Od rana jestem w pracy, ale spokojnie leniwie. Już wczoraj wracając do domu nastawiłam się na niespieszność dzisiejszego dnia, wszystko jest w końcu przygotowane do popołudniowej imprezy. Po wczorajszym pięknym słońcu aktywizującym wnętrze i zewnętrze, dzisiaj nad górami wisi szara mgła. Mgiełka deszczu, wczesnowiosenna szarość nagich drzew… Będę tu dzisiaj cały boży dzień, z ogromną przyjemnością, wolniutko tropiąc i likwidując zaległości. Te są zawsze.
Są ludzie, z którymi zawodowo zgrywam się błyskawicznie, są tacy, z którymi ie jest łatwo. Nie mam raczej problemów z nawiązywaniem kontaktów, bez jakiegokolwiek owijania w bawełnę dyplomacji, liczy się cel, nie pozór. To się bardzo sprawdza, dopóki nie trafi się na człowieka, który nie jest pewny siebie i swego albo, który cierpi na przerost formy nad treścią. W pierwszym wypadku trzeba się napracować, żeby przełamać nieśmiałość i wydobyć wiarę w siebie, w drugim jest dużo trudniej – bo często forma znacznie przewyższa treść i trzeba być nad wyraz delikatnym, żeby nie zrobić sobie i jemu krzywdy. Oczywiście upraszczam, jak to w pisaniu bywa.
W Kazimierzu poznałam fantastyczną kobietę, z tych moich kompatybilnych, powiedziałabym – szarą eminencję kulturalnego życia miasta. Już ją poniosło gdzie indziej, do nowych wyzwań, które realizuje tak lekko jak wypicie filiżanki herbaty czy powąchanie kwiatka.
Dorota jest osobą, która jest namacalnym ucieleśnieniem powiedzenia „gdzie diabeł nie może tam babę pośle”. Malutka, szczuplutka, smagła, czarnowłosa, o niesamowicie błyszczących węgielnych oczach, w malowniczo zwiewnych szatkach (bo jej strojów ubraniem nazwać nie można – za ciężkie słowo) – jest wszędzie. Załatwi wszystko, pieniądze na wystawę i trzy różne do niej katalogi (bo wystawa prezentowana w różnych miejscach), druk książek w ciągu miesiąca łącznie z ich napisaniem, wszystkie upierdliwe sprawy urzędowo - papierkowe, weźmie na siebie pełną odpowiedzialność za cudzy majątek i będzie nim dysponować odważnie jak swoim, pogada z księciem, ministrem i z robotnikiem – konkretnie, rzeczowo i efektywnie, otworzy muzeum – czego bała się panicznie a wszyscy wiedzieli, że nikt lepiej tego nie zrobi, wyniańczy swoich dwóch dorastających synów i mężczyznę tak sprytnie, że dopiero gdy zostawi ich na chwilę uświadomią sobie, że to ona, nie oni zrobili tę wielką rzecz, albo nie uświadomią sobie wcale. W chwilach swoich bardzo niskich lotów lubię do niej zadzwonić i pogadać o niczym bo wiem, że wzmocni mi skrzydła.
Dorotka teraz ja trzymam za ciebie wszystkie kciuki.
Są ludzie, z którymi zawodowo zgrywam się błyskawicznie, są tacy, z którymi ie jest łatwo. Nie mam raczej problemów z nawiązywaniem kontaktów, bez jakiegokolwiek owijania w bawełnę dyplomacji, liczy się cel, nie pozór. To się bardzo sprawdza, dopóki nie trafi się na człowieka, który nie jest pewny siebie i swego albo, który cierpi na przerost formy nad treścią. W pierwszym wypadku trzeba się napracować, żeby przełamać nieśmiałość i wydobyć wiarę w siebie, w drugim jest dużo trudniej – bo często forma znacznie przewyższa treść i trzeba być nad wyraz delikatnym, żeby nie zrobić sobie i jemu krzywdy. Oczywiście upraszczam, jak to w pisaniu bywa.
W Kazimierzu poznałam fantastyczną kobietę, z tych moich kompatybilnych, powiedziałabym – szarą eminencję kulturalnego życia miasta. Już ją poniosło gdzie indziej, do nowych wyzwań, które realizuje tak lekko jak wypicie filiżanki herbaty czy powąchanie kwiatka.
Dorota jest osobą, która jest namacalnym ucieleśnieniem powiedzenia „gdzie diabeł nie może tam babę pośle”. Malutka, szczuplutka, smagła, czarnowłosa, o niesamowicie błyszczących węgielnych oczach, w malowniczo zwiewnych szatkach (bo jej strojów ubraniem nazwać nie można – za ciężkie słowo) – jest wszędzie. Załatwi wszystko, pieniądze na wystawę i trzy różne do niej katalogi (bo wystawa prezentowana w różnych miejscach), druk książek w ciągu miesiąca łącznie z ich napisaniem, wszystkie upierdliwe sprawy urzędowo - papierkowe, weźmie na siebie pełną odpowiedzialność za cudzy majątek i będzie nim dysponować odważnie jak swoim, pogada z księciem, ministrem i z robotnikiem – konkretnie, rzeczowo i efektywnie, otworzy muzeum – czego bała się panicznie a wszyscy wiedzieli, że nikt lepiej tego nie zrobi, wyniańczy swoich dwóch dorastających synów i mężczyznę tak sprytnie, że dopiero gdy zostawi ich na chwilę uświadomią sobie, że to ona, nie oni zrobili tę wielką rzecz, albo nie uświadomią sobie wcale. W chwilach swoich bardzo niskich lotów lubię do niej zadzwonić i pogadać o niczym bo wiem, że wzmocni mi skrzydła.
Dorotka teraz ja trzymam za ciebie wszystkie kciuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz