czwartek, 1 kwietnia 2010

Moje drogi często wiodą do Lubomierza. Agnieszka i Mariusz.

Poznaliśmy się, a raczej zarejestrowaliśmy wzajemną obecność, na tresurze naszych wilków, w Jeleniej Górze. Agnieszka pracowała wówczas w BWA, Mariusz - współpracował z Teatrem Cinema. Z obrazami skojarzyłam go dopiero w staniszowskiej galerii Agaty Rome. Jelonek, który spoglądał ze wszystkich plakatów reklamujących Wrzesień Jeleniogórski, okazał się jego obrazem.
Zachwyciłam się od razu, bo romantyczną skłonność do snów gotyckich mam, więc całkowicie naturalnie poczęłam nasłuchiwać i się rozglądać. Zauważywszy, że nasze drogi dość często się przecinają, zagadnęłam. Po czym, z pewną nieśmiałością, wylądowałam u nich w domu w Kwieciszowicach.
Dom z tych jakie lubię, żyjący według pór roku, modernizowany na jedyny, właściwy jego właścicielom, sposób. Drewniane łóżka z zagłówkami, kominek i kuchnia węglowa, wszędzie rzeźby Agnieszki i obrazy Mariusza, różne formalnie a bardzo zbliżone w nastroju. Ogród ze strumykiem, nad którym przerzucony płaski, kolosalny kamień spełniał role kładki, stodoła szykowana na pracownię.. owoce, zioła, kot, pies i.. co zaskakujące – ożywione kontakty z wiejskimi sąsiadami. A myślalam, że będą się alienować. Z jakichś, bliżej mi nieznanych przyczyn rodzinnych, opuścili to miejsce przenosząc się do Popielówka pod Lubomierz. Jeszcze tam nie byłam, chyba pora, ciekawe co u nich słychać. Słyszałam, że intensywnie współpracują z Cinema, ale co więcej ?
Agnieszka, po początkowych próbach artystycznych, nie dostała się na ASP, więc skończyła filozofię. Musiało jednak w niej wrzeć, że rzuciła wszystko, między innymi pracę i przestawiła się na nowe – ryzykowne wg społecznej konwencji – tory. Mariusz dał jej impuls i odwagę , zapewne stwierdzeniem w stylu „człowiek musi robić to do czego jest stworzonym inaczej się udusi”. Wzięli ślub, który notabene widziałam, gdyż czekaliśmy przed USC z naszym wówczas przyjacielem w wielkim kryzysie - Józkiem i jego przyszłą, jakiś czas później zamieszkali na wsi, dość odległej od Jeleniej Góry. Mariusz już miał za sobą pierwsze chwile sławy związane z podbojem rynku niemieckiego (nie pamiętam gdzie), talent Agnieszki wybuchł nagle i zdumiał wszystkich jej dotychczasowych znajomych. Na wernisażu ich wystawy u nas był tłum wraz z rzadkim u nas gościem - szefową jeleniogórskiego BWA.

Ich sztuka.
Gotyckie sny – purystycznie czysta, średniowieczno – ludowo naiwna, oparta na symbolice i baśniowości średniowiecza, warsztatowo nawiązująca do starych technik. Gdy ostatnio się z nimi widziałam Mariusz nawiązując do sakralnej sztuki ludowej, stworzył dla cykle „Zabawy świętych” i „Rodzina Polska” oba o ciut żartobliwym wydźwięku. Facet bawi się swoim gotykiem. Nie będę się rozwodzić, odkryłam, że Agnieszka pisze na ich stronie – link na pasku bocznym.

1 komentarz:

  1. Ps. Agnieszka nie pisze o swojej sztuce, skupiając się na Mariuszu. Pozostaje więc je obejrzeć, a najlepiej - dotknąć jej "cierpiące anioły"

    OdpowiedzUsuń