Tak sobie myślę, że powinniśmy zrobić Zygmuntowi wystawę retrospektywną, okraszoną opowieściami, dowcipami i dygresyjkami ale.. "od przeprowadzki nie rozpakowałem pudeł z negatywami, nie mam czasu..."
sobota, 25 lutego 2012
Garść ploteczek
Tak sobie myślę, że powinniśmy zrobić Zygmuntowi wystawę retrospektywną, okraszoną opowieściami, dowcipami i dygresyjkami ale.. "od przeprowadzki nie rozpakowałem pudeł z negatywami, nie mam czasu..."
przygotowania do wiosny.
Postanowiliśmy nieco front zmienić. Istotnie ograniczymy wystawy artystów współczesnych, bo nawet sami artyści na nie nie przychodzą. Skupimy się na wystawach regionalnych. Przemyśliwamy tematy: architektura pensjonatów i willi Szklarskiej P. oraz budownictwo mieszkalne Szklarskiej - jest trochę chałup prezysłupowych, trzeba je wykorzystać zanim zaleje nas zakopiańszczyzna. Co sądzicie ? Ale póki co ten rok płynie zgodnie z planami.
wtorek, 21 lutego 2012
Małe sprzeczności
Robiąc wystawę w naszym maleńkim acz cudnym muzeum na rubieży zadaję sobie pytanie: dla kogo. To norma. Usiłuję znaleźć zapotrzebowanie, jeśli nie ogółu odbiorców to przynajmniej ze strony jakiejś reprezentatywnej grupy. (OJ.... się można poślizgnąć….). Jeśli grupa jest elitarna – w sensie estetycznego smaku – nie oczekuję, że wystawę odwiedzą tłumy. ( Chociaż o tłumach marzyć nie mogę niezależnie od wszystkiego, a to z powodu tychże rubieży i braku komunikacji miejskiej; otwarty niedawno dinopark ma swój dinobus na prąd - czego im zazdroszczę ). Bardzo trudno jest ocenić potrzeby odbiorcy a potem pokornie w nie trafić. Jeszcze trudniej gdy ich nie ma bądź są nieczytelne. W całkiem dużym, okolicznym, dawnym wojewódzkim mieście zwykła społeczność nie ma najwyraźniej potrzeby obcowania ze sztuką i kulturą muzealną, potrzeby niewymuszonej przez działania tak spektakularne jak warsztaty malowania bombek czy pisanek, wernisaże, targi staroci ect. Naturalny dla mieszkańców wielkich miast ruch muzealny tu nie istnieje. Trzebaby więc ten niewymuszony ruch sprowokować. Na pewno nie zrobi tego, całkiem niezła skądinąd, wystawa współczesnego szkła i ceramiki, prezentująca dzieła polskich tuzów tych dziedzin, z dwiema sławami sławami na czele: Reginą Puchałową i prof. Krystyną Cybińską, obie z Glorią artis. Zbyt elitarna. Czy zrobi to wystawa pokonkursowa międzynarodowego konkursu graficznego ?
piątek, 10 lutego 2012
Czy to ten sam dom numer 1 ?
Mały, niepozorny, odsunięty od ulicy, posadowiony na terenie wzniesionym - więc dostępny po kilku schodkach. Również za czasów niemieckich był pierwszym domem w Jeżowie. Wzniesiony został w 1809 r. - podobno nad drzwiami znajdowała się niegdyś data. Otoczony był ogrodem z altanką, przed fasadą - rozłożysta grusza. Był własnością rodziny Schneider a ostatni przed wojną jego właściciel był strażakiem. W bezpośrednim sąsiedztwie znajdował się las miejski. Kolejną posesję zajmował niejaki Held, zbieracz i hodowca dziwacznych zwierząt, który na swojej posesji zorganizował swoiste zoo.
Dom niedawno został całkowicie wyremontowany. Niska, wydłużona bryłą i przysadziste proporcje - to wszystko co pozostało. Zmieniono układ niewielkich otworów okiennych, w narożach pojawiło się pseudoboniowanie, wymieniono drzwi. No i kolor - jadowicie pomarańczowy. Ale to dobrze, w tym naszym szarym świecie - jak spłowieje to za dwa, trzy lata będzie akurat.
wtorek, 7 lutego 2012
małe prywatne co nieco
niedziela, 5 lutego 2012
Dom nr 189
Przed wojną był to dom rodziny Lienig, która przez kilka lat zarządzała karczmą sądową. Praprzodek rodziny przywędrował na Śląsk z Palatynatu zwanego i dziś niemiecką Toskanią, zaś pierwszym znanym na naszych terenach jest piwowar Christian Gottheld Lienig urodzony w 1797 r. w Dębowym Gaju koło Lwówka Śl. (zm. 1875 w Jeżowie) - dzierżawca browaru w Nostitz i przynależnej do niego gospody piwnej w Sobocie koło Lwówka Śląskiego. Gazeta lwówecka w 1860 r. chwaliła doskonałe trunki Lienga oraz mocne piwo warzone w jego browarze a serwowane w gospodzie.
W międzyczasie karczmą sądową zarządzał ich syn - Theodor Heinrich, który zmarł dosyć wcześnie bo w wieku 46 lat. (1879). Wdowa wyszła po raz drugi za mąż, po czym ponownie owdowiała i w 1903 przeniosła się do domu nr 189, gdzie zamieszkała na pierwszym piętrze. Karczmę przejął jej syn - Willi Karl Theodor Lienig z żoną - Minną z domu Landeck. Willi (1865 - 1934) skończył powszechną szkołę w Jeżowie, potem średnią prywatną szkołę z internatem w Jeleniej Górze, następnie został podopiecznym admirała Dirksena w ziemskim majątku Pilegrzymka koło Złotoryi. Dygresja 1. Powróciwszy do domu pomagał matce w karczmie. Ożenił się i urodziła im się pierwsza czwórka dzieci: Hildegarda, Hertha, Albert i Johanna. Kolejne dzieci: Margrete, Martha i Erich urodziły się już w domu rodzinnym. Rodzina gospodarowała na 8,5 ha ziemi, rozciągającej się od granic posesji po cmentarz ewangelicki. I, jak widać, można było z tego żyć. W czasie I wojny w domu zakwaterowano starszych strzelców 5 rowerowego batalionu rezerwowego, wśród nich Bruno Neydrowskiego, późniejszego męża Herthy Lienig.
A po wojnie skończyły się dobre czasy, zaczęła się inflacja. W wyniku zarządzonej przez państwo rewaloryzacji hipotek i wkładów oszczędnościowych rodzina straciła 23000 marek w złocie. Wypłacane dzieciom aktywa z książeczek oszczędnościowych były bezwartościowe, podobnie jak pożyczka wojenna. Z majątku o wartości 5 mln. marek zostało 1250 marek. Potem zahamowanie inflacji, wymiana waluty: bilion marek wart był 1 markę rentierską, dla obrony nowej waluty państwo wprowadziło rentierskie hipoteki od gospodarstw rolnych - cokolwiek to znaczy. ( i pomyśleć, że to wszystko działo się wiek po zniesieniu pańszczyzny. Kim byli ci ludzie, z czego żyli w tej bardzo bogatej wsi ? Z rolnictwa ? ) A mimo wszystko, mimo kryzysu dzieci Lenigów uczyły się gry na fortepianie. Lekcji udzielał im Richard Baumert, który wraz z żoną wynajmował u nich mieszkanie. Po wojnie Baumertowie przeprowadzili się do willi Dittricha w Jeżowie Dolnym zaś na ich miejsce przyszła rodzina Ansorge: Richard - przedsiębiorca przewozowy i Selma z domu Neubert z majątku Neubery w Jeżowie Górnym. Póżniej lokatorami była rodzina Heinricha Paula.
Dygresja 1. Snuję to na bazie opowieści Bruno Neydrowskiego, nie dosyć dokładnej,. Nie wiem więc o którego Dirksena chodzi. Czy o tejnego radcę niemieckiego MSZ Wilbalda von Dirksena,wcześniejszego zimemianina i kapitana konnej policji ? który kupił Grodziec w 1899 r. ? Bo chyba nie o jego o jego syna .Herberta. Ani jeden ani drugi nie był admirałem. I czy Pielgrzymka należała do majątku Grodziec ? Sporo grzebania:))