łące wdychając upojny zapach lata. Lekko, łatwo i pięknie. Ale to czasy historyczne niemal...
Fiolka to pies zdecydowanie wodny. Nie odpuści nawet kałuży, w efekcie powrót ze spaceru to malowniczy powrót z psem czarnym, choć przed spacerem był waniliowy. Ostatnio jednak odkryłam na jednej z budów ( bo na polach buduje się nowe, parterowe miasto) mały stawik i staram się znaleźć przy nim w końcowej fazie spaceru - by sprać z psa mulistą zawartość rowów melioracyjnych. Tym razem zawiodłam się okrutnie: staw zarósł zielonym kożuchem, pies się wprawdzie wykąpał ale z kąpieli wyszedł zielony. Ostateczna kąpiel nastąpiła więc w rowie koło sąsiadki - gdzie czasem woda jet czysta i na ogrodzie - w wodzie z konewek. A propos rowów - w ciągu tego tygodnia mam podjąć decyzję czy przyłączę się do kanalizacji. Hmmmm, nie wiem czy mnie stać - koszt to czterokrotność ceny zużytej wody, więcej niż w mieście, do którego oczyszczalni płynąć będą nasze wiejskie ścieki. Ja jestem teraz sama w domu, choć goście są często - zużycie wody w granicach 130 zł miesięcznie. Co ma zrobić sąsiad, z którym policzyliśmy, że na ścieki wyda ok. 800 zł miesięcznie (za wodę płaci ok. 200, rodzina pięcioosobowa), a razem z żoną zarabiają ok. 3500 zł ? Ile osób we wsi się przyłączy ? Na dodatek na własny koszt ? Myślę, że jeśli gmina nie zdecyduje się na dofinansowanie - nie mamy szans, by wieś czysta i pachnąca była. A tak by się chciało, by łąką pachniało...
Uczę się lenistwa na tym urlopie. Na razie zrobiłam tylko wielkie pranie i prasowanie, skosiłam trawę i wyrwałam kilka chwastów. Powstrzymuję się siłą przed robotą - choć widzę jak wiele jest do zrobienia w domu zapuszczonym w wyniku pracoholizmu zawodowego - żeby rozum zrozumiał, że totalne lenistwo też jest formą wakacji. W związku z tym jednak, że to trudne strasznie i w związku z tym, że nie umiem pozbyć się wyrzutów sumienia - zabrałam się za rozbieranie wystroju kuchni i pokoju - malować będę. Ale relaksowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz