Dzieci wyjechały z domu do Wrocka (syndrom opuszczonego gniazda), mężczyzna mieszka w Wałbrzychu ( syndrom niezależnej zołzy), pies się obraził, że go nie głaszczę, kocicy włączyły się szwendaczki, szefowa mnie nie lubi (jak można mnie nie lubić ????), więc mam doła. Zjazd totalny. Dom już posprzątałam, przez moment zastanawiałam się czy rzeczy dzieci nie wyprowadzić z domu w ślad za nimi, ale potem pomyślałam: nie, jeszcze trochę pożyję starym życiem. Potem może coś zmienię ale jeszcze nie teraz. Wracałam z pracy jak najdłużej, po czym pakowałam się do łóżka i wraz z tvn24 spałam do rana. Aż do wczoraj.
Wczoraj mieliśmy cykliczną imprezę "Salon artystyczny Jana Sztaudyngera" organizowany przez stowarzyszenie "puch ostu".
Finał konkursu poetyckiego, finał konkursu fotograficznego, koncercik
dwu-gitarowy, pyszne ciasto z rabarbarem i drożdżowe z jabłkami i
kruszonką, masa ludzi - głównie dzieciaków szkolnych i jak zwykle -
spotkanie z KIMŚ. Wczoraj ten ktoś to Joanna Chmielewska. Zupełnie inna
Chmielewska niż autorka "Lesia". Ta mieszka od pewnego czasu w
Szklarskiej. Nie czytałam nic, więc kupiłam sobie książeczkę "Sukienka z
mgieł" (wybór z powodu okładki), podchodząc do niej wieczorem w łóżku dość sceptycznie, nie
rezygnując z TVN 24. Faktycznie miałam problem z przebrnięciem przez
pierwsze kartki - infantylne - myślałam przyzwyczajona do lektur typu
"Obłęd" Krzysztonia czy "pogrążyć się w mroku" Styrona. Ale wciągnęło.
Czyta się lekko i zdecydowanie poprawia nastrój.
Na dodatek przypadkowym przyciśnięciem klawisza włączyłam film, który do łez śmiechu mnie doprowadził. I to jest to co polecam. "Kołysanka " Machulskiego.
We wsi Odlotowo na Mazurach, w starej zrębowej chałupie mieszka rodzina wampirów, trudniąca się wyrabianiem glinianych wyrobów króliczków, jajek, czy innych ozdóbek ludowych. Jak to wampiry - żywią się krwią, więc co pewien czas we wsi ktoś znika: ksiądz z ministrantem, listonosz, aspirant policyjny, pani z pomocy społecznej...
Świetny film zjechany przez recenzentów, jednego z nich cytuję niżej:
"Niezwykle inteligentny zamysł Machulskiego, aby przedstawić naszą
ojczyznę jako biedny kraj, nawiedzany przez żywe trupy, które sączą
polską krew prosto ze stóp swoich ofiar (wśród nich mamy i moherowego
księdza, i przygłupiastego policjanta, i cycatą Wandę, co to Niemca
chciała), może i byłby śmieszny, gdyby nie natrętna myśl, że podobne
numery przerabiają na okrągło telewizyjne sitcomy oraz szopki
noworoczne. Mazurska wieś Odlotowo, w której karty rozdaje jąkający się
biznesmen (bardzo śmiała metafora), odlotowa nie jest. Wampirza familia
rodzinie Adamsów do pięt nie dorasta. Strach pomyśleć, jaki będzie
sequel." (J, Wróblewski)
Ja się nie nudziłam, pierwszy raz od stu lat obśmiałam się jak norka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz